Świat współczesny ma wiele braków. Wielkiej miary, dotkliwych, pociągających za sobą niewyobrażalne skutki. Ekolodzy grzmią o zagrożeniach cywilizacyjnych, które mogą nieodwracalnie zniszczyć nasze środowisko. Słyszymy o braku wody pitnej, o kończących się zasobach energetycznych, o katastrofalnym spadku tzw. „owoców morza”, o zgubnym efekcie cieplarnianym i temu podobnych zagrożeniach. Wizja przyszłości rysuje się w najczarniejszych kolorach.
Wśród tych wielkich, ogólnoświatowych problemów prawie śmiesznie zabrzmi alarmujący okrzyk – cierpimy na brak zdrowych rodzin, emocjonalnie zdrowo rozwiniętych dzieci, na brak prawdziwych matek i na brak prawdziwych ojców!!
A z tej właśnie przyczyny musimy żyć w coraz okropniejszym świecie. Ludzie zbyt często zamieniają się w bestie, coraz częściej słyszymy o przerażających zbrodniach, o eskalacji zła. W świecie dorosłych, w świecie młodzieży a nawet wśród dzieci.
Nie byłoby tego, gdyby rodzina była zdrowa. A rodzina jest dzisiaj w stanie kompletnej ruiny.
Czy rodzina dziecka jest pełna czy niepełna? Czy matka jest zamężna, czy żyje w stanie wolnym, a może w konkubinacie? Kto jest prawnym opiekunem dziecka – matka, ojciec, krewni? Czy ojciec dziecka jest znany? Czy utrzymuje z dzieckiem kontakt (sporadyczny, częsty)?
Oto stan współczesnej rodziny... Ból i rozpacz! Płakać się chce nad losem wychowywanych w takich „rodzinach” dzieci. Ileż krzywdy i bólu muszą wycierpieć. A ponieważ nie umieją głośno mówić o swoich krzywdach, gdyż nie są ich jeszcze świadome – nikt nad nimi się nie lituje. Nawet „rodzice” – ci są zajęci układaniem sobie życia na nowo, szukaniem nowych doznań i nowych atrakcji...
Może najpierw o współczesnym „modelu” ojca. Te rozmyślania przychodzą mi z trudem – jakbym mieszał w naczyniu z niezbyt miłym zapachem... Ale trzeba o tym powiedzieć, gdyż coraz więcej takich „wzorców”.
Współczesny ojciec to faktycznie „model” – wysportowany, zadbany, pachnący. Nieobce są mu salony piękności. Jeśli w modzie jest 3-dniowy zarost, goli się co trzy dni. Jeśli znany idol zaczyna nosić podkoszulek pod marynarką – rezygnuje z koszuli.
Bez nich przecież nic nie ma – ani samochodu, ani domu, ani nowych mebli. Nie można wywieźć rodzinki na zagraniczne wczasy, niewiele się znaczy „w towarzystwie”.
Twardy! Nie da sobie w kaszę dmuchać. Ani w pracy ani... w domu. Bardziej niż przebywanie z rodziną ceni sobie zajęcia na basenie, hali sportowej lub w siłowni. Odruchy miłości są mu nieznane – bo to wstyd, natomiast nie waha się okazywać reakcji forujących go na tzw. „macho”. Jego samopoczucie w największej mierze podnosi: brak tłuszczu pod skórą (w zamian – góra mięśni), nowy krój garnituru, ekskluzywny samochód, wielki dom w atrakcyjnej dzielnicy, wielocyfrowe konto. Zabiegany, zapracowany, nerwowy, wybucha z byle powodu.
Domy z takimi ojcami są pełne niepokoju, bieganiny, zapracowania, kłótni, walki o swoją pozycję, niepewne jutra. Dzieci, póki są małe - cierpią, ale gdy dorosną – szybko odpłacają pięknym za nadobne. Szalony kołowrót!
Gdyby tak było, w ogóle bym o tym nie pisał. Szkoda pióra...
Z jakimż sentymentem czytamy o biblijnych ojcach – Abrahamie, Mojżeszu, Noem, Jobie czy nowotestamentowym Józefie. Jacy mocni, stateczni, mądrzy! Ileż w nich spokoju, miłości, dobroci. Wiedzą, gdzie idą, wiedzą czego szukają. Pokorni jednak śmiało stawiający czoło przeciwnościom. Prawdziwe fortece dla swoich żon i dzieci. Łatwo wyobrażamy sobie ich domy, tchnące miłością i spokojem, pełne radosnych okrzyków i śmiechu dzieci. Matki z jasnymi obliczami, uśmiechnięte i spokojne o swój los. Dzieci zdrowe emocjonalnie, doznający wiele miłości, wychowywane w cierpliwości i Bożym pokoju. Przez to ufne, radosne, umiejące kochać, bo same kochane. Ojcowie cieszący się szacunkiem i poważaniem, bogobojni, mocni w wierze, pełni mądrości. Szlachetni, miłujący swoje żony, łagodni i wyrozumiali, przytulający swoje dzieci, cierpliwie przekazujący im prawdziwe wartości. Ojcowie będący tarczą dla domu przed zgubnymi wpływami zewnętrznymi.
Nieprawda! Do końca życia będę pamiętał pewne wydarzenie. Na jakimś chrześcijańskim zjeździe zostaliśmy zaproszeni do rodziny liczącej ... trzynaścioro dzieci! Idąc tam wyobrażałem sobie, że zobaczę stroskanego i zagonionego ojca, steraną życiem, wyniszczoną kobietę i gromadę hałaśliwych, niesfornych dzieci. Ale to, co zobaczyliśmy było tak niezwykłe i piękne, że kiedy wyszliśmy, po wizycie, powiedziałem: „słuchajcie, mam wrażenie, że wyszliśmy właśnie od rodziny Abrahama!” (Ten brat miał taką dostojną brodę, jak Abraham na obrazkach). Zobaczyliśmy pełnego pokoju, uśmiechniętego i pokornego ojca. W jego oczach można było zobaczyć spokój, mądrość i odwagę. Matka siedziała na fotelu i przypominała raczej... dostojną królową wśród swoich dworzan niż zapracowaną kobiecinę. Dzieci, pełne uśmiechu, krzątały się obsługując swoich rodziców i gości. Pokój Boży, radość i szczęście były wprost namacalne. W pewnym momencie przekornie zapytałem tego brata: „przy którym dziecku powiedziałeś Bogu – dość Panie?”
Spojrzał na mnie, jakbym był przybyszem z innej planety: „jak możesz o czymś takim pomyśleć?”
Ojciec według zamysłu Bożego... Opoka dla swojej rodziny. Wzór (dobry!) dla swoich dzieci. Skąd bierze się ich siła i mądrość? Stąd, że boją się Boga, są Jemu wierni i żyją według Jego przykazań. Nie zabiegają o to, co wielkie w świecie, lecz o to, co wielkie u Boga. Ojcostwa uczą się od Boga. To obecność Boga w ich życiu czyni ich takimi. Są wierni Bogu i On odpłaca im swoim błogosławieństwem.
Pamiętamy dobrze (gdyż najbardziej nam dokucza!) najważniejsze przykazanie dane mężom (dobry ojciec to równocześnie dobry mąż). Mamy miłować swoje żony. I gdyby na tym się kończyło – nie byłoby źle. Przecież miłujemy swoje żony i nie potrafimy zrozumieć, dlaczego one tego nie dostrzegają? Ale dalej pisze – jak mamy je umiłować? Ef. 5,25-27. I tu zaczyna się problem, bowiem Słowo Boże wyjaśnia: Tak, „jak Chrystus umiłował Kościół i... wydał zań samego siebie”! Wydać samego siebie! To jest powód, że brakuje ojców według Bożego serca. Zbyt wysoka cena! Kogo na to stać, kto się na to zgodzi? Żądać, by żona była uległa – to owszem. Ale wydać samego siebie?...
A ofiarowanie zaczyna się od ojca...
Ofiarowanie w małżeństwie, to oddawanie siebie, swoich ambicji, swoich racji. To służenie drugiemu. Złóż ofiarę ze swego życia.
W jaki sposób?
- zaprzyj się swojej woli – kiedy tylko powstaje dysonans,
- by zachować pokój – odstąp od swojej racji. Zwykle chodzi o błahostkę,
- zamiast nowoczesnego telewizora pomyśl o wniesieniu nowego, mocniejszego muru, który będzie skutecznie izolował twój dom przed demoralizującym wpływem świata,
- zniż się do poziomu dziecka. Ciesz się tym czym ono się cieszy. Zabaw się z nim, porozmawiaj o śmiesznych dla ciebie, ale dla niego ważnych sprawach, poświęć mu swój „cenny” czas. Nie ma cenniejszego czasu niż społeczność z rodziną. Niech zobaczą, że są dla ciebie ważniejsi niż wszystko inne. Chociaż są małe – dostrzegą to! I odpłacą ci miłością.
Pójdziesz wtedy w ślady Jezusa. Zrozumiesz, co On przeżywał wyrzekając się wszystkiego. Na tym polega miłość! Nauczysz się, co to znaczy miłować! Z takiej ofiary wyrośnie coś pięknego i cennego. Dlatego nie bój się kosztów. Zyski są o wiele większe!
- swoją tężyzną fizyczną – pójdą na pierwszy lepszy film o supermanie i stracisz koszulkę lidera,
- erudycją - w szkole, na uczelni zawsze znajdzie się ktoś lepszy,
- wpływami i pozycją – kolejni „bogowie” rodzą się jak grzyby po deszczu,
- osiągnięciami - powyżej uszu mają puste przechwałki,
- bogactwem – nadęci i samolubni nie są miłym towarzystwem.
Niech raczej zobaczą w tobie:
- miłość – cały świat intensywnie jej szuka i nie może znaleźć,
- radość – gdy inni mają tylko jej namiastkę,
- wiarę i ufny spokój w obliczu zagrożeń – nawet supermocarstwa tego nie mają!
- wierność – zechcą poznać Tego, komu jesteś wierny aż na śmierć. A o to przecież się modlisz.
Ojcowie według Bożego serca zawsze nieśli swoim bliskim a także otaczającemu ich światu prawdziwą miłość, głęboki pokój, harmonię i szczęście.