A
A
A
Błogosławieni miłosierni
„Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy:
Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary.”
Ew. Mateusza 9,13
Światło Bożej miłości sięga do każdego zakątka ziemi, przenika do ludzkiego serca, topi je i czyni czułym na ludzką biedę, nieszczęście i ból. O miłosierdziu ludzi można mówić wiele pięknych słów, które jednak pozostają tylko pustymi frazesami. Znacznie lepiej jest samemu dać przykład miłosierdzia: podwinąć rękawy i wziąć się do pracy.
Tak właśnie zrobił brat Walery Kuzimicz, który chcąc spełnić swoje marzenie nie przestraszył się żadnych trudności, które pojawiły się przed nim. Z Bożą pomocą założył „Dom Miłosierdzia” dla inwalidów, staruszków i ludzi samotnych. Marzenie to zrodziło się w jego sercu w momencie, gdy razem z żoną wzięli na wychowanie trzyletnią dziewczynkę, która była niepełnosprawna – od urodzenia miała nierozwiniętą jedną nóżkę. Przyjęli ją jak własną córkę, pomimo tego, że mieli już wtedy ośmioro swoich dzieci.
Walery rozpoczął remont domu, który otrzymał od swego dziadka. Niezbędny był kapitalny remont oraz doprowadzenie wody do budynku. Miał przy tym różne trudności, jedni śmiali się z niego inni posądzali go o to, że chce robić biznes, a on modlił się tylko, żeby każdy, komu nie jest obojętny los chorych i nikomu nie potrzebnych ludzi, otworzył taki biznes. Nie musiałyby wtedy istnieć domy starców i sierocińce.
Praca nad wyremontowaniem budynku była ciężka, potrzebne były pieniądze i ręce do pracy. Ale Bóg im błogosławił tak, że wszystko było wykonane w odpowiednim czasie. Brat Walery był za wszystko wdzięczny Bogu. Do pracy zaangażowała się cała jego rodzina, bracia i młodzież z kościoła. Wspólnymi siłami odremontowali stary budynek w piękny, spokojny „Dom Miłosierdzia” - dom, który jednoczy ludzi jednym słowem - „rodzina”. Bóg błogosławił i poruszał serca różnych ludzi do ofiarowania na ten cel.
Dziś dom ten stał się domem rodzinnym dla ośmiu dusz. Jest Piotr Poczyniuk (ma 54 lata, jest sparaliżowany) oraz trzy jego córki w wieku 23, 24, 26 lat, które są na wózkach inwalidzkich i nie mogą same się poruszać. Ich matka umarła. Jest także 42-letni mężczyzna, który ma amputowaną nogę i sparaliżowaną rękę, oraz dwie starsze kobiety, które nie miały gdzie się podziać. Wszyscy mają zapewnioną dobrą opiekę i miłą atmosferę.
Na dzień dzisiejszy dom ten funkcjonuje dzięki ofiarności ludzi, którym nie jest obojętny dramatyczny los ludzi.
Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary.”
Ew. Mateusza 9,13
Światło Bożej miłości sięga do każdego zakątka ziemi, przenika do ludzkiego serca, topi je i czyni czułym na ludzką biedę, nieszczęście i ból. O miłosierdziu ludzi można mówić wiele pięknych słów, które jednak pozostają tylko pustymi frazesami. Znacznie lepiej jest samemu dać przykład miłosierdzia: podwinąć rękawy i wziąć się do pracy.
Tak właśnie zrobił brat Walery Kuzimicz, który chcąc spełnić swoje marzenie nie przestraszył się żadnych trudności, które pojawiły się przed nim. Z Bożą pomocą założył „Dom Miłosierdzia” dla inwalidów, staruszków i ludzi samotnych. Marzenie to zrodziło się w jego sercu w momencie, gdy razem z żoną wzięli na wychowanie trzyletnią dziewczynkę, która była niepełnosprawna – od urodzenia miała nierozwiniętą jedną nóżkę. Przyjęli ją jak własną córkę, pomimo tego, że mieli już wtedy ośmioro swoich dzieci.
Walery rozpoczął remont domu, który otrzymał od swego dziadka. Niezbędny był kapitalny remont oraz doprowadzenie wody do budynku. Miał przy tym różne trudności, jedni śmiali się z niego inni posądzali go o to, że chce robić biznes, a on modlił się tylko, żeby każdy, komu nie jest obojętny los chorych i nikomu nie potrzebnych ludzi, otworzył taki biznes. Nie musiałyby wtedy istnieć domy starców i sierocińce.
Praca nad wyremontowaniem budynku była ciężka, potrzebne były pieniądze i ręce do pracy. Ale Bóg im błogosławił tak, że wszystko było wykonane w odpowiednim czasie. Brat Walery był za wszystko wdzięczny Bogu. Do pracy zaangażowała się cała jego rodzina, bracia i młodzież z kościoła. Wspólnymi siłami odremontowali stary budynek w piękny, spokojny „Dom Miłosierdzia” - dom, który jednoczy ludzi jednym słowem - „rodzina”. Bóg błogosławił i poruszał serca różnych ludzi do ofiarowania na ten cel.
Dziś dom ten stał się domem rodzinnym dla ośmiu dusz. Jest Piotr Poczyniuk (ma 54 lata, jest sparaliżowany) oraz trzy jego córki w wieku 23, 24, 26 lat, które są na wózkach inwalidzkich i nie mogą same się poruszać. Ich matka umarła. Jest także 42-letni mężczyzna, który ma amputowaną nogę i sparaliżowaną rękę, oraz dwie starsze kobiety, które nie miały gdzie się podziać. Wszyscy mają zapewnioną dobrą opiekę i miłą atmosferę.
Na dzień dzisiejszy dom ten funkcjonuje dzięki ofiarności ludzi, którym nie jest obojętny dramatyczny los ludzi.
Brat Walery, mówi o sobie, że jest narzędziem w rękach Bożych i w Bogu jest nadzieja, a nie u ludzi. To Bóg pobudza nasze serca do czynienia dobra. Ten piękny dom miłosierdzia i współczucia do bliźniego darowany jest od Boga, lecz od nas zależy czy chcemy poddać się Bożej obróbce i wydać ten piękny owoc. A to kosztuje nasze „ja”.
Czy jesteśmy gotowi zapłacić tę cenę?