A A A
Kobiece frustracje

Być może to kogoś zdziwi gdy powiem, że kobiety są moim zdaniem dwa, albo nawet trzy razy bardziej sfrustrowanymi istotami niż mężczyźni, chociaż oczywiście nie zawsze musi być to regułą. Z tego też powodu wiele z nich próbuje dowieść swojej wartości w tym dość mocno zdominowanym przez mężczyzn świecie. I to jest pierwszy ważny powód kobiecych frustracji: Światem generalnie rzecz biorąc, rządzą mężczyźni. Dotyczy to zarówno świata nauki, polityki, czy biznesu, ale też wojska, policji, czy świata przestępczego, co jest dość oczywiste ze względu na większą siłę i odporność psychiczną mężczyzn. Panowie prawie zupełnie zdominowali przemysł ciężki, kopalnie, budowy, oraz duże zakłady pracy, w których panują trudne warunki i to oni w zdecydowanej większości pływają statkami i latają samolotami. Paniom zostawiono funkcje pomocnicze, a one coraz częściej nie chcą się na to godzić. W domu mąż jest tradycyjnie głową rodziny, w pracy zwykle panowie są dyrektorami i kierownikami, a panie siedzą przy komputerach i piszą, liczą lub przygotowują różne dokumenty. Czy to jawna niesprawiedliwość, czy może tylko dobrze pomyślany podział ról? Opinie są podzielone, a wiele pań denerwuje i frustruje już sama niemożność zmienienia tego porządku. Nawet w Kościele Jezusa Chrystusa ten podział nie jest równy, ale ze względu na to, że pochodzi od Boga, nie powinien budzić zastrzeżeń wśród wierzących. Tak się jednak nie dzieje i wiele sióstr otwarcie protestuje przeciwko tej nierówności. Inne znoszą to w milczeniu lecz niejednokrotnie nie chcą się godzić na tą - ich zdaniem - niesprawiedliwość. Czy to jednak jest możliwe, żeby Bóg się pomylił i był niesprawiedliwy względem kobiet? A może jest to najlepsze z możliwych rozwiązań?

Oczywiście władza nad światem ma więcej składowych i dotyczy przede wszystkim urodzenia się w dość szczelnych sferach rządzących, po drugie - zależy od posiadanego majątku, inteligencji, wykształcenia, czy odpowiednich predyspozycji do pełnienia pewnych funkcji. Moim zdaniem wręcz niemożliwe jest dostanie się na wysokie urzędy i w odpowiednie sfery władzy bez odpowiednich wpływów duchowych. Żadna elitarna grupa trzymająca jakikolwiek kawałek władzy nie przyjmie w swoje szeregi kogoś, kogo nie uzna za „swojego”. Odrzucani są przede wszystkich chrześcijanie, chociaż mogą oni zajmować kierownicze stanowiska na niższym i średnim szczeblu, jeżeli wyróżniają się kompetencjami lub jest to Bożą wolą. W starożytnym Babilonie uprowadzeni Izraelici mogli uprawiać rolę, albo winnice, handlować, żenić się, a nawet zajmować niższe stanowiska państwowe. Życie w dostatniej delcie Eufratu nie należało do najgorszych z ludzkiego punktu widzenia, nawet dla przesiedleńców z Izraela. Jednak, te przywileje były niczym wobec faktu, że nie mogli służyć swojemu Bogu.

Tak też jest i dzisiaj. W tym względzie nie zmieniło się wiele. Chrześcijanie, którzy odstępują od prawdy Bożego Słowa i angażują się w życie doczesne na zasadach panujących w świecie, mogą odczuwać zadowolenie z osiąganych sukcesów, cieszyć się z powiększających się majątków, a nawet czuć się szczęśliwymi w swoich domach w takim wymiarze w jakim jest to dostępne innym ludziom, ale nie mogą już żyć blisko Boga. Tak to niestety działa, gdyż nie można dwom panom służyć (Mt 6,24), a kto chce być przyjacielem świata, ten staje się nieprzyjacielem Boga (Jk 4,4). Poza tym z woli Boga mężczyźni, a nie kobiety rządzą tym światem (1Mż 3,16) i kto się temu sprzeciwia nie tylko występuje przeciwko panującemu porządkowi, albo tradycji, ale samemu Bogu. Takie są konsekwencje tzw. grzechu pierwszych rodziców, do których zaliczamy jeszcze trud i znój mężczyzny w pracy na roli (1Mż 3,17), oraz bóle porodowe kobiety (1Mż 3,16).

No i właśnie uciążliwa ciąża, bóle porodowe, a potem opieka nad dziećmi są kolejnym powodem frustracji wielu pań, którym wydaje się, że już od urodzenia zostały zaszufladkowane i przeznaczone do określonych ról życiowych. Te role nie stworzył system, lecz Stwórca. Nie ma takiej możliwości, żeby mężczyzna mógł wejść w rolę kobiety. O ile mężczyzna może wejść do łóżka drugiego mężczyzny, to jednak dzieci z takiego związku nie będzie. Podobnie jest z kobietami. Z tego też względu wszelkie takie zachowania nazywamy wynaturzeniami, bo są one sprzeczne z naturalnym popędem seksualnym panującym zarówno wśród ludzi jak też i zwierząt. Dzisiaj świat robi bardzo wiele żeby odwrócić ustalony przez Boga porządek, ustanawiając nie tylko równość prawną kobiety i mężczyzny, ale też seksualną, a nawet dąży do samostanowieniu o tym czy chce się być kobietą, czy mężczyzną. Ze względu na liczne środki antykoncepcyjne, oraz kliniki aborcyjne wiele współczesnych kobiet nie obawia się niechcianej ciąży, a rozwiązłość seksualna została pozbawiona hamulca. Jest już taka możliwość, że jeżeli nie ma się partnera, a ma się pieniądze to można sobie zamówić dziecko z próbówki od losowo wybranego dawcy, czyli „in vitro”. Wiele dobrze usytuowanych materialnie kobiet zwłaszcza w zamożnych społeczeństwach nie chce mieć dzieci, bo to kłopot. Kobiety niejednokrotnie rezygnują z macierzyństwa aby nie wypaść z zawodowego obiegu, możliwości robienia kariery lub dokształcania się. Koniec końców często jest tak, że niewiele kobiet znajduje szczęście w sukcesach zawodowych i żałuje swojego buntu przeciwko macierzyństwu. Uparte dążenie do równouprawnienia w sferze społecznej, politycznej, rodzinnej, czy zawodowej pozbawiło kobiety szczęśliwego życia w zaciszu domowym, rodzinnego gwaru, czy szczęścia oglądania wnuków na starość. Trzeba się więc z tym zgodzić, że brak akceptacji wyznaczonej im roli, oraz brak możliwości szczęśliwego wejścia w inną rolę może frustrować.

Nowoczesne kobiety często powołując się na patologie rodzinne, przemoc w rodzinie, cierpienie związane z chorowaniem lub umieraniem dzieci, nierówny podział obowiązków, niskie poczucie własnej wartości (jeżeli nie mają sukcesów zawodowych, są zależne finansowo lub nie dorównują mężczyznom wykształceniem), ale też powołując się na prawo do równości, do realizacji własnych planów, marzeń i ambicji - burzą panujący na świecie porządek. Życie dla innych przestało być dla nich modne i pożądane. Trudno odmówić im części racji, ale wydaje się, że prawda leży gdzie indziej. Problemem okazuje się tutaj owa „nowoczesność” kobiet. Świat zdecydowanie się zmienił po powszechnym odrzuceniu przez ludzkość w XIX wieku wiary w istnienie Boga czego wyrazem było zaakceptowanie i wprowadzenie do podstaw nowoczesnej nauki teorii Darwina. Nowoczesny człowiek opowiadając się za naukową ewolucją życia odrzucił prawdę Bożego Słowa, a wraz z nią samego Stwórcę. Doszło do bardzo wyraźnego opowiedzenia się ludzkości za wyborem „drzewa poznania dobra i zła” co spowodowało odłączenie nas od „drzewa życia”. Inaczej mówiąc ludzkość odrzuciła Jezusa, wiecznego Boga będącego na ziemi oraz jego miłość oferującą nam szczęśliwe życie wieczne na rzecz samodzielnego decydowania o własnym losie, czyli bycia samemu dla siebie bogiem. To bardzo kuszące - samemu ustalać normy dobra i zła, decydować o swoim lub czyimś życiu, nie służyć nikomu lecz oddać się realizacji własnych pragnień. Być bogiem dla siebie samego. Dzisiaj wierzymy nauce którą sami tworzymy. Niesie to z sobą wiele konsekwencji zwłaszcza gdy bogiem chce być każdy. Wina nie leży tu wyłącznie po stronie kobiet. Gdy mężczyźni zrzucili z siebie jarzmo Bożego Słowa, kobiety zrzuciły z siebie jarzmo mężczyzn.

Zamieszanie zrobiło się też w innych dziedzinach życia. Powstały wielkie międzynarodowe sekty odrzucające stary porządek religijny, takie jak: Mormoni, Adwentyści, czy Świadkowie Jehowy, a wszystkie one zakwestionowały bóstwo Jezusa. Tuż za nimi pojawiły się trzy ogromne religijne fale - nurt charyzmatyczny (w tym Katolicka Odnowa Charyzmatyczna), Ruch Wiary i ewangelia sukcesu, proponujące nam innego Jezusa niż ten, którego głoszono wcześniej. Chrześcijaństwo w dużej mierze poddało się kulturze babilońskiej tracąc moc płynącą z nauki o krzyżu, a opierając się o światowe metody funkcjonowania. Pojedyncze zbory, a nawet całe denominacje stały się dobrze funkcjonującymi przedsiębiorstwami finansowymi o charakterze religijnym, a głoszony dzisiaj Jezus jest troszczącym się o doczesny dostatek, powodzenie i zdrowie przyjacielem wszystkich, nie oczekującym od ludzi zmiany ich serca i życia. Współczesna kultura głosząca, że sami jesteśmy bogami decydującymi o swoim losie odcisnęła też swoje piętno na tradycyjnych społecznościach prawdziwych wierzących. Wielu chrześcijan wykoleiło się z powodu pseudo naukowych nowinek, inni polegli ulegając swobodzie seksualnej i powszechnej rozwiązłości, a jeszcze inni poszli zdobywać pieniądze potrzebne im do budowania swojego doczesnego szczęścia, pozycji i wygody. Wręcz powszechnym stało się powiedzenie, że każdy jest kowalem własnego losu, a przecież to takie dalekie od prawdy. Bardzo wielu zostało okłamanych przez różnych szarlatanów i zwodzicieli, nauki dalekiego Wschodu, okultyzm i nowoczesne (czytaj cielesne lub światowe) trendy w Kościele. Zapowiedziane wielkie zwiedzenie czasów ostatecznych jest już faktem.

Kobiety płynące na fali ogólnoświatowego buntu przeciwko staremu porządkowi nie tylko nie znalazły spodziewanego szacunku, szczęścia, czy zaspokojenia, ale też coraz częściej mówią o stresach i napięciach związanych z życiem zawodowym i społecznym, chociaż nie wszystko pragną odrzucić. Dotyczy to również chrześcijanek, które już nie chcą się skromnie ubierać, milczeć na zgromadzeniach i nakrywać głowy na znak posłuszeństwa Bogu lecz chcą błyszczeć jak ich koleżanki z pracy. Domagają się swoich praw i liczenia się z ich zdaniem nie rozumiejąc, że dla ich dobra zostały poddane woli mężczyzny. Będąc bowiem słabszą płcią są bardziej podatne na demoniczny wpływ duchowy i mają zdecydowanie większe skłonności do kompromisów. Nawet do nauki Biblii nie przywiązują takiej uwagi, jak bardziej drobiazgowi i uparci mężczyźni. Jednak trwając w posłuszeństwie nauczycielom i starszym zboru pozostają nie tylko w zgodzie z Bożą wolą, ale też dzięki temu zostają uchronione od następstw swoich duchowych błędów. Z drugiej zaś strony mężczyźni nalegający na poddanie kobiet, ich skromny ubiór i nakrywanie głów, często nie zauważają własnego nieposłuszeństwa względem swojej głowy, czyli Jezusa. On zaś jest głową zarówno mężczyzn jak i kobiet, dlatego też wszyscy jesteśmy zobowiązani do pełnego posłuszeństwa Jemu. Z całą pewnością małżeństwo, w którym mąż kocha żonę i troszczy się o jej szczęście, a ona jest mu dobrowolnie i z miłości poddana funkcjonuje o wiele lepiej niż to , w którym każdy sam jest dla siebie głową i każdy dba o swoje interesy. Nieprawidłowa postawa mężczyzn i kobiet w większym lub mniejszym stopniu przełoży się też na funkcjonowanie zboru. Jeżeli Kościół Jezusa jako Jego Oblubienica zamknie się na miłość i działanie swego Oblubieńca wypowiadając Mu posłuszeństwo i dążąc do samodzielnego decydowania o swoim losie, to szybko zamieni się w córkę Babilońską (Ap 17,5-6) działającą w oparciu o świat a nie Boga. I chociaż czasami niewłaściwe zachowanie braci w zborze, którzy nie do końca zrozumieli istotę i zadanie powierzonej im odpowiedzialności może dodatkowo irytować i frustrować siostry to chyba jest to lepsza postawa niż w udział w ogólnoświatowym buncie, którego autorem i pomysłodawcą jest sam diabeł. On to po raz pierwszy zaproponował ludziom bycie bogami decydującymi samodzielnie i samorządnie o swoim losie. Strzeżmy się więc ludzi, którzy wyglądają jak chrześcijanie, ale mówią jak Smok, czyli diabeł (Ap 13,11) zachęcając nas do odłączenia się od Boga na rzecz zostania bogiem dla siebie samego i powiedzenia sobie: Teraz nikt mi nie będzie mówił co mam robić! I chociaż przyozdobiono ten bunt wieloma fragmentami Biblijnymi i obwołano go drogą szczęścia, wolności, miłości, przyjaźni i równości to jednak nie jest to droga życia lecz śmierci i miejmy to na uwadze. Nie dajmy się tak łatwo zwodzić i łapać na tak stare lecz zawsze działające sposoby.

Trudno dzisiaj spotkać siostry, które bez zastrzeżeń byłyby poddane porządkowi ustanowionemu przez Boga. Prawie zawsze spotkamy się z jakąś okrojoną i zmiękczoną formą emancypacji lub feminizmu, i rzadko która pani przyzna, że jest to wpływ kultury w jakiej wyrośliśmy. Kultury, która uczy nas być bogami odrzucającymi Jezusa i biorącymi sprawy w swoje ręce po to, żeby osiągnąć to czego pragniemy. Zwykle nie osiągamy zamierzonego celu, a im bardziej ktoś nie godzi się z porażką, tym bardziej jest sfrustrowany. Początkowo walczy z niesprawiedliwością, nierównością i reliktami przeszłości zwanymi chrześcijańską tradycją, aż w końcu musi zacząć przegrywać. Poczucie bezsilności zabija nadzieję na to, że kiedyś będzie tak jak byśmy sobie tego życzyli, a znikający młodzieńczy entuzjazm przestaje równoważyć negatywne odczucia zbliżającej się klęski. Kobiety dodatkowo muszą znosić przemijanie swojej urody, utratę względów w oczach płci przeciwnej i świadomość, że lepiej już raczej nie będzie. Coraz częściej brakuje im sił, coś boli, ktoś rani słowami, albo krzywdzi wypychając za nawias starsze panie zastępując je młodymi i ładnymi dziewczętami. Stąd też płynie dodatkowa frustracja, chociaż chrześcijanki powinny znajdować ukojenie przy Jezusie i czerpać radość z nadziei nowego życia przybliżającego się krok po kroku. Trudno jednak wyczekiwać Jezusa, jeśli nie stał się miłością naszego życia. Co począć z tym, gdy zatwardziałe serce nie chce się zmienić i nikomu poddać, ale wciąż broni swojej pozycji boga, popadając złym emocjom i krytyce innych a usprawiedliwianiu siebie.

Świadoma walka z własnym sercem po to, aby poddać je Jezusowi jest czymś bardzo trudnym i wymaga ogromnej determinacji, ale zawsze przynosi błogosławione owoce. Zawsze też w takiej walce otrzymamy Boże wsparcie. Z czasem serce zacznie napełniać nie tylko Boże światło, ale też Boża radość i poczucie bycia kochanym, oraz akceptowanym przez Boga. To bardzo zmienia nastawienie do życia i daje siły do dochowywania Mu wierności w najtrudniejszych sytuacjach, i wcale nie jest wymuszone. Odrzucenie własnych pomysłów na życie zdecydowanie umniejsza poczucie niesprawiedliwości, a wlewa ufność w Bożą pomoc, a po jednej, czy drugiej walce poczucie wdzięczności i przekonanie, że wszystko pracuje na naszą korzyść. Zgoda na przyjęcie tego co Jezus nam daje uspokaja serce, które zaczyna odpoczywać gdy przestaje walczyć o swoje (ludzkie) prawa. Mamy świadomość, że oddaliśmy wszystko i już o nic z Bogiem nie walczymy, a równocześnie dostrzegamy, że z tego powodu nie idziemy na dno a przeciwnie - wiedzie nam się lepiej. W taki sposób zlewający się w jedną całość stan naszego serca i obserwacja życia zewnętrznego rodzą w nas poczucie bezpieczeństwa, którego wcześnie nie znaliśmy, a z czasem jesteśmy w stanie pójść jeszcze dalej. Napełnienie pustego i oczyszczonego naczynia naszego serca Duchem Świętym zmienia nas i rodzi nowe owoce, a w przypadku dochowania wierności prowadzi do nowej służby wykonywanej w mocy Ducha i niejednokrotnie obdarowania różnego rodzaju darami duchowymi. To jak zechce nas poprowadzić zależy głównie od Boga nie od nas, ale z całą pewnością do wszystkiego co ma nas spotkać zostaniemy przygotowani.

Podsumowując mógłbym powiedzieć, że jestem zwolennikiem miłości, wolności i równości między wierzącymi niezależnie od tego, czy są to siostry czy bracia. Wszelkie pomysły mające na celu zniewalanie sióstr przez braci, albo żon przez mężów uważam za nieporozumienie. Jednak odrzucenie propozycji diabła, aby być bogiem dla siebie niesie z sobą wielkie błogosławieństwo. Dopiero wówczas wszelkie przejawy zewnętrznego posłuszeństwa nabierają zbawiennego znaczenia. Miłość do Oblubieńca wyrażająca się w dobrowolnym i chętnym posłuszeństwie zawsze będzie miała wielką zapłatę, nawet jeżeli będzie dotyczyła tak pozornie błahych spraw jak nakrywanie głów, sposobu ubierania się, czy zachowywania się w zborze. Dyscyplina zborowa w tych zewnętrznych sprawach może uporządkować życie zboru, ale nie może zmienić serca człowieka, dlatego też powinno się najpierw głosić pokutę, drogę krzyża, czy potrzebę pełnego posłuszeństwa Bogu, czyli fundament życia chrześcijańskiego, aby dobrowolnie i z radością wprowadzane później w życie poznanie Bożej woli przyniosło oczekiwany rezultat doczesny i wieczny (Gal 6,8; Ap 19,7-8). Osobiście patrząc na wygląd, postawę i sposób zachowywania się wielu sióstr nie chciałbym chyba widzieć co jest w ich sercach, chociaż jego stan z pewnością jest ważniejszy. Z drugiej zaś strony nie chciałbym być stróżem długości kobiecych spódniczek jako przejawu ich duchowości, bo też nie o to chodzi. Odnoszę jednak wrażenie, że wiele sióstr walcząc o prawa kobiet często zbyt łatwo wchodzi w synchronizm z diabelskim buntem i jest z tego więcej szkody niż pożytku, bo nie są w stanie samodzielnie sobie pomóc. Lekarstwem na taką sytuację nie jest zrównanie praw kobiet i mężczyzn w światowym tego słowa znaczeniu, ale odrzucenie diabelskiego kuszenia do tego, aby być bogiem. Tak więc zatoczywszy spore koło wracamy do odwiecznego wyboru pomiędzy „drzewem życia” oraz „drzewem poznania dobra i zła”. Uważajmy więc na to, abyśmy walcząc o swoje lub czyjeś prawa w oparciu o swoją sprawiedliwość nie walczyli przypadkiem z samym Bogiem, nie godząc się na Jego sprawiedliwość. Bóg nie tylko jest dobry i kochający, ale też mądry i wszechmogący, więc nawet jeżeli czegoś w Jego Słowie nie rozumiemy to nie znaczy, że możemy to odrzucać i lekceważyć. Wszystko ma swój sens i wszystko otrzyma swoją odpłatę (Heb 9,27). Kto odrzuca to życie, aby zyskać nowe z Jezusem, bo uwierzył w prawdziwość Jego ofiary i obietnic, ten staje się godnym bycia Jego Oblubienicą. Dopiero na tym fundamencie z rozwagą powinniśmy budować nasze życie dalej (1Kor 3,9-17; Mt 5,18-20; Ap 22,11-20; Mt 7,21-27).

Nie jestem w stanie wczuć się w rolę kobiet, ich emocje, frustracje, postrzeganie świata i stosunków międzyludzkich w jakich przyszło im żyć, ale szukam wspólnej płaszczyzny myślenia opartego na posłuszeństwie Bożemu Słowu. Tylko tutaj mogę zrozumieć obietnice i towarzyszące im warunki skierowane do kobiet, które w duchowym znaczeniu nie różnią się od mężczyzn. One wraz z nami będą dziedzicami wiecznej chwały przygotowanej dla świętych w niebie.

Tomasz JaśkowiecKościół Chrystusowy w Połczynie Zdroju