A A A
Pandemia wirusa i strachu

Mamy wymarzony XXI wiek, czas gloryfikacji człowieka, jego praw, wartości i przywilejów. Charakteryzuje nas ludzi niespotykany dotąd na taką skalę hedonizm, czyli kultura zabiegania wyłącznie o własne szczęście. Ono zaś nie jedno ma imię. Dla jednych to władza i możliwość manipulowania innymi, dla innych dobrobyt bez ograniczeń, a dla jeszcze innych niczym nieskrępowana swoboda seksualna.

Świat ogarnia zupełnie nowe szaleństwo oparte na przekonaniu, że sensem życia jest spełnianie swoich marzeń. Ludzkość stacza się stopniowo, ale systematycznie coraz niżej i niżej, a sednem jej problemu jest przede wszystkim odrzucenie Boga i Jego mądrości, znanej już tylko nielicznym z Jego Słowa. Co za rozczarowanie. Miało być tak pięknie, a wyszło jak zwykle. Nawet rozwój nauki i techniki zamiast wprowadzić nas w nową wspaniałą przyszłość przyspieszył nam tempo życia i przysporzył problemów, cierpień i stresu. Piękny sen o własnej chwale, dobrobycie i niekończącym się szczęściu nie chce się spełniać. Ludzie zaś narzekają i bluźnią Bogu, którego Imię jeszcze czasami wspominają, zastanawiając się co z Nim jest nie tak, że takie rzeczy się dzieją. Nie siebie, ale Boga obarczamy odpowiedzialnością za nasze krzywdy. Czy to jest jednak uczciwe z naszej strony? Przecież Bóg się nie zmienił, a my owszem, ale na gorsze.

Wielki, wspaniały i bardzo wrażliwy na nasze dobro Bóg, który objawił się nam w życiu i nauczaniu Jezusa Chrystusa jest wciąż taki sam. Wciąż też jest gotów robić bardzo wiele dla naszego ocalenia. Czy jesteśmy to w stanie zobaczyć i docenić? Czy chcemy dostrzec Jego miłość w czasach globalnej ignorancji względem Jego Słowa? Mówimy, że Go znamy, ale tak naprawdę nic o Nim nie wiemy. Pragniemy Go doświadczać, a gdy przychodzi, jest przez nas lekceważony. Dla własnej chwały i korzyści powołujemy się na Jego Imię, ale w swoim życiu nie mamy zamiaru traktować Go poważnie. Taki jest nasz bezbożny świat odrzucający nawet Jezusa, a wraz z Nim ogrom Bożego błogosławieństwa.

Brak bojaźni Bożej pcha nas w ślady pierwszych rodziców, czyli ku katastrofie. Widzimy coraz więcej zła, nieszczęść, kataklizmów i plag z których największą jest chyba upadek moralności człowieka. I chociaż coraz częściej mówimy o końcu świata to jednak nie przygotowujemy się gorliwiej na nadejście naszego Pana – Jezusa Chrystusa. On jednak przyjdzie, chociaż może nie tak jak to sobie wyobrażamy.

W minionym wieku mieliśmy dwie wielkie wojny światowe i wiele mniejszych, ogrom głodu, biedy i nieszczęścia, a nawet trzy pandemie. Największa z nich dotyczyła grypy zwanej hiszpanką (1918-1919), która zabiła ponad 50 mln ludzi. Dwie inne pandemie grypowe jakie wybuchły w 1957 i 1968 zabiły kolejne dwa mln ludzi, a pandemia AIDS do dzisiaj zbiera swoje ogromne żniwo. W naszym wieku też już doświadczyliśmy pandemii grypy zwanej A/H1N1 (to mutacja dwóch szczepów grypy świńskiej i grypy ptasiej), która dołożyła kolne pół miliona ofiar. Wielu z nas powinno ją pamiętać, bo zabijała w latach 2009-2010.

Teraz gdy swoje żniwo zaczyna zbierać pandemia koronawirusa SARS CoV-2 wywołującego chorobę COVID-19, cały świat jest poruszony. Chociaż nie jestem najmłodszy, nie widziałem jeszcze takiej globalnej mobilizacji przeciwko wspólnemu wrogowi. Docierają do nas przeróżne informacje z kraju i ze świata, ofiary śmiertelne są już liczone w tysiącach, a to co najgorsze jest tak naprawdę jeszcze przed nami. Świat ogarnia strach i panika, które w wypadku znacznego zwiększenia się liczby ofiar również wzrosną. Wykupywana jest żywność, ulice pustoszeją, wstrzymany jest ruch międzynarodowy, zakłady pracy ograniczają swoją działalność, a giełda się mocno chwieje. Wielu traci swoje majątki, a inni bogacą się na tej panice.

Trudno się dziwić niewierzącym ludziom, bo odczuwają realne zagrożenie swojego największego dobra, życia. Dziwić natomiast powinna postawa wierzących. Oni też się boją o swoje życie, zdrowie i najbliższych. Nabożeństwa są odwoływane, ludzie wierzący zamykają się w domach, a od Boga oczekują ochrony przed zarazą. Jedni głoszą, że ją mają, inni wolą nie sprawdzać, czy Bóg jest z nimi. Czy takie powinno być chrześcijaństwo? Czy tak wierzą i postępują uczniowie Jezusa?

Chciałoby się powiedzieć za Charlesem Spurgeonem: „Bój się bać”. Rozumiem, że jakieś zakupy trzeba zrobić dla siebie i innych potrzebujących, wypada się też zastosować do ogólnokrajowych zarządzeń władz świeckich, ale drżenie o życie, które i tak nie należy do nas, lecz do Jezusa Chrystusa, jest dowodem bardzo słabej wiary i nieznajomości Jego miłości do nas. To również nieświadoma demonstracja braku zrozumienia drogi naszego zbawienia.

Celem naszego życia nie jest pełne obfitości, zwycięstw i sukcesów życie doczesne, ale upodabnianie się do Jezusa. Wszystko co temu służy jest dobre, a wszystko co nas od tego odwodzi jest złe. Do tego zostaliśmy powołani, aby się uświęcać przygotowując się do życia wiecznego ze Świętym Bogiem, a nie do tego, aby zapuszczać korzenie w tym świecie. To nie życie cielesne, ale życie duchowe w Chrystusie ma nieocenioną wartość i dlatego za każdą cenę musimy się trzymać Jezusa, bez którego nic nie jesteśmy w stanie uczynić (J 15,5). Jeśli bowiem żyjemy – dla Pana żyjemy, a jeśli umieramy – dla Pana umieramy, tak więc i w życiu i w śmierci do Niego należymy (Rz 14,7-9). Tak bowiem zostało napisane:

Rz 14:7-9 tpnt "Albowiem nikt z nas nie żyje dla samego siebie i nikt dla samego siebie nie umiera. Bo jeżeli żyjemy, to dla Pana żyjemy; jeżeli umieramy, to dla Pana umieramy; czy więc żyjemy, czy umieramy, jesteśmy Pana. Gdyż po to Chrystus i umarł, i powstał, i powrócił do życia, aby i nad martwymi, i nad żyjącymi zapanował."

Tak więc najważniejszą sprawą jest abyśmy pozostali pod panowaniem Jezusa i nie wyparli się Go w trudnych dla nas okolicznościach, realizując Jego wolę względem nas. A czego On od nas oczekuje pokazuje nam bardzo wymowny obraz z piętnastego rozdziału Ewangelii Jana. Ten w sumie dość długi fragment powinien nam uzmysłowić jakie Bóg ma priorytety i jakie my mieć powinniśmy.

Tak więc na początku widzimy cel naszego istnienia – przynoszenie owocu Bogu. Idąc dalej dostrzegamy, że jest to możliwe tylko wówczas jeżeli trwamy w Jezusie Chrystusie, bo wówczas Bóg widząc to oczyszcza nas, abyśmy jeszcze wspanialszy owoc przynosili. Tak się wzrasta duchowo. Trwanie w Chrystusie to trwanie w Jego miłości, a trwanie w Jego miłości to zachowywanie Jego przykazań, tak jak On zachował przykazania Swego Ojca. One powinny trwać w naszym sercu, je powinniśmy otoczyć czcią i szacunkiem tak, aby nigdy o nich nie zapomnieć.

Dalej widzimy, że trwanie w posłuszeństwie Bożym przykazaniom, to równocześnie trwanie w miłości do siebie nawzajem. Tak jak Jezus żywił względem ludzi prawdziwą i szczerą miłość, tak i my mamy czynić. Nie ma to być jednak miłość romantyczna, ani przyjacielska, ale prawdziwie Boska, taka która pozwoli człowiekowi przedłożyć sprawy, pragnienia i potrzeby drugiego człowieka ponad swoje własne. To wyjątkowy przejaw miłości poświęcającej swoje życie za innych ludzi. Taka jest wola Pana. To miłość do ludzi (zwłaszcza wierzących) powinna być znakiem rozpoznawczym prawdziwych chrześcijan. To o nas poganie winni mówić: Zobaczcie jak oni się miłują.

Skrajnym, bo ostatecznym przypadkiem takiej miłości jest dosłowne oddanie swojego życia w obronie wiary, czy życia swoich braci. To miłość, której uczy nas Jezus i przy realizacji której nie zostawi nas samych. A co jest dobre dla naszych braci i sióstr to Jezus określił w Swoim Słowie, abyśmy nie musieli polegać na własnej mądrości, czy domysłach.

Ten który sam jest miłością Sam działa w nas. To miłość wykraczająca poza wszelkie nasze wyobrażenie nawet poza zasłonę śmierci. Dlaczego więc obawiamy się utraty życia? Jeżeli do Pana należymy, to czy żyć będziemy, czy umrzemy możemy być pewni, że w każdej okoliczności Jezus wyświadczy nam to, co jest dla nas najlepsze. Być może teraz jeszcze tego nie rozumiemy, ale na pewno tak jest. Nikt nigdy nie kochał nas tak praktyczną, troskliwą i czułą miłością jak Bóg. Jezus wyraźnie nam to pokazał. Taki był gdy chodził po ziemi i taki jest teraz, nieustannie nadal o nas się troszcząc. To nie ma znaczenia w jakich czasach przyszło nam żyć, bo Jego miłość jest niezależna od okoliczności. Pomyślmy nad tym fragmentem, a później zastanówmy się również nad jego dalszą częścią. Być może zweryfikuje on naszą płochliwość.

J 15:1-17 tpnt "Ja jestem prawdziwą winoroślą, a mój Ojciec jest winogrodnikiem. Każdą latorośl, która we mnie owocu nie przynosi, tę odcina, a każdą, która przynosi owoc, tę oczyszcza, aby przynosiła obfitszy owoc. Wy już jesteście czyści, z powodu Słowa, które wam mówiłem. Trwajcie we mnie, a ja w was. Jak latorośl nie może przynieść owocu sama z siebie, jeśliby nie trwała w winorośli, tak i wy, jeśli we mnie trwać nie będziecie. Ja jestem winoroślą, a wy latoroślami. Kto trwa we mnie, a ja w nim, ten przynosi obfity owoc; bo beze mnie nic uczynić nie możecie. Jeśli ktoś nie trwałby we mnie, zostanie wyrzucony na zewnątrz jak latorośl, i usycha; takie zbiera się, wrzuca w ogień i płoną. Jeśli we mnie trwać będziecie i słowa moje w was trwać będą; cokolwiek byście chcieli, proście, a stanie się wam. W tym Ojciec mój dozna chwały, jeśli obfity owoc przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami. Jak mnie umiłował Ojciec, tak i ja was umiłowałem;trwajcie w mojej miłości. Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w mojej miłości, jak i ja zachowałem przykazania Ojca mojego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby moja radość trwała w was, a radość wasza była pełna. To jest moje przykazanie, abyście siebie nawzajem miłowali, jak ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości nad tę, gdy ktoś życie swoje kładzie za swoich przyjaciół. Wy jesteście moimi przyjaciółmi, jeśli czynicie to wszystko, co ja wam przykazuję. Już dłużej nie nazywam was sługami, bo sługa nie wie, co czyni jego pan; lecz nazwałem was przyjaciółmi, bo wszystko, co usłyszałem od mojego Ojca, wam oznajmiłem. Nie wy mnie wybraliście, ale ja was wybrałem i przeznaczyłem, abyście szli i przynieśli owoc, i owoc wasz trwał,aby to, o cokolwiek byście prosili Ojca w moim imieniu, dał wam. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali."

Zamiast więc martwić się o swoje życie, wirusa, pracę, czy najbliższych, zwróć swoje oczy na Jezusa i zobacz ponownie Jego wielką miłość do nas. Tak jak dawniej, tak i teraz On nas kocha i daje nam to, co jest nam potrzebne, i za to Mu szczerze i z wdzięcznością dziękujmy. Jeżeli mamy pandemię grypy, to również za nią dziękujmy, nie dlatego że ludzie giną, ale dlatego że weryfikuje ona naszą wiarę i słowne deklaracje. Z całą pewnością nic nie dzieje się przypadkowo. Wpatrujmy się w miłość Jezusa jaką nas otacza, a ona usunie strach z naszych serc i poczujemy się prawdziwie bezpieczni jak niemowlę w ramionach swojej matki (Ps 131). Zaufajmy naszemu Panu - bo jest potężny - i Jego miłości do nas (1J 4,16), a przekonamy się, że prawdziwa miłość wypiera z nas strach (1J 4,18) i będziemy wolni w Jego ramionach. Wtedy żaden strach, ani zaraza nas nie przerażą (Ps 91).

Ps 131:1-3 bw "Pieśń pielgrzymek. Dawidowa. Panie, nie wywyższa się serce moje I nie wynoszą się oczy moje; Ani nie chodzi mi o rzeczy zbyt wielkie I zbyt cudowne dla mnie. Zaiste, uciszyłem i uspokoiłem mą duszę; Jak dziecię odstawione od piersi u swej matki, Tak we mnie spokojna jest dusza moja. Izraelu!Oczekuj Pana Teraz i na wieki!"

1J 4:16-18 tpnt "A my poznaliśmy i uwierzyliśmy miłości, którą Bóg ma wobec nas.Bóg jest miłością i kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim. W tym miłość jest doprowadzona do pełni w nas, abyśmy mieli ufną odwagę w dniu sądu; bo tak jak On jest i my jesteśmy w tym świecie. W miłości nie ma bojaźni, lecz doskonała miłość wyrzuca bojaźń na zewnątrz, gdyż bojaźń drży przed karą; a kto się boi, nie jest doskonały w miłości."

Ps 91:1-16 bw "Kto mieszka pod osłoną Najwyższego, Kto przebywa w cieniu Wszechmocnego, Ten mówi do Pana: Ucieczko moja i twierdzo moja, Boże mój, któremu ufam. Bo On wybawi cię z sidła ptasznika I od zgubnej zarazy. Piórami swymi okryje cię. I pod skrzydłami jego znajdziesz schronienie. Wierność jego jest tarczą i puklerzem. Nie ulękniesz się strachu nocnego Ani strzały lecącej za dnia, Ani zarazy, która grasuje w ciemności, Ani moru, który poraża w południe. Chociaż padnie u boku twego tysiąc, A dziesięć tysięcy po prawicy twojej, Ciebie to jednak nie dotknie. Owszem, na własne oczy ujrzysz I będziesz oglądał odpłatę na bezbożnych. Dlatego, że Pan jest ucieczką twoją,Najwyższego zaś uczyniłeś ostoją swoją, Nie dosięgnie cię nic złego I plaga nie zbliży się do namiotu twego, Albowiem aniołom swoim polecił, Aby cię strzegli na wszystkich drogach twoich. Na rękach nosić cię będą, Byś nie uraził o kamień nogi swojej, Będziesz stąpał po lwie i po żmii, Lwiątko i potwora rozdepczesz. Ponieważ mnie umiłował, wyratuję go, Wywyższę go, bo zna imię moje.Wzywać mnie będzie, a Ja go wysłucham, Będę z nim w niedoli, Wyrwę go i czcią obdarzę, Długim życiem nasycę go I ukażę mu zbawienie moje."

Oczywiście nie należy zakładać, że teraz jesteśmy niezniszczalni i możemy bez żadnych konsekwencji skakać z domów, pić truciznę, czy brać jadowite węże do rąk. Tak nie jest. To byłby z naszej strony przejaw pychy i arogancji, a nawet wystawiania Boga na próbę (tak też diabeł kusił Jezusa). Jednak serce nasze może zostać zupełnie wyzwolone od strachu i doświadczyć radości w Bogu nawet w chwilach trudnych, albo wręcz tragicznych. O to więc się módlmy i o to zabiegajmy.

Nawiasem mówiąc pierwsze kuszenie Jezusa dotyczyło zagrożenia życia, w obliczu którego Jezus odmówił zatroszczenia się o swoje życiowe potrzeby. Nie możemy być więc pewni wyratowania naszego doczesnego życia z każdej sytuacji, ale możemy być pewni, że Jezus będzie z nami w każdej sytuacji i wyratuje dusze nasze od grzechu. Tak też było w przypadku Jezusa. Jest bowiem napisane, że wołał w utrapieniu do Boga i został wybawiony, a jak wiemy zginął na krzyżu, więc nie o cielesne wybawienie w tym wersecie chodzi. Został wybawiony od grzechu i śmierci duchowej, czyli zachowany czystym przed Ojcem, któremu służył, a w konsekwencji zabrany do wiecznego życia gdzie chce i nas przyprowadzić. Tego się trzymajmy i tego się spodziewajmy.

Hbr 5:7 tpnt "Za dni swojego życia w ciele, z wielkim wołaniem i ze łzami, przynosił On błagania i usilne prośby do Tego, który mógł Go zbawiać od śmierci i został wysłuchany przez wzgląd na pobożność,"

Zanośmy więc błagania do Boga, abyśmy tak jak Jezus zostali zbawieni nie od śmierci doczesnej, ale od strachu, grzechu i wiecznego potępienia. Jest bowiem gorsza pandemia od koronawirusa – grzech, lekceważenie Boga i ignorancja względem Jego Świętego i Niezmiennego Słowa. Nie odstępujmy tak jak inni od miłości Boga, ale walczmy o dochowanie Bogu wierności za każdą cenę.

Diabeł oduczył ludzi bać się skutków grzechu, ale my nie dajmy się nabrać na to kłamstwo, lecz wołajmy gorliwie do Naszego Pana o własne ocalenie, a w czasie próby będzie nam dane zwycięstwo i nasze prawdziwe życie zostanie ocalone od duchowej śmierci.


Tomasz JaśkowiecKościół Chrystusowy w Połczynie Zdroju