A A A
Podobieństwo o czworakiej roli.
Bardzo dobrze znamy to podobieństwo. Słyszeliśmy wiele kazań na ten temat. Wydaje nam się, że jeśli chodzi o ten fragment Słowa Bożego, to wiemy o nim wszystko.
Jakie więc refleksje wzbudza w nas kolejne kazanie lub kolejny artykuł na ten temat? Czy nie jest czasem tak, że jeśli już zastanawiamy się nad tym, co przez to podobieństwo Bóg chce nam powiedzieć, to w sferze naszych rozważań znajduje się ... tylko czwarta rola.
Jeśli już mam pomyśleć nad tym, czego mogę się nauczyć (a jako dobry chrześcijanin - powinienem), to moje rozważania kierują się w jedną stronę: czy wydaję owoc 30, 60, czy 100-krotny? Pozostałe trzy role w zasadzie mnie nie dotyczą. Dotyczą raczej świata, ludzi nie zbawionych, nie rozumiejących Słowa Bożego. Zbyt surowe określenia padają przy „tamtych rolach” więc nie mogą one dotyczyć mnie - nawróconego i kochającego Boga dziecka Bożego. Tak, jedyny mój dylemat, to pytanie o krotność owocu w moim życiu.
Daje o sobie znać stara jak świat nasza pokrętna zdolność uciekania przed konsekwencjami, unikania napomnień, odwracania ucha od nagany na rzecz słuchania pochlebstw. Nigdy nie wychodziło to ludziom na dobre i wychodzić nie będzie (patrz: Adam i Ewa w raju). 

Chętnych zapraszam, byśmy jeszcze raz posłuchali tego podobieństwa i przeczytali je ze zrozumieniem.

Cztery role - i wszystkie cztery dotyczą nas – ludzi wierzących. Dotyczą tych, co słuchają! To my chlubimy się tym, że jako nieliczni słuchamy tego, co mówi Bóg przez Swoje Słowo. 

Świat, niestety nie słucha. Jest zajęty swoimi sprawami, swoim biznesem, swoim życiem. Do czasu aż ich życie przerwie ....śmierć. Wszystko wyleci im w jednym momencie z rąk i staną na progu wieczności z... niczym! Wtedy zrozumieją, że zmarnowali swoje życie, trwoniąc czas na to, co przemija i nie ma żadnej wartości. Może i miało jakąś wartość w ich oczach, w oczach świata, ale wobec wieczności było tylko popiołem i marnością.

Lecz my – inaczej, my słuchamy. 

Słuchajmy więc, co mówi Jezus:
„Tymi na drodze, gdzie jest rozsiane słowo, są ci, do których, gdy je usłyszeli, zaraz przychodzi szatan i wybiera słowo, zasiane w nich...”. Mk 4,15
Dlaczego udaje mu się wybrać? Ponieważ ziarno leży na drodze, zdeptane i rozrzucone. Nie ma szans skryć się w życiodajnej ziemi.

Kto jest winny tego, że ziarno padło na drogę? Ten, co słucha! To on decyduje, czy siane słowo wpuści do serca, czy „z marszu” odrzuci na twardą, suchą drogę.

Jest wiele słów Pana Jezusa, które są wzgardzone, zlekceważone i podeptane. Na przykład słowa o tym, by nabywać przede wszystkim cichości i pokory (Mt 11,29). A co oglądamy? Butę, wyniosłość, gniew, krzyk, brutalne dochodzenie swego. Ileż tego jest w dzisiejszych chrześcijańskich małżeństwach, między rodzeństwem, między braćmi w zborze. Takiego zachowania nie wyznacza Słowo Boże, lecz zdegenerowana, zepsuta do cna ludzka natura. 

A słowa o skromności, o zachowaniu, o nakrywaniu głowy, o odwróceniu oczu od świata? Ci, którzy w tych rzeczach przekraczają Boże normy mówią: „mnie to nie osądza”. Niby mocny argument...

Ale czy wiesz, dlaczego cię nie osądza? Odpowiedź znajduje się w następnych słowach Jezusa: „ ... przychodzi diabeł i wybiera słowo z serca ich, aby nie uwierzyli i nie byli zbawieni”. Łk 8,12  

Tu leży sekret sprawy! Diabeł wie, że gdyby Słowo poleżało choć trochę w sercu – wzeszłoby! Za wszelką cenę nie chce do tego dopuścić i wybiera jak najszybciej. Dlatego to nie ptaszki wybierają słowo, lecz przychodzi po nie sam szatan! Zbyt ważna to misja, by wysyłać tam ptaszki...
Jeśli gardzisz Słowem, jeśli od razu je „szufladkujesz”, bo ci nie pasuje – jesteś wtedy tą pierwszą rolą. Czy widzisz, jak tragedia kryje się za tym? Nie masz nawet możliwości uwierzyć i być zbawionym, bo szatan już dawno wykradł cenne ziarno, które posiał Siewca. 
Możesz tej „kradzieży” zapobiec. W swoim domu czytaj Słowo Boże z namaszczeniem, z modlitwą. A gdy idziesz na nabożeństwo – módl się o dobre, otwarte serce, o to, by Duch Święty dał ci głód Słowa. Chwytaj je w locie! Nie siedź jak na nudnym seansie filmowym, podglądając ludzi, żując gumę i pisząc smsy. 

„Pilnuj swoich kroków, gdy idziesz do domu Bożego, i nastaw się na słuchanie” - radzi Salomon. Kazn. Sal. 4,17 Weź sobie to do serca.

Bo możesz do końca życia mówić: „mnie to nie osądza...”

„A tymi na opoce są ci, którzy gdy usłyszą, z radością przyjmują słowo, ale korzenia nie mają, do czasu wierzą, a w chwili pokusy (ucisku) odstępują (gorszą się)”. Łk 8,13
Mam wrażenie, że w tym przypadku jest najwięcej tragizmu. Przecież słuchają, przyjmują z radością (!) - a koniec taki smutny...
Dlaczego ucisk przyszedł tak wcześnie? Dlaczego Bóg nie wstrzymał diabelskiego podstępu?  

Dlaczego pokusa była tak silna? Przecież przyjęli słowo z radością! Czy nie można było poczekać, aż korzenie się rozrosną?

Ani ucisk nie przyszedł za wcześnie, ani pokusa nie była zbyt silna. Wszystko było dobrze, „zgodnie planem”. Jest napisane, że Bóg nie daje ciężarów ponad nasze siły.

Ale czy ty na pewno wszystko dobrze usłyszałeś? Czy byłeś do końca przy Jezusie, gdy mówił: „Któż bowiem z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie najpierw i nie obliczy kosztów, czy ma na wykończenie?” Łk 14,28

Czy usłyszałeś, że „każdy z was, który się nie wyrzeknie wszystkiego, co ma, nie może być uczniem moim”? Łk 14,33

Może przyszedłeś do Jezusa, bo ktoś ci powiedział, że przy Nim będzie ci jak „u Pana Boga za piecem”. Twoje życie będzie zdecydowanie lepsze, tj.: zawsze będziesz zdrowy, nigdy nie braknie ci pieniędzy, będziesz miał luksusowe mieszkanie, meble i samochód, zdobędziesz śliczną żonę, dobrą pracę i do tego wszystkiego otrzymasz ekstra prezent – życie wieczne! Nic dziwnego, że pierwszy mały ucisk jawił ci się jako klęska żywiołowa, a pierwsza pokusa wzbudziła w tobie przekonanie, że musisz to mieć koniecznie, gdyż jest takie ładne i bardzo ci się podoba. A jeśli podoba się tobie, to Bóg chyba nie ma nic przeciwko temu? 

Wsiane ziarno przepadło bez wieści...

„Do czasu wierzą...” - twoja wiara nie jest na pewien czas. Nie wierzysz tylko w środowisku ludzi wierzących. Nie jesteś chrześcijaninem tylko w zborze, na zjeździe młodzieżowym czy na konferencji. Jesteś nim w zborze i w domu. Na ulicy i w pracy. W otoczeniu ludzi i w samotności. W dniach dobrych i w złych. Job nie kochał Boga tylko w tym czasie, gdy powodziło mu się we wszystkim i był najbogatszym człowiekiem w okolicy.

Chcesz mieć korzeń? Nigdy nie opuszczaj „wspólnych zgromadzeń”. Mało tego - znajduj codziennie czas na modlitwę i czytanie Słowa Bożego, przebywaj wśród wierzących, rozmawiaj o sprawach duchowych, „rozmyślaj o tym, co w górze” i ... zdecydowanie odrzucaj wszystko, co ze świata!
Jeśli te rzeczy kuleją – nie będzie korzenia! 

„A posiany między ciernie, to ten, który słucha słowa, ale umiłowanie tego świata i ułuda bogactwa zaduszają słowo i plonu nie wydaje”. Mt 13,22
Pan Jezus kończąc podobieństwo powiedział: „Kto ma uszy ku słuchaniu, niechaj słucha”. Mk 4,9
Posłuchajmy więc! Pomyślmy chwilę - czy był kiedyś gorszy okres niż ten, w którym żyjemy? Czy ułuda bogactwa była kiedyś silniejsza i tak wszechobecna jak dzisiaj? 

Do „wielkich pieniędzy” rzucili się już nie tylko ludzie dziedziczący fortuny, „wybrańcy losu”, lub ludzie wyjątkowo przebiegli i sprytni. W pogoni za pieniądzem opustoszały nie tylko wielkie miasta, ale również malutkie wioski i zagubione w terenie wybudowania. Do zdobywania bogactwa ruszyli nie tylko ludzie wykształceni i przedsiębiorczy ale również zwykłe gospodynie domowe i ledwo wyrośnięte dzieci. Pozostał ponury krajobraz : dzieci dorastające bez rodziców – w smutku i pustce, której nie zaspokoją sute „kieszonkowe”, rodziny przeżywające okrutne dramaty, gdy „druga połowa” znajduje sobie nowego towarzysza. Wielu traci zdrowie lub wikła się w dramatyczne wydarzenia. Jednak ułuda bogactwa jest tak silna, że człowiek bez zastanowienia brnie w zgubę. A wśród tego całego zamieszania - ile pustych miejsc w zborach po tych, którzy pojechali w tym samym celu? Wśród nich na pewno byli tacy, którzy radzili się Pana i nic nam do tego, jednak jestem przekonany, że większość to... posiani między ciernie.

„Umiłowanie tego świata...”

Jeśli tak dalej pójdzie, to ten zwrot starci całkowicie swoje znaczenie. Bo widząc to, co się dzieje wśród nas, już dzisiaj można spytać co to znaczy umiłowanie świata? Przecież wszystko, co w świecie, jest też wśród chrześcijan. 

Pozwólcie, że wymienię kilka rzeczy, które jeszcze niedawno należały tylko „do świata” a teraz, kiedy zwracasz komuś uwagę – w najlepszym wypadku możesz zobaczyć tylko zdziwione oczy i lekceważące wzruszenie ramion:

  • „chodzenie ze sobą”, wspólne wyjazdy i noclegi narzeczonych,
  • rozwody, zerwane narzeczeństwa, utrata czystości w narzeczeństwie,
  • chodzenie do kina, na dyskoteki, do pubu, telewizja,
  • w zborze: taniec, flagi, teatr, oklaski, rozrywkowa, przebojowa muzyka,
  • wyzywające ubiory, malowanie się, biżuteria, długie włosy u mężczyzn.

Nie tylko więc chodzi o „drobiazgi” typu malowanie paznokci, zbyt krótka spódniczka...
Można by pomyśleć, że Pan Bóg stracił jeden ze swoich sądowych argumentów, jakim jest umiłowanie świata. Już nikogo pod ten „paragraf” nie podciągnie. Sądząc po ilości ludzi, którzy nie mają najmniejszej ochoty by wycofać się z szalonego, światowego biegu w sferze najmodniejszych ciuchów, fryzur, kolorów włosów i tym podobnych „standardów”, wydaje się, że tą sprawę już „ugadaliśmy” z Panem Bogiem. Jak powiedziała mi kiedyś pewna młoda dziewczyna: „ja to mam z Bogiem uzgodnione” (chodziło o nieskromny strój).
Jednak „korektę” do Bożego kodeksu usiłujemy wprowadzić my, a jestem pewien, że Bóg się na to nie zgodzi... 
Jakże wiele ziarna wpada dzisiaj między ciernie!

Tragedia tej roli polega na tym, że złe ciernie zaduszają dobre ziarno. Miernota zadusza Boże, życiodajne Słowo! 
I wina leży tylko po naszej stronie. Duchowe konsekwencje, jakie poniesie człowiek za tą sytuację są bardzo poważne.

Umiłowanie świata i ułuda bogactw sprawia, że do chrześcijanina nie dociera już Boże Słowo, przestaje reagować na głos Ducha Świętego, a jego duchowe życie zamiera. Coraz więcej jest tych, dla których wyraźnie i nagląco brzmi głos świata, nawołujący do bogacenia się, do szukania przyjemności, do używania życia – i za tym głosem idą, natomiast Boże napomnienia i rady są bardzo niewyraźne i giną gdzieś we mgle...

Jak się ustrzec przed tym, by nie być tą rolą? Rada jest prosta, lecz dla tych co miłują życie i świat – bardzo bolesna:
Nie gonić za bogactwem i przestać miłować świat! „Nie miłujcie świata ani tych rzeczy, które są na świecie. Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca”. 1J 2,15
Jak długo jeszcze chcesz udowadniać sobie i innym, że miłość do świata i siebie może iść w jednym jarzmie z miłością do Boga? Porzuć złudzenia i przyjmij raczej prawdę.

„A to, które padło na dobrą ziemię, oznacza tych, którzy szczerym i dobrym sercem usłyszawszy słowo, zachowują je i w wytrwałości wydają owoc”. Łk 8,15
Mamy wreszcie rolę, o której marzymy! Jak już wspomniałem na początku – wszyscy się z nią jakby „z przydziału” utożsamiamy.
Jest to jednak błędna, choć powszechna interpretacja. 
Przypatrzmy się podanym tutaj faktom:

  1. Kiedy ziarno (każde!) pada na dobrą ziemię, zostaje przyjęte szczerym i dobrym sercem.
  2. Ludzie, którzy są tą rolą, zachowują to słowo, rozumieją je i będąc wytrwałymi, wydają owoc.

Czy każde Słowo jest przez ciebie przyjęte? Np. słowo o skromności? O pokorze i cichości? O cierpieniu z Jezusem? O uniżeniu się przed innymi? O miłowaniu żony, o poddaniu mężowi?
Ile to już razy Bóg próbował zasiać jakieś słowo w twoim sercu, a ziarno ciągle trafiało na twardą drogę, na skałę lub między ciernie? Gdzie to szczere i dobre serce? Szczere i dobre nie dla siebie i swojego komfortu, ale dla woli Bożej. Serce ma być dobre nie dla własnych zachcianek i własnego egoizmu (takie serce mają wszyscy bezbożnicy i poganie), ale dla sianego Słowa Bożego.
Oprócz tego, że przyjmiemy słowo do serca, że zgodzimy się z nim, potrzebne są jeszcze: zachowanie (pamiętanie), zrozumienie oraz wytrwałość. Bez nich – nie wyrośnie! To nasze zadanie – pielęgnować usłyszane słowo w sercu i dokładać wszelkich starań by było zrealizowane. 

Zachowują je... - kiedy tylko ziarno pada, zostaje przykryte dobrą ziemią. To stwarza mu warunki do wzrostu.

Zachowanie - to wpuszczenie słowa głębiej niż tylko na drogę, na skałę, wśród ciernie. Potrzebne jest szczere serce. Nie – chytre i przebiegłe. Bez większego zastanowienia sortujące – co przyjąć a co odrzucić. Co mi pasuje, a co nie. Szczere – to otwarte, przyjazne, chętne przyjąć wszystko.
Ten czas pomiędzy zasianiem a wydaniem owocu, to czas naszej wewnętrznej walki (nasze ego buntuje się przeciwko Bożemu Słowu), czas łamania naszej woli, czas usuwania kamieni, czas modlitwy, wołania o deszcz, o Boże błogosławieństwo. To trud oracza i cierpliwość rolnika.
Z tego powodu niewielu jest tych, którzy dochodzą do owocu...
O wiele łatwiej i przyjemniej jest pofolgować ciału. Och! Jak ono wspaniale się czuje, gdy zrzucamy z niego jarzmo Bożych przykazań! W zasadzie nie trzeba żadnego wysiłku – nasze cielesne chęci i pożądliwości mają tak wielką siłę i impet, że idzie „jak z płatka”. Tylko pytanie: w którą stronę to idzie?

Możemy dzisiaj obserwować całe społeczności, gdzie jest „lekko, łatwo i przyjemnie”. Ileż tam radości, ile entuzjazmu! Jednak nie trzeba być wcale bystrym obserwatorem, by zobaczyć, że Bóg jest tam raczej tylko po to, by spełniać zachcianki ludzi, by ciągle ich cieszyć, napełniać portfele, bawić cudami i znakami, napawać optymizmem i... pozwalać na wszystkie pragnienia ludzkiej duszy. 

Jak określił to jeden z braci: „Widzę że ludzie chcą Aarona, który ulepi im cielca takiego jak im pasuje. Oczywiście po jakimś czasie okaże się, że również co do rodzaju cielca też mają odmienne zdania. I tak w kółko, byle tylko nie o krzyżu”.
Tak! Spróbuj tylko powiedzieć coś – na przykład - o zaparciu się siebie. Od razu na ich obliczach pojawi się nieprzychylność, zniesmaczony grymas a nawet wrogość.
Zwróćmy uwagę na jeszcze jedną rzecz, jeśli chodzi o czwartą rolę: tylko w niej pojawia się owoc. Nie można być dobrą rolą, nie przynosząc owocu. 
Sama ziemia nie wyda owocu ani samo ziarno. Musi być jedno i drugie. Musi być Słowo od Boga i twoje dobre serce.
I musi być coś jeszcze, o czym ta przypowieść nie mówi, ale co jest naturalną koleją rzeczy - musi być śmierć... 
Ziarno pszeniczne pozostaje ziarnem jeśli nie obumrze. Kiedy godzi się na śmierć – rodzi się życie i pojawia owoc. J 12,24
Dlatego tak mało tej roli wśród nas. Każdy chce przynieść owoc, lecz nie każdy godzi się na śmierć swojego JA.

W tej przypowieści Pan Jezus wyraźnie ujawnił, że rola oznacza stan ludzkiego serca, który decyduje o tym, czy ktoś będzie zbawiony czy nie. To podobieństwo nie odnosi się do poszczególnych nabożeństw, dni czy wybranych fragmentów Słowa Bożego. Nie warto więc tłumaczyć swojego nastawienia np. tak: „W ubiegłą niedzielę moje serce było nieprzychylną skałą (bo kazanie dotyczyło pokory) ale dzisiaj było czwartą rolą (pastor mówił o tym jak Jezus mnie kocha)”. To jest oszukiwanie samego siebie. Dlatego Jezus mówił, że żąda całego serca i całego życia. Albo wszystko, albo nic. Apostoł Jakub pisze: „Ktokolwiek bowiem zachowa cały zakon, a uchybi w jednym, stanie się winnym wszystkiego” . Jak. 2,10 Jeśli przyjmujesz i zgadzasz się „prawie z całą” Ewangelią, ale „nie pasuje” ci tylko kilka fragmentów – oznacza to zły stan twojego serca. To prawdziwa katastrofa, gdy Bóg cię takim zastanie! 

Nie to jest najważniejsze czy wydajesz plon trzydziestokrotny, sześćdziesięciokrotny czy stokrotny. Ważne jest to, by każde (!) ziarno, które posiał Siewca wzeszło i wydało owoc!
To nie ślepy los rozdaje poszczególne rodzaje gruntów. To nasz dobrowolny wybór! To my decydujemy, jaką rolą jesteśmy.

„Serce czyste stwórz we mnie, o Boże...”! Ps. 51,12

Waldemar Świątkowski
Kościół Chrystusowy w Połczynie Zdroju