A A A
Poza obozem

Część pierwsza - dokończona ofiara. 

Mamy ołtarz, z którego nie mają prawa jeść ci, którzy służą przybytkowi”. Hebr. 13, 10

Z jakiego ołtarza kapłani nie mieli prawa jeść? Wydaje się to trochę dziwne, bo wiemy, że kapłanom starotestamentowym przysługiwał dział ze składanych ofiar. Była jednak pewna ofiara, z której kapłani nie mieli prawa nic wziąć. Działo się to w jedno z największych świąt Izraela – w Dzień Pojednania. Był to dzień, gdy składano najważniejszą ofiarę – za grzech całego ludu. (3M 16,11-15, oraz wiersze 25-28)

Czytamy tam, że po złożeniu ofiary za siebie i za lud, krew ofiary była ofiarowana w świątyni, natomiast całe ofiarowane zwierzę wynoszono poza obóz, gdzie palono je w całości - mięso, skóry i odchody. I to z tej najwyższej ofiary kapłani nie mieli prawa nic wziąć dla siebie. Zauważmy, bo jest to istotne dla zrozumienia tytułowego wiersza, że ofiara ta składała się z dwóch części: pierwsza przebiegała w świątyni a druga – poza murami, na pustyni.

Wypełnienie tych dwóch części sprawiało, że ofiara była PEŁNA i DOKOŃCZONA.

Słowa zacytowane na wstępie: „mamy ołtarz...” wskazują, że my jako kapłani Boga Najwyższego (1P 2,9) mamy swój ołtarz, swoją służbę przy ołtarzu. I jest to, niestety, ten rodzaj ołtarza, z którego nie mamy prawa nic wziąć. Mówię – niestety - gdyż często dokonywane jest świętokradztwo, czyli przywłaszczanie sobie części ofiary. Czy wynika to z nieświadomości faktu, że jesteśmy kapłanami, czy z zamierzonego działania, nie zmienia to faktu, że zabierając cokolwiek z tego, co przynieśliśmy na ofiarę, popełniamy świętokradztwo.

A co przynosimy na ofiarę? Skończyły się przecież ofiary krwawe ze zwierząt lub z ptaków. Jednak Słowo Boże mówi o naszym ofiarowaniu bardzo wyraźnie: „Wzywam was tedy, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście składali ciała swoje jako ofiarę żywą...” Rzym. 12,1    A Piotr Apostoł mówi: „I wy sami jako kamienie żywe budujcie się w dom duchowy, w kapłaństwo święte, aby składać duchowe ofiary przyjemne Bogu przez Jezusa Chrystusa” 1P 2,5

Nie ulega więc wątpliwości - jesteśmy powołani do służby kapłańskiej a co za tym idzie – do służby ofiarniczej. Ofiarą zaś nie jest baranek, jałówka czy gołąb lecz... my sami! Na Bożym ołtarzu składamy swoje serce, swoje życie, duszę, pragnienia, uczucia i wolę. Jednym słowem – wszystko! I nie mamy prawa nic wziąć spowrotem do domu! Cała ofiara dla Boga – nic dla nas! Prawda, że inny w tym duch niż w popularnych dzisiaj hasłach typu: daj „słudze Bożemu” 100 dolarów, a otrzymasz 1000! Czy ci, którzy dają 100 dolarów, to ludzie wiary i oddani Bogu? Nie! Dają ci, co są pazerni na obiecywane 1000 dolarów! 

Wielu przychodzi do świątyni i ofiaruje tylko krew, ani myśląc o reszcie.

Ofiarują Bogu dziękczynienie (wonność), chwałę i modlitwy, a sobie pozostawiają złość, niecierpliwość, kłótnie w rodzinie, spory w zborze, obmowy... W zborze chcą śpiewać i klaskać Bogu na chwałę, a w domu... oglądać sprośne obrazy, karmiąc najciemniejsze zakątki starej natury. Parafrazując – Bogu ofiarują to co najcenniejsze – krew, a mięso, skóry i... odchody zabierają do domu. Co może obrazować odchody? 
W Przyp.S. 6,16-19 czytamy o rzeczach, które mogą być do nich porównane. Jest tam wymienione siedem rzeczy, którymi Bóg się brzydzi, a które często mają miejsce w życiu ludu Bożego. 

Są tacy, co w niedzielę ofiarują „całe serce”, a w tygodniu żyją dla siebie. „Mamy prawo żyć dla siebie”- mówią. O! To jest wielka pomyłka: „Z Chrystusem jestem ukrzyżowany...”. Gal. 2,20 Należymy do Pana nie tylko na nabożeństwie. Wszystko należy do Niego! Nasz dom, praca i wolny czas.

Niektórzy ofiarują Bogu konieczne minimum, sobie zostawiając całą resztę. Bo jak zostawić na ołtarzu WSZYSTKO? Tak! Świat się bardzo zmienił, stał się tak przystępny i atrakcyjny, że żal z nim zrywać. 
To Ewangelia, a z nią Bóg, nie pasuje do naszych czasów. Nie pasuje to, że mamy żyć skromnie, ubierać się skromnie, że mamy być cichymi i pokornego serca, że winniśmy się uniżać przed drugim, że mamy wspierać bliźniego, sierotę i wdowę, i wiele, wiele innych rzeczy. Świat zaś bardzo pasuje do naszych upodobań, do naszych zmysłów. I tak naprawdę jest: szatan w ten sposób układa scenariusz, by porywać nasze serca i zmysły. Wychodzi na przeciw ludzkim żądzom i pożądliwościom. Umożliwia zaspokajanie najbardziej brudnych i plugawych pragnień. Buduje takie „supermarkety” – dostępne 24h i oferujące wszystkie obrzydliwości. I coraz więcej ludzi, nazywających siebie chrześcijanami, ubija interesy ze światem. Mało jest w kościele mowy i zachęty do świętego i oddzielonego życia, więc lekko przychodzi im mieszać się ze światem.

Czy można ofiarować Bogu konieczne minimum, sobie zostawiając całą resztę? Nie! Bo tak naprawdę – sobie zostawiamy rzeczy najdroższe, a Bogu oddajemy to, co zbywa. Pan Bóg powołał nas do służby kapłańskiej i ołtarz, przy którym służymy to ten, z którego nie mamy prawa nic jeść...

W chwilach dyskusji nad tym, co mamy ofiarować Bogu, często mówimy: „Ale przecież Bogu ofiaruję to co najcenniejsze – serce!” Ale to mało! Pan Jezus wykładając ten problem powiedział:
„Będziesz tedy miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej myśli swojej, i z całej siły swojej” Mk. 12,29-30.  Całe serce – to zaledwie początek...

Czytaliśmy, że poza obozem spalało się całą pozostałość ofiary – mięso, skórę i odchody. To co najszlachetniejsze – krew zostawała w świątyni, a to co pospolite i nieczyste wynoszono poza obóz na spalenie. 

Nie zadowalaj się więc tym, że w nabożeństwie ofiarujesz Bogu to co jest Mu miłe – chwałę, dziękczynienie. Zostaw Mu również całą resztę! Zostaw całą grzeszną cielesność, złe myśli, nieczyste pragnienia, zostaw swoją pychę, złość i niecierpliwość. Wróć do domu oczyszczony i wolny!

Z całą naszą cielesną nędzą trzeba iść poza obóz i tam to spalić! Poza obóz, tam gdzie panuje cisza i spokój, gdzie nie ma wrzawy codziennego życia, gonitwy i przepychanek. Tutaj nie wystarczy godzinny pobyt na nabożeństwie.

Służba nasza rozciąga się na całe życie.

Tylko poza obozem jest miejsce, gdzie możesz się pozbyć swojej grzesznej cielesności.
Nie pozbędziesz się jej w mieście!
Nie pozbędziesz się jej nawet w świątyni! – gdy przychodzisz tylko na uwielbienie albo z obowiązku lub przyzwyczajenia...

Żeby ofiara była pełna i dokończona – trzeba wyjść poza obóz!!

Kiedy czytamy List do Rzym 12,1-2 to też jest tu mowa o pełnej ofierze. Duchowa służba to nie tylko przyjść na nabożeństwo, zaśpiewać pieśń i pomodlić się. Na ołtarzu trzeba złożyć również swoje ciało („abyście składali ciała swoje”). Oddać je do dyspozycji Boga a nie świata mody, swoich pragnień, rozwiązłości. 

Ale i to jeszcze nie wszystko! Trzeba przemienić swój umysł! Wtedy rozróżniamy bez problemu, co jest wolą Bożą. U wielu chrześcijan rozróżnianie między dobrem a złem jest wielkim problemem. Nie widzą niczego złego w sposobie ubierania się na modłę świata, w dążeniu do celów jakie stawia sobie świat (komfort finansowy, niezależność, wysoki standard życia), w zaspokajaniu pożądliwości ciała, chociaż Słowo Boże wyraźnie mówi, że z tym powinniśmy radykalnie skończyć (Rzym. 13,14). Nie rozróżniają cielesnych i typowo psychologicznych form rozbudzania zmysłów – nazywając je duchowymi i namaszczonymi („rozbudzająca” muzyka, tańce, flagi, pantonimy, psychologiczne „zagrywki”). 

Jeśli ktoś nie rozróżnia, co jest grzechem – nie ma odnowionego umysłu. I niedopełnia swojej ofiary!

Nie traktujmy ofiary, jako czegoś, co interesuje tylko Boga. Bo w zasadzie ty nie masz żadnego „interesu” w tym, że coś ofiarujesz. Takie zrozumienie prowadzi do tego, że człowiek ciągle chowa coś dla siebie, próbując oszukać Boga. Ciągle ociąga się z ofiarowaniem wszystkiego. 
Ofiarowanie Bogu, to nie pełna napięcia gra, polegająca na tym, czy uda mi się jeszcze coś zachować, czy też Bóg mi to wydrze. Nie! Z ofiary nie tyle korzysta Bóg, co człowiek. To ze względu na dobro człowieka zostały ustanowione ofiary. Ofiara była potrzebna by człowiek mógł nawiązać relacje z Bogiem. Inaczej zginąłby! 

To właśnie pełna, dokończona ofiara Jezusa Chrystusa stała się pomostem do Boga. 

I dzisiaj nasze życie i społeczność z Bogiem jest możliwe na zasadzie ofiary. Ofiary pełnej, gdy składamy Bogu to co cenne, ale i to co można zaliczyć do „skóry i odchodów” - pychę, hardość, złość, nieczyste myśli i pragnienia, miłowanie siebie, egoizm itp.
Musi umrzeć to, co nas od Boga dzieliło – nasze życie dla grzechu, oraz musi być spalone to, co budzi się na nowo by przejąć panowanie – stara natura.

Jeśli nie dopełniasz ofiary – stratę ponosisz ty, nie Bóg! Życie pokazuje, że łatwo przychodzi nam ofiarowanie tego co składa się w świątyni, ale bardzo trudno jest nakłonić ludzi, by wyszli poza obóz i dokończyli swoją ofiarę. Łatwo jest śpiewać i wielbić Boga na nabożeństwie - trudno jest stracić całe swoje życie dla Chrystusa. Na nabożeństwie mamy pobożne miny, w domu zmieniamy się nie do poznania. Kłótnie, ostre słowa, brak wzajemnego szacunku, egoizm, brutalność. 

Czy nadal nie słyszymy rozpaczliwych krzyków ostrzegających przed katastrofą w kościele? Czyż za mało tragedii zobaczyliśmy, gdy mąż w domu jest despotą, gdy małżeństwo jest w stanie rozpadu, gdy wierni nie mają czasu na społeczność, gdyż są na etapie „urządzania” swojego gniazda? A pojawiające się przypadki uzależnienia od nieczystości i pornografii to wyraźny znak, że „wierni” złożyli w świątyni co najwyżej krew, a skórę i odchody zabrali do domu. 

Dopilnuj, by twoja ofiara była przyjęta! Będzie przyjęta i pobłogosławiona, jeśli złożysz ją w całości. 

Ofiara musi być dokończona! Nasz ołtarz, to ten, z którego nie możemy nic wziąć...
Nie zabieraj więc nic do domu ze złożonej ofiary. Niech cała pozostanie dla Pana. Jaki jesteś na nabożeństwie – taki bądź w domu, w pracy i gdy nikt cię nie widzi. 

Zabierz raczej to, co otrzymasz od Niego w zamian – sprawiedliwość, radość i pokój w Duchu Świętym! Niech one rządzą w twoim życiu osobistym, w twojej rodzinie i w relacjach z bliźnimi. 

Wtedy będziesz błogosławiony i będziesz błogosławieństwem...
 

Część druga – wyjdźmy poza obóz

„Dlatego i Jezus, aby uświęcić lud własną krwią, cierpiał poza bramą”(Hebr. 13,12-14)

Ofiara Jezusa odzwierciedla starotestamentową ofiarę Pojednania. Jego też wyprowadzono poza bramę. Na Golgocie został „spalony” doszczętnie – osamotnienie, hańba i cierpienie dosięgły zenitu. Baranek Boży przelał swoją niewinną, świętą krew i wydał ostatnie tchnienie. Oddał wszystko, z przebitego boku spłynęła krew i woda, dopełnił ofiary...

Słowa 13 wiersza są niezwykłe i zaskakują: „wyjdźmy więc do niego poza obóz, znosząc pohańbienie jego.”
Czy słyszymy? To wezwanie spoza murów miasta jest skierowane do nas! Jezus nas wzywa do siebie, poza obóz, poza miasto! Kim są więc wobec tego wezwania współcześni „prorocy”, którzy oferują ludziom bogactwo i powodzenie we wszystkim? Jakże to smutne, że tak wielu dało się oszukać i idzie za takim nauczaniem. Przed chwilą czytaliśmy, że Jezus wzywa nas do przyjęcia Jego hańby a nie „królowania” wśród bogatych i sławnych. 
Jerozolima była wtedy dużym, gwarnym miastem. Ale...pełnym nieprawości, grzechu i buntu. W jego murach działa się krzywda i wyzysk. Można było zobaczyć tam cierpienie „małych” i triumfy „ważnych”. Wypisz, wymaluj – dzisiejszy obraz.  
Ba! Nawet świątynia – centrum wiary i prawdy przypominała... jaskinię zbójców!

Gdzie żyjesz - w mieście czy poza jego murami? Odpowiedź nie jest skomplikowana:

 -  jeśli chcesz chodzić w blasku świeckiej chwały i popularności – to nadal mieszkasz w mieście,
 -  jeśli szukasz uznania i bogactwa - mieszkasz w obozie i może wiedziesz prym wśród niewiernych,
 -  jeśli ciągle ci za mało – stoisz w jednym rzędzie z narzekającymi i żądającymi więcej i więcej,
 -  jeśli jesteś związany nałogami, nieczystością, pornografią - razem z miastem śpiewasz jego sprośne piosenki, i bierzesz udział w odrażających „zabawach”,
 -  jeśli pysznisz się swoim wyglądem i wynosisz się ponad innych – tętni w tobie życie miasta,
 -  jeśli twój mąż (żona), samochód, dom, mieszkanie, ubranie - mają być najlepsze, najpiękniejsze, najmodniejsze – przebywasz w mieście. Jesteś jednym z wielu, którzy mają rozbiegane oczy, serca pełne pożądania i dusze rozpalone przez namiętności.

Jezus cierpiał poza bramą. Bo miasto nie chciało uczestniczyć w egzekucji. Chciało się bawić...
Miasto było zbyt dumne, by towarzyszyć komuś, kogo zaliczyli do zbrodniarzy. Mieszkańcy miasta nie chcieli słyszeć jęków bólu, uderzeń młotów, nie chcieli widzieć krwi i ran. Woleli bawić się, oglądać rewie, pokazy mody, filmy z pięknymi bohaterami...
Miasto nie chciało się zatrzymać w swym szaleńczym biegu – biegu śmierci. Usunęli poza bramę Tego, który poruszał ich sumienie. 

Chcieli wolności... Mogli dalej rzucić się w wir szaleństwa i rozpusty.

Historia się powtarza... Świat chrześcijański dzisiaj wypchnął Jezusa poza bramy swego serca i życia. 
Rządy tzw. „chrześcijańskich” krajów wypierają Jezusa ze szkół, z ulic i innych miejsc publicznych. Możesz głosić na ulicy Mahometa, Buddę, lecz nie wolno ci głosić Imienia Jezusa. Kiedy runęły wieże Trade Word Center, w Nowym Jorku ktoś wywiesił transparent z napisem: "Jezu Chryste, zmiłuj się nad Ameryką". Władze miasta nakazały zmianę imienia Jezus na każde inne, lub zdjęcie transparentu. Bo imię Jezus może obrazić uczucia religijne innych ludzi...
Gorzej, usunięto go z wielu kościołów! Hańba Chrystusowa już nie jest w cenie – zamiast niej są tańce, flagi, „uwielbienie ciałem” (ależ horror!), niezwykłe spektakle... mocy(?) i inne „chrześcijańskie imprezy”. W wielu przypadkach kościół stał się jak świat, i faktu tego nie zmieni posługiwanie się chrześcijańskimi hasłami i sloganami.
Jedno wielkie, huczące miasto!

Mimo to Jezus nadal wzywa swoich poza obóz...

Na pewno każdy z nas dobrze zna odgłosy miasta - jego dążenia, niecne sprawy, nocne życie, skandale, sensacje... W tym grzesznym i rozwiązłym świecie się urodziliśmy i wiele lat aktywnie żyliśmy, póki Jezus nas nie zbawił.
Czy to już dla ciebie jest przeszłość ? Czy zdecydowanie i radykalnie opuściłeś świat ? Czy jeszcze w nim jesteś, jeszcze dzielisz z nim swoje serce i życie?
Są, niestety tacy, co wybierają letnie i gnuśne życie – byleby tylko w murach miasta! Bo wielkomiejskie, błyszczące życie jest zbyt drogie i zbyt atrakcyjne, by je porzucić. Dla takich Jezus nie jest wszystkim – chociaż może ich usta wymawiają to w modlitwach lub śpiewanych refrenach. Może w czasie nabożeństwa jest tak, jak mówią, lecz gdy wrócą do domu – inne sprawy zaczynają bardziej świecić. Potrafią, na przykład, wiele godzin spędzać przed telewizorem lub komputerem, chłonąc okropny chłam, nieczystość i brudy. Tracą wtedy bezpowrotnie to, co otrzymali w zborze, a ponadto serca zostają zatrute grzechem na wiele, wiele dni a nawet miesięcy. Nie da się zapomnieć w ciągu godziny drastycznych akcji, i nieczystych obrazów.
Gdy serce jest tym napełnione wtedy niejako bezwolnie sieje się kłótnie, gniew, niecierpliwość, zmysłowość – a są to, niestety, również ofiary, tyle że składane innemu - strasznemu bogu...

Ale, chwała Panu Bogu, są też inni! Ci, co porzucają wszystko i idą za Jezusem! Nawet poza obóz! To uczniowie Jezusa Chrystusa...

Są zachwyceni swoim Mistrzem, darzą Go czcią i uwielbieniem. Kiedy On mówi – słuchają z zapartym tchem. Kiedy ich napomina – przyjmują z pokorą. Kiedy wysyła – idą. Wiedzą o Nim więcej niż wszyscy wokół. Widzą w Nim piękno, słodycz, mądrość, moc, chwałę! Tylko On ich pociąga, Nim się chlubią. Wiedzą, tak jak Piotr, że w Nim jest Słowo żywota, Boże życie, światłość, chwała, czystość i piękno! W Jego obecności przeżywają niezwykłą, niebiańską radość. Alleluja!

Wychodzą za Nim, choć trzeba opuścić wygodne, interesujące i kuszące miasto. Idą poza obóz! Bez wahania! Byle tylko być z Jezusem !

Życie poza obozem, to życie w pokorze, cichości, uniżeniu i czystości. Takie życie prawie wszystkich... odstrasza! Bo jest to miejsce pozbawione świateł jupiterów, scen, teatrów, kin, zabaw- czyli tego co tak bardzo lubi człowiek zmysłowy.

Ja również nigdy bym tam nie poszedł! Wyjść poza obóz, by mieć udział w hańbie? Być małym zamiast wielkim, pogardzonym a nie ważnym? Nie dałbym się nikomu z ludzi namówić...
Ale poszedł tam Jezus! Umiłowany Jezus!! I to On sprawił, że to miejsce stało mi się drogie. 
Za Jezusem – pójdę! On nie prowadzi na manowce, lecz na Boże obfite pastwiska i do cichych wód. 

Jezus poszedł poza szum świata. W miejsce, gdzie nikt przed Nim nie chciał iść. I tam - na suchej pustyni posiał sprawiedliwość, pokój i radość, a one wzeszły i wydały obfity owoc! (Iz. 51,3). Pustynia zmieniła się w duchowy raj! 

Również poza obozem – na Golgocie - odniósł największe zwycięstwo wszechczasów! Pokonał szatana, grzech i śmierć! Alleluja!
Tam, poza obozem, wytrysnął strumień łaski, przebaczenia i miłości. Tam wylało się na udręczony świat życie! Tam świat usłyszał: „wykonało się”! Chwała Barankowi na wieki !

Życie poza obozem to inny rytm. Daleki od szumu świata. Co innego słyszysz, co innego oglądasz i przeżywasz - nie to co w miejskim chaosie i zgiełku. Słyszysz głos Pana. Tylko On tam mówi – reszta zafascynowana, słucha. Bo Jego słowa są jak ciepły powiew wiatru, koją i wnoszą pokój! Oglądasz Jego oblicze – pełne miłości, dobroci i mądrości! Uczysz się świętego życia!

Życie na osobności z Panem... Nie ma nic cenniejszego i piękniejszego! Zawsze było ekscytujące. Nieporównywalne z niczym! To na osobności Jezus wykładał uczniom tajemnice Bożego Słowa.
Najczęściej z dala od oczu tłumów oglądali niezwykłe cuda (opętany Gerazeńczyk, chodzenie po morzu, uciszenie burzy).
To w niezwykłej samotności ujrzeli przemienionego Jezusa! Ujrzeli chwałę, jaką ma u Ojca!
To w tajemnicy przed innymi stali się uczestnikami nowego, Wiecznego Przymierza, gdy tylko wśród swoich rozdzielał chleb i wino!
To z dala od miasta, na górze Oliwnej, zobaczyli, jak ich Pan wstępuje do Nieba!

Boża reguła się nie zmienia. Chcesz poznać i... mieć prawdziwe życie? Szczęśliwe i błogosławione życie? Wyjdź do Jezusa, poza obóz... 

Opuść miasto. Opuść gwarny, szalony, obłąkany świat!
Idź wiernie za Jezusem!

Waldemar ŚwiątkowskiKościół Chrystusowy w Połczynie Zdroju