Życie nasze jest służbą dla Boga. On nas zbawił i oczyścił. On wyrwał nas ze śmierci. Jesteśmy Jego ludem, nabytym własną krwią Baranka Bożego – Jezusa Chrystusa. Należymy do Niego.
Zamysł Boga wobec swojego ludu jest przedstawiony w Iz. 43,21:
„Lud, który sobie stworzyłem, będzie zwiastował moją chwałę”
Jednym z najważniejszych naszych zadań jest głosić Bożą chwałę. Głosimy Bożą chwałę nie tylko naszymi ustami (niestety, wielu poprzestaje na tym) lecz przede wszystkim życiem. Świadectwo naszego życia przyczynia się do uwielbienia, albo do... bluźnienia Imieniowi Bożemu. Do uwielbienia – gdy naśladujemy wiernie Chrystusa. Natomiast kiedy mając nazwę dzieci Bożych, żyjemy dla samych siebie, w naszym egoizmie i samowoli – przynosimy Bogu hańbę.
Ponieważ, zgodnie ze Słowem Bożym, nie żyjemy dla samych siebie, lecz dla Jezusa – nasze codzienne życie musi być temu podporządkowane.
Nie może być tak, że wstajemy rano i mamy przed sobą następujące zadania: pójść do pracy lub do szkoły, posprzątać dom, przygotować obiad, porobić zakupy, mieć chwilę relaksu, zrobić jeszcze to i tamto.... A dla Boga przeznaczyć tyle czasu, ile nam pozostanie. Wtedy prawie zawsze zaczyna się bieda, ponieważ tego czasu pozostaje bardzo mało, lub... wcale.
Kiedy rano wstaję – podejmuję służbę dla mojego Pana. Nie byle jaką służbę, lecz kapłańską, bo jesteśmy kapłanami Boga Najwyższego.
To ma być najwyższy i najważniejszy cel. A wszystko inne (praca, dom, nauka, sprzątanie, relaks, itp.) ma być wpisane (wciśnięte) gdzieś między wierszami. Musi się zmieścić, a jeśli nie da rady – trzeba to pozostawić.
Jeśli nie da się wpisać w moją codzienną służbę kapłańską czasu na oglądanie telewizji po 2 godz. dziennie – trzeba pozostawić telewizor!
Jeśli nie da się zmieścić w tej służbie 45 minut pustej paplaniny – trzeba zrezygnować z pustej rozmowy! Jeśli nie zmieści się godzinny poobiedni relaks, z myślami o byle czym – trzeba ciału dać tą godzinę odpoczynku, jednak w myślach szukać społeczności z Panem.
A jeśli to wszystko razem da się pogodzić? Oznaczać to będzie, że naszą służbę sprawujemy bardzo niedbale i nasze własne interesy przekładamy nad służbę Bogu. Podobnie jak synowie kapłana Heliego, którzy finezyjnie godzili prywatę ze służbą Bogu. 1 Sam. 2,12-17 Jak to się skończyło? Możemy o tym przeczytać w 1 Sam 4,11.
Mogą powstać wątpliwości, czy tak rozumiane życie jest konieczne? Czy Bóg oczekuje tak oddanego życia? I czy jest to wogóle możliwe ? Przecież tyle jest różnych spraw, potrzeb, życie biegnie tak szybko i zawsze brakuje nam czasu.
Odpowiedź brzmi - tak! Nasze kapłaństwo jest święte. Bóg, któremu służymy wart jest całkowitego oddania i podporządkowania. I wbrew pozorom, życie w oddanej służbie jest możliwe nawet dzisiaj, w dobie niebywałego pośpiechu i nawału obowiązków.
To tak jak z dziesięciną: jeśli nie odłożymy jej na samym początku, to na koniec miesiąca nigdy nam nie starczy. Po prostu nie mamy z czego dać! Ale powinniśmy postępować inaczej; na początku trzeba odłożyć (oddać) dziesięcinę do zboru. Wtedy na koniec miesiąca.... doznamy cudu! Przeżyjemy! Starczy na wszystkie podstawowe potrzeby.
Tak samo traktować powinniśmy nasze kapłaństwo. Ono ma być najważniejsze i sprawowane przed wszystkimi rzeczami. Wtedy okaże się, że znajdziemy również czas na konieczne codzienne sprawy.
Przyjrzyjmy się ludziom, którzy celem swego życia uczynili służbę Bogu. Którzy wstawali rano nie po to, by wpaść w zwykły wir szarej codzienności, lecz wstawali do kapłańskiej służby Bogu. Popatrzmy, co o nich mówi Słowo Boże. Będziemy zaskoczeni tym, jak bardzo są wyróżnieni! Bóg wyraża się o nich w niezwykłych słowach. Tacy ludzie przejawiają się w niebiańskich wizjach!
Jedna z nich, opisująca dwóch wielkich mężów Bożych, jest opisana w Księdze Zachariasza, rozdział czwarty, wiersze 1-3 i 11-14.
Prorok Zachariasz widzi złoty świecznik z siedmioma lampami, a po obu stronach świecznika stoją dwa drzewa oliwne. Zachariasz dowiaduje się, że świecznik symbolizuje Boga a lampy na szczycie świecznika, to oczy Pana (w. 10). Wtedy uwaga proroka skupia się na rosnących obok drzewach oliwnych. Dwukrotnie ponawia swoją prośbę, by anioł wyjaśnił mu co oznaczają te drzewa. Szczególnie intryguje go pewien szczegół: otóż każde z tych drzew oliwnych poprzez swoje gałązki wypuszcza z siebie oliwę do złotych lamp.
Myślę, że każdy na miejscu proroka chciałby się dowiedzieć, jakie znaczenie mają drzewa oliwne. Kto może być tak blisko świecznika, czyli Pana Boga? Co oznacza oliwa zasilająca świecznik? Z pewnością jest to coś niecodziennego – nawet jeśli chodzi o rzeczywistość niebiańską, którą ogląda prorok. Wyczuwamy, że chodzi o jakąś niezwykłą, tajemniczą służbę.
A więc ktoś wielki, znaczny! Pomazańcy, którzy mają prawo i przywilej stać przed Panem całej ziemi. Ale skąd oni pochodzą? Jakie mają pochodzenie: ziemskie, czy może są to jacyś szczególni herubowie, lub serafowie. Wiemy, że to właśnie aniołowie dzisiaj sprawują główną służbę w Niebie.
A jeśli pochodzenie pomazańców jest ziemskie, to za jakie „zasługi” otrzymali ten przywilej?
Tajemnicę tego, kim oni są, odkrywa Słowo Boże w ostatniej Księdze. Początek 11 rozdziału Księgi Objawienia mówi o dwóch Bożych świadkach, którzy w czasie wielkiego ucisku zstąpią z wielką mocą z Nieba i będą wzmacniać tych, którzy nie oddali czci antychrystowi.
Raczej wszyscy są zgodni co do tego, że tych dwóch tajemniczych świadków, to Mojżesz i Eliasz.
Z jednej strony – zwykli ludzie. Tacy jak my. O Eliaszu czytamy, że „był człowiekiem podobnym do nas...” Jak. 5,17
Z drugiej strony – ludzie szczególni, wyjątkowi. Swojej społeczności z Bogiem nie ograniczali do „niedzielnego nabożeństwa”. Swego kapłaństwa nie sprawowali tylko w święta i przy ważnych okazjach. Można śmiało powiedzieć, że kiedy wstawali rano, to zamiast codziennego, szarego i zabieganego życia, zaczynali wspaniałą, pełną oddania i czci służbę kapłańską. To był główny cel ich życia. Wszystko inne musiało zmieścić się gdzieś między tymi najważniejszymi wierszami.
I... mieściło się! Mojżesz mógł mieć normalne życie rodzinne, miał czas dla swojej żony, mógł troszczyć się o wychowanie swoich dzieci itd. Prawdziwe życie z Bogiem i służba Bogu, jest możliwa w normalnych, powszechnych warunkach. Nie trzeba uciekać do klasztoru, na pustelnię... Nie trzeba zaniedbywać swojej rodziny.
Można np. usłyszeć opinię, że służba pastorska niejako „z urzędu” sprawia, iż rodziny pastorskie są zaniedbane, jeśli chodzi o wkład ojca w codzienną społeczność i budowanie więzi z żoną i dziećmi. Pastor to ktoś zabiegany, wiecznie zajęty „duchowymi” sprawami, jeśli nie na wyjeździe to ślęczący nad przygotowaniem kazania...
Nic bardziej błędnego. Przyczyny należy raczej upatrywać w tym, że nie rozumiem tego, na czym polega służba dla Boga, lub że pomyliłem się, co do swojej służby.
Oni zabiegali o swoje życie, a Mojżesz uczył się pokory, posłuszeństwa i miłości do Boga.
Stawał się Pomazańcem Pańskim.
Jak nikt inny, przebywał w bliskości Boga, rozmawiał z Nim. Z jego serca płynęła do Bożego świecznika oliwa. Miało to swoje skutki w późniejszych wydarzeniach. Kiedy przyszła wielka próba, gdy Bóg postanowił zniszczyć wszystkich, którzy wyszli z Egiptu – Mojżesz zaczął wołać do Boga, by zmienił swoją decyzję. Wołał i ... Bóg odstąpił od swojej zapalczywości! Pomazaniec Pański – to naprawdę ktoś szczególny.
Eliasz – również szczególny, niezwykły sługa Boży w swoim pokoleniu. Oddany Bożej sprawie całym sercem. Kiedy wszyscy jego rodacy pławili się w używaniu życia, w bałwochwalstwie, w rozpuście – on płakał przed Panem.
Słowo Boże pisze, że modlił się by nie padał deszcz na ziemię i Bóg zatrzymał deszcz na 3,5 roku! Myślę, że gdyby nie modlitwa Eliasza, naród izraelski pławił by się w grzechu jeszcze długi czas. Kiedy jego rodacy ograniczyli swoją pobożność do sporadycznego uczestnictwa w obrzędach religijnych, Eliasz wstawiał się za Bożą sprawę. Nie wiemy, jak długo musiał się modlić. Jestem przekonany, że nie była to krótka modlitwa, lecz mozolny, trudny, samotny bój.
Z jego pnia płynęła do Bożego świecznika oliwa. Przyszedł czas, że Pan Bóg mógł nazwać go swoim Pomazańcem! Był nim na pewno, kiedy zwoływał lud na górę Karmel.
A przecież życie Eliasza było tak czyste i święte, że mógł pogardzić swoimi „grzesznymi” rodakami i zaszyć się w swoim pobożnym kącie. Dzisiaj w zborach widzimy wiele właśnie takich zachowań. Ci, co mają większe poznanie, większą wiarę, zamiast wstawiać się w modlitwach za słabszymi i pomagać im w duchowym wzroście, odcinają się od ogółu i usuwają się w cień.
Nie taka jest rola Pańskiego Pomazańca. Wielka jest dzisiaj potrzeba Pomazańców Pańskich, którzy by walczyli za dorastające dzieci, za młodzież, za starszych zboru, za pastora. Na pewno moglibyśmy wtedy oglądać przebudzenia podobne do tych z góry Karmel.
Bóg chce, byśmy stali się jego Pomazańcami. On ma możliwości, by nas do tego doprowadzić. Jednak najczęściej my sami stajemy na przeszkodzie. Nasze umiłowanie swego życia, odwracanie oczu od Boga, zatykanie uszu, gdy On mówi, sprawia, że mijamy się z Bożym zamiarem względem nas.
Za bardzo kochamy siebie i swoje życie! Nasze plany i zamierzenia stawiamy ponad Bożymi. A zborem i współbraćmi niech zajmuje się pastor i rada starszych...
Oczywiście, chcielibyśmy być Pomazańcami Pańskimi, ale nie za taką cenę. Ciągle wydawać z siebie oliwę?
Oliwa w tym znaczeniu – to coś bardzo cennego i drogiego. Kiedy Izraelici mieli przygotowywać oliwę do świecznika, który stał w świątyni – musieli zgnieść (czyli zniszczyć) oliwki. (2M 27,20).
Oliwa wypłynie z naszego życia tylko wtedy, kiedy zgnieciona będzie nasza wola, nasze „ja”. Gdy przestaniemy żyć dla samych siebie...
Również o tej oliwie mówi Bóg przez proroka Jeremiasza (15,19): „Jeśli zawrócisz i Ja się zwrócę do ciebie, i będziesz mógł stać przed moim obliczem; a gdy dasz z siebie to, co cenne, bez tego, co pospolite, będziesz moimi ustami”.
Oliwa – to coś cennego.
W naszych czasach często można słyszeć o „pomazańcach Pańskich”. Wydaje się, że nastała era ludzi „pomazanych i namaszczonych”. Bywają społeczności, w których prawie każde kazanie jest nadzwyczaj „namaszczone”, a kaznodzieja „pomazany”. Nierzadko okazuje się, że taki ktoś ma za sobą wielkie „duchowe wpadki”, nieuporządkowane życie rodzinne lub nawet głośne skandale.
Sedno pomazania nie leży w tym, że ktoś umie głośno krzyczeć, po każdej frazie stosować wymowny pytajnik „amen?”, podskakiwać, ogłaszać fantastyczne wizje i serwować inne efekty.
Tajemnicą pomazania Pańskiego jest oddana służba ofiarnicza, modlitwa, skryte życie pełne prawdziwej pobożności i nieustanne przebywanie w społeczności z Bogiem.
Słowo Boże zachęca nas wszystkich, byśmy weszli w ten święty krąg.
„Wzywam was tedy, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście składali ciała swoje jako ofiarę żywą, świętą, miłą Bogu, bo taka winna być duchowa służba wasza” Rzym. 12,1