A A A
Duch faryzejski i Duch Chrystusowy

I powiedział także do tych, którzy pokładali ufność w sobie samych, że są usprawiedliwieni, a innych lekceważyli, to podobieństwo:... Faryzeusz stanął i tak się w duchu modlił: Boże, dziękuję ci, że nie jestem jak inni ludzie...” Łuk. 18,9 i 11

Można być wierzącym, który wiele odebrał od Pana. Można być od dawna w drodze za Jezusem Chrystusem, a pomimo to – być ducha faryzejskiego.

Na czym on polega?

Po pierwsze – na pokładaniu ufności w samym sobie. W swojej bogobojności i sprawiedliwości, w swoim poznaniu Boga itp.

Po drugie – na lekceważeniu innych. Tych, którzy nie mają takiego poznania, jak my, którzy są może mniej gorliwi, czy mniej sprawiedliwi w swoim życiu.

Po trzecie – na ocenianiu siebie w świetle drugiego człowieka.

Duch faryzeusza zawiera w sobie najgroźniejszą truciznę, która przynosi nieuchronną śmierć duchową dla każdego, kto jej spróbował. Tą trucizną jest pycha.

Jakże bardzo ważnym jest to, by nie mieć w sobie nic z postawy faryzeusza. Dlatego należy dokładnie i szczerze sprawdzić swoje życie.

Może w sercu chlubię się swoją gorliwością, swoim poznaniem Słowa Bożego? Może lekceważę innych? Ilu w zborze uważam za „gorszych” od siebie? Bo nie garną się tak, jak ja, do modlitwy, do służby w zborze, nie są tak ofiarni itp.

Może, chociaż jesteś jeszcze młody w wierze, to już uważasz się za lepszego, za bardziej „duchowego” niż starsi Bracia, niż pastor? Wydaje ci się, że wyprzedziłeś tych, którzy przez długie lata „walczyli o wiarę”, którzy „złożyli swoje życie” i przez wytrwałość i modlitwę przyczynili się do tego, byś między innymi i ty mógł dostąpić Bożego błogosławieństwa?

To jest duch antychrysta. On nie waha się podważyć autorytetu nie tylko starszych w zborze ale i samego Boga. Już w ogrodzie Eden uczynił to zaprzeczając Bożym słowom: ”na pewno nie umrzecie”.

Strzeżcie się kwasu faryzejskiego” – ostrzegał Pan Jezus. (Łuk. 12,1) Strzeżcie się obłudy.

Musimy odrzucić wszelki kwas, bo przyniesie nam pewną śmierć.

Jest jedno wspaniałe lekarstwo na pychę. Zapisane w Łuk. 18,14; „a kto się poniża...”

Mamy wolny wybór. Możemy się poniżyć, ale równie dobrze możemy zostać „przy swoim” - przy swojej racji, zarozumiałości, hardości. Pierwsze przyniesie nam Boże błogosławieństwo, drugie – hańbę.

Jak zachowujemy się w codziennym życiu w różnych sprawach rodzinnych czy zborowych? To jest dobry miernik wskazujący na to, jakiego jesteśmy ducha: faryzejskiego, czy Chrystusowego. Jakże często w małżeństwie panuje zasada: „jeśli racja jest po mojej stronie – nie mogę „odpuścić” swojemu współmałżonkowi. Mam prawo do wywyższenia się. To ten drugi musi się uniżyć. Nie ja? O! To nie w tym wypadku, nie w tej sytuacji. No! Gdyby chodziło o uniżenie przed Bogiem, to owszem, ale przed człowiekiem...?”

Tak tłumaczymy w większości każdą kłótnię w małżeństwie, każdy spór w zborze. Czujemy się „na prawie”. My jesteśmy przecież sprawiedliwi... „Boże, dziękuję ci, że nie jestem jak ten oto...”

Ale jakże to dalekie od Ducha Chrystusowego! O tym Duchu czytamy w Fil. 2,5-8. Napisane tam jest, że Pan Jezus Chrystus „uniżył samego siebie...”  

A przed kim On się poniżył? Przed Niebem, czy przed swoim stworzeniem? Kto z Niego szydził, kto drwił, kto wyśmiewał naszego Pana? Niebo i aniołowie, czy ludzie? I wreszcie - kto w tym sporze miał rację - Pan Jezus, czy Jego oskarżyciele? Odpowiedź jest bardzo prosta – racja była po stronie naszego Pana.

A pomimo tego, że naszego Zbawiciela dotknęła tak niewyobrażalna niesprawiedliwość i krzywda, czytamy o Nim: „znęcano się nad nim, lecz on znosił to w pokorze i nie otworzył swoich ust, jak jagnię na rzeź prowadzone...” (Iz. 53,7)

Tu widzimy sentencję Ducha Chrystusowego. Do takiego zachowania prowadzi poniżenie samego siebie. Poniżyć się... To całkiem co innego niż być poniżonym przez kogoś. Samemu się poniżyć. Z własnej woli. Tak właśnie uczynił Pan Jezus.

I podobnie postąpi każdy, kto naśladuje swego Mistrza. Każdy, kto idzie wiernie za Barankiem.

Nie powinniśmy szukać więc tego, kto ma rację, a kto jej nie ma, lecz powinniśmy szukać pokoju Bożego i do niego dążyć.

Poniżenie nie polega też na tym, że skłonię nisko głowę i wyciągnę rękę, lecz w swoim sercu i tak wiem, że mam rację, że jestem lepszy. To nie jest pokora, lecz obłuda. Prawdziwa pokora wypływa z serca a nie z gestów.

Jeśli się tak naprawdę poniżyliśmy, to w przypadku jakiegoś sporu, zamiast „szukać swego”, możemy powiedzieć za Ap. Pawłem: „Myśmy głupi dla Chrystusa, a wyście rozumni w Chrystusie...”  1Kor. 4,10    Paweł nie powiedział tego z ironią, czy pogardą wobec Koryntian. Nie! To była prawdziwa pokora.

Czy wobec mojego bliźniego (kto jest moim bliźnim?) mogę powiedzieć tak, jak Paweł, czy może mówię: „Boże, dziękuję ci, że nie jestem jak ten...”

Życie w uniżeniu na pewno nie jest łatwe. Ale, dzięki łasce Bożej i mocy Ducha Świętego – możliwe!

Zresztą, kto powiedział, że wąska droga jest łatwa? Na tej drodze trzeba „stracić swoje życie”. A to jest bardzo bolesne. Stracić swoje życie – to m.in. zrezygnować ze swego, ze swojej racji. Spróbuj tego przy najbliżej okazji ( na najbliższym zebraniu członkowskim, przy pierwszej kłótni w małżeństwie) a zobaczysz, ile to kosztuje.

Kiedy żyjemy w duchu faryzejskim – nie musimy z niczego rezygnować. Możemy zachować „swoje” życie, możemy korzystać z prawa silniejszego, z przywilejów bogatszego. Dokładnie tak, jak w świecie....

Natomiast życie w Duchu Chrystusowym prowadzi nas do ciągłych ofiar, do codziennego umierania (1Kor.15,31!), do wyrzeczeń („tak więc każdy z was, który nie wyrzeknie się wszystkiego”. Łuk. 14,33). Ale wtedy możemy powiedzieć, tak, jak Apostołowie, że jesteśmy uczestnikami cierpień Chrystusowych. 1P 4,13. A „jeśli tylko razem z Nim cierpimy – razem z Nim uwielbieni będziemy”! Rzym. 8,17.

To jest jedyna droga do chwały! Jeśli jeszcze jej nie znasz, to możesz zacząć iść nią już dzisiaj...

Waldemar Świątkowski
Kościół Chrystusowy w Połczynie Zdroju