A A A
Boże wezwanie - pójdźcie!

To słowo, to wezwanie, często spotykamy na kartach Biblii. Wypowiadane w przeróżnych okolicznościach, powodowało różne reakcje ludzi, a co za tym idzie - różne skutki. Słowem „pójdź”, Bóg najczęściej wzywa człowieka do wykonania prostej czynności, do zmiany swego położenia, do podjęcia ważnej decyzji. Tym słowem wezwał kiedyś Abrahama do opuszczenia swojej ziemi, a potem jego potomków – do wyjścia z Egiptu. Na przestrzeni wieków wzywał tak ludzi wielkich i małych, pojedynczych i całe narody. Za czasów Jezusa zaczął wzywać... wszystkich grzeszników!

Ileż to niezwykłych zmian spowodowało przyjęcie tego wezwania, ileż szczęścia i radości przyniosło ludziom zbawionym, uwolnionym, uzdrowionym.

„Pójdź”- to wezwanie, które brzmi do dziś i powoduje takie same skutki jak kiedyś – gdy tylko człowiek na nie odpowie. Słyszy je często każdy z nas, gdy skierowane jest przez Słowo Boże, głos Ducha Świętego, głos słyszany w sercu, w sumieniu.

Jak reagujemy? Czy zawsze właściwie? Gdy słyszymy - „pójdź” - przed nami zawsze staje szansa na przeżycie czegoś wspaniałego (gdy pójdziemy), lub doznanie wielkiej straty (gdy nie posłuchamy).

Przypomnijmy sobie kilka historii, które zdarzyły się w wyniku skierowanego wezwania: „pójdźcie!”

Jako pierwsze – wezwanie, które pojawiło się w sercach pasterzy judzkich bezpośrednio po oznajmieniu przez aniołów niezwykłej wiadomości o narodzeniu Zbawiciela.

Pójdźmy zaraz aż do Betlejemu i oglądajmy to, co się stało i co nam objawił Pan”. Łk 2,15.

Och! Warto było iść „aż do Betlejemu”!

Zastanawiałeś się kiedyś nad wiarą tych prostych pasterzy? Tyle było powodów do... niewiary! Bo przecież to tylko... stajnia, ubogi żłób, maleńka dziecina. Do tego dwoje prostych, zdumionych i nie do końca rozumiejących co się dzieje, ludzi – Maria i Józef.

Jednak pasterzom nie zabrało to rozbudzonej nadziei, szczęścia i radości. Gdy wracali z Betlejem, w ich sercach ciągle radośnie dźwięczały usłyszane słowa:„dziś narodził się wam Zbawiciel...”.

Policz swoje powroty z nabożeństw, gdzie słyszałeś Słowo od Boga – w kazaniu, w świadectwie, w pieśni. A w sercach zamiast chwały i radości – ciężar, niedowiarstwo, zmęczenie...

Czy okoliczności były jeszcze gorsze, niż te, w betlejemskiej stajni? Gdzie więc leży przyczyna? Może w tym, że poszedłeś tam nie na wezwanie Boga, lecz z przyzwyczajenia lub z musu...?

Inne wezwanie – ciężkie i trudne - „pójdźmy do ziemi judzkiej” (zob. J 11,7-16).

Dla uczniów Jezusa było to wezwanie nabrzmiałe obawą i strachem. Byli oni świadomi nienawiści, jaką pałali do Jezusa arcykapłani i uczeni w piśmie. Byli przekonani, że ta podróż skończy się tragicznie - Jezus zostanie zabity, a ich los...? Ponadto dowiedzieli się z ust Jezusa, że Łazarz, u którego mieli się zatrzymać, umarł. To dopełniało czarę goryczy i smutku. „Pójdźmy i my, abyśmy razem z nim pomarli ” - w akcie rezygnacji powiedział jeden z nich.

Nie udało się przekonać Jezusa, by został w Galilei, więc poszli, z ciężkim jak ołów sercem.

Jak jest z nami, gdy słyszymy podobne wezwanie? Czy pozostaje ono bez odzewu? Strach, obawy i mroczne myśli powodują, że nie jesteśmy posłuszni wezwaniu? Co z naszą wiarą, gdy w pobliżu czai się niebezpieczeństwo (choroba, doświadczenie)?

Jak to dobrze, że Tomasz zwany Bliźniakiem dał sygnał: „pójdźmy”! Jak to dobrze, że poszli wbrew chęciom, wbrew logice. Bo co ich tam spotkało, co zobaczyli, czego doświadczyli? Czego, tak naprawdę, można doświadczyć z Jezusem?

Ujrzeli cud, który wstrząsnął potężnie nie tylko bezpośrednimi świadkami tego wydarzenia, ale całym ludem zdążającym na święto do Jerozolimy. Wskrzeszenie Łazarza sprawiło, że gdy Jezus wjeżdżał do Jerozolimy, tysiące ludzi wykrzykiwało na jego cześć, a na drogę słało swoje szaty i gałązki palmowe.

Tak, wbrew naszym obawom i lękom, wbrew beznadziejnym okolicznościom – powinniśmy iść za Jezusem, gdziekolwiek idzie. Tak czyni Oblubienica Chrystusa, a to prowadzi ją prosto przed tron Baranka! (zob. Obj. 14,4). Pamiętaj o tym w chwilach próby.

Kolejne „pójdźmy”, z rodzaju najcięższych i najtrudniejszych: „wstańcie, pójdźmy, oto się zbliża ten, który mnie wyda”. Mt 26,46.

Wezwanie po koszmarnej nocy, gdzie ciężki sen mieszał się z prośbami Jezusa, by czuwali razem z nim, z jego błagalną i pełną bólu modlitwą, ze łzami, z krwawym potem. Nigdy nie widzieli Jezusa tak złamanego, cierpiącego, smutnego...

Gdy zobaczyli tłum pełnych nienawiści napastników, zdradę Judasza, poniżenie, hańbę i pojmanie Jezusa – nie wytrzymali.

Wtedy wszyscy go opuścili i uciekli”. Mk 14,50.

Źle, że uciekli! Wiele stracili:

  • mieli szansę zobaczyć doskonałe posłuszeństwo,

  • mieli szansę zrozumieć, jaką cenę zapłacił Jezus za ich grzechy,

  • mieli szansę, wśród nienawiści i pogardy, ujrzeć... chwałę Baranka! Skoro pogański żołnierz ujrzał w nim Syna Bożego...

Szkoda, że uciekli. Boże „pójdź” nie jest po to, by się odwrócić i uciekać. Trzeba zwyciężyć strach i pójść! Nie pójdziesz sam – Bóg będzie z tobą!

Zastanówmy się chwilę nad przyczyną ucieczki Apostołów. Może irytujemy się, tym, że wszyscy uciekli, że Piotr zaparł się Jezusa? Daleki jestem od krytykowania Piotra i Apostołów.

Pan Jezus powiedział: „Wy wszyscy zgorszycie się ze mnie tej nocy; napisano bowiem: Uderzę pasterza i będą rozproszone owce trzody”. Mt 26,31.

To wyjaśnia przyczynę ucieczki uczniów:

  • oni widzieli, jak Pasterz został uderzony!

  • oni widzieli, jak Pasterz został poniżony i zhańbiony!

  • oni byli tam, gdy nadeszła godzina i Jezus został wydany w ręce grzeszników (Mt 26,45),

  • oni znaleźli się w samym środku chwili, gdy nastała „wasza pora i moc ciemności” - była to godzina ludzi nienawidzących Jezusa oraz chwila, gdy nadszedł władca tego świata, by związać i zabić Syna Bożego (zob. Łk 22,53 i J 14,30)

To był ten jeden, jedyny raz!

By się wypełniły Pisma, by dokonała się ofiara, by Baranek Boży został zabity...

Nigdy więcej się to nie powtórzyło! Nigdy więcej! Nikt więcej nie poniżył Jezusa, nie związał go i nie obraził! Jest „Panem panów i Królem królów”! Obj 17,14. Chwała Barankowi!

Jeśli więc łatwo przychodzi nam krytykować Apostołów, pomyślmy – pomimo tego, że znamy wszystkie powyższe fakty i widzimy całą drogę zbawienia, zdarza się, że:

  • uciekamy od Jezusa – chociaż jest zwycięzcą!

  • wątpimy – chociaż ma wszelką moc na ziemi i na niebie!

  • zapieramy się go – a przecież jest wywyższony ponad wszystko!

  • wstydzimy się Jezusa – a przecież to On będzie sądził żywych i umarłych!

Pomyślmy o tym i wyciągnijmy dobre wnioski.

Są też niezwykle miłe i fascynujące wezwania: „wtedy rzekł do nich Jezus... aby poszli do Galilei, a tam mnie ujrzą”. Mt 28,10.

Ujrzeć Zmartwychwstałego! Dotknąć tego, który zwyciężył śmierć! Usłyszeć: „Dana mi jest wszelka moc na niebie i na ziemi”. Mt 28,18. Ujrzeć, jak Jezus w chwale i triumfie wstępuje do nieba! Och, nieopisana radość i niezwykłe wzruszenie!

Wśród wielu wezwań Bożych, usłyszysz i takie! Wyruszysz w radości i szczęściu tam, gdzie cię wzywa Bóg. Doświadczysz wielkich rzeczy! W zasadzie więcej jest tych wezwań, które przynoszą radość i szczęście, niż tych, które prowadzą w dolinę cierpienia i smutku.

Bądź więc zawsze gotowy odpowiedzieć na (każde) Boże wezwanie: „oto jestem, poślij mnie”. Iz 6,8.

Na koniec niezwykłe „pójdźcie”. Tak piękne, że choćby dla niego samego, warto być posłusznym wszystkim wezwaniom Boga. Moim życzeniem jest, by każdy, kto poznał Boga, usłyszał to wezwanie. Będzie to ostatnie, lecz jakże błogosławione wezwanie, skierowane do tych, którzy wypełnili wolę Ojca i zwyciężyli:

Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego, odziedziczcie Królestwo, przygotowane dla was od założenia świata”. Mt 25,34. Amen!

Waldemar ŚwiątkowskiKościół Chrystusowy w Połczynie Zdroju