A A A
Lato już za nami
Lato już za nami. Zanim się zaczęło – ruszyła reklama różnych chrześcijańskich obozów, akcji, konferencji. Wśród nadsyłanych pakietów, oprócz normalnych, były co najmniej dziwne.
Stwierdzić trzeba ze smutkiem, że coraz częściej nasi współcześni „spece od duchowego marketingu”, wplatają w przesłanie Słowa Bożego elementy stricte świeckie, a więc bezbożne.

Plakaty informujące o „imprezach” ( i tu by się zgadzało) młodzieżowych kuły w oczy zwrotami, które dla normalnego chrześcijanina są żenujące i nie do przyjęcia: mega-hit, strong-men, odlotowy, wystrzałowy itp. Atrakcje obozowe to (zamiast Słowa i modlitwy): połykacze ognia, noc horroru, sztuka makijażu, jak zrobić z siebie... gwiazdę!

Czy organizatorzy nie zdają sobie sprawy z tego, że na takie „chwyty” dadzą się nabrać ludzie poszukujący nie Boga, lecz płytkich i zmysłowych wrażeń? Jeśli potem nawet „przemęczą” tę godzinę „rozmyślań” nad Słowem Bożym, to i tak wrócą do domu równie puści, jak przyjechali. No, może ich dobre „chrześcijańskie samopoczucie” wzrośnie – wrócili właśnie z chrześcijańskiego obozu, z chrześcijańskiej konferencji!

Jaki cel w takim podejściu do sprawy? Czy liczy się już tylko finansowy zysk i działanie dla samego działania?

Intryguje mnie problem w rodzaju, co było pierwsze: jajko czy kura?

Czy to dzisiejsza młodzież stacza się coraz bardziej – stąd konieczność stosowania wymienionych wyżej chwytów reklamowych?

Czy to chwyty reklamowe i idący za tym program, powoduje coraz głębszą zapaść duchową młodych (i nie tylko) ludzi?

A może wart pałac Paca jak Pac pałaca?

Na pewno znajdą się obrońcy praw, którzy zarzucą mi tragizowanie, przesadę i krytykanctwo. 

Nie mam zamiaru wzbudzać sensacji. Chciałbym wzbudzić trochę głębsze przemyślenia i zachęcić do konstruktywnej refleksji...

Przykład I

Obóz dla dzieci do lat 10. Organizatorzy „stają na głowie”, by zainteresować dzieci historiami biblijnymi, zajęciami kształtującymi prawidłowe ustawienie priorytetów. Daremnie! Nie interesują ich nawet różnorodne zabawy. Grymaszą przy wstawaniu, myciu, jedzeniu, niechętnie śpiewają, nie chcą być bohaterami scenek. Ale gdy nastaje czas wolny – bez chwili zwłoki wyciągają komórki i... trudno ich od tego oderwać! Gdy chcesz być trochę bardziej surowy – dzwonią ze skargą do rodziców.

Przykład II

Obóz dla gimnazjalistów. Liderka 8 osobowej grupy dziewczyn w „czasie skupienia” próbuje nakłonić je do szczerej rozmowy o Bogu. Bezskutecznie.
- „Powiedzcie coś o swoich relacjach z Bogiem”. Cisza...
- „Szukacie Boga”? Cisza.  
- „Modlicie się”? Cisza. Wreszcie któraś odpowiada: „moi rodzice się za mną modlą”...
- „Chodzicie na dyskotekę”? Tak!
- „Do kina”? Tak!
- „Koledzy, imprezy, ciuchy, makijaż”? -”A co, nie wolno”?
- „Co dalej z waszym życiem”? Wzruszenie ramion i cisza.

- „Chodźcie, pomodlimy się o to, by wasze życie się zmieniło”. Niechętnie klękają. Nikt się nie modli... Tylko liderka. Nie może powstrzymać płaczu...

Przykład III

Obóz dla młodzieży. Po zajęciach jest wolny czas. Prowadzący obóz zauważa grupę uczestników obozu, wracających ze sklepu z wyładowaną reklamówką. Sprawdza - piwo w puszkach... Rekwiruje piwo i ostrzega, że jeśli się to powtórzy – będą musieli się pożegnać. Na drugi dzień sytuacja się powtarza. Te same osoby i ten sam „towar”. Prowadzący obóz jest konsekwentny – pięć (może siedem – nie pamiętam) osób zostaje wydalonych z obozu. „Pikanterii” dodaje fakt, że w tej grupie tylko dwóch to chłopcy. Reszta, to dziewczyny...

Wszystkie trzy przypadki dotyczyły osób z rodzin wierzących i miały miejsce w minione wakacje.

Zaskoczenie. Trudno uwierzyć! Dlaczego tak? Co zrobić, jak to zmienić? Jakie środki zaradcze? Może jakiś program...?

Pytania, pytania... Przygnębienie i smutek...
Pozwólcie, że przytoczę jeszcze jeden przykład:

Zbór – jak wiele w Polsce. Trwa uwielbienie. Prowadzący uwielbienie zachęca wszystkich do śpiewu i modlitwy. 

Pierwszy refren. Słychać tylko grupę stojącą przy mikrofonach. Reszta bezgłośnie porusza ustami... Potem – cisza! Drugi refren. Cisza... Modli się prowadzący. Trzeci refren. Pobrzękiwanie gitary i... cisza! Następny refren. Przygnębiająca cisza...

Może to i modlitwa w duchu? Tylko jakim?

A po nabożeństwie - w domu, w tygodniu? Gwar i śmiech. Rozmowy o interesach, o wystawach, o byle czym. Szum telewizora na okrągło. Czasami przykre momenty – kłótnia, ktoś trzaśnie drzwiami w złości...

Zestawmy to z przykładem drugim.

Lustrzane odbicie...

Niedaleko pada jabłko od jabłoni.

Nie powinniśmy chować głowy w piasek. Że jakoś to będzie...

Nie będzie – jeśli nie wywalczymy!

Nie będzie – jeśli nie odrzucimy gnuśności i miernoty! Jeśli nie oczyścimy naszych domów!

Nie będzie - bez postu i usilnej modlitwy!

Nie będzie – jeśli nie zostawimy fałszywych proroków i przebudzeń, i nie wrócimy do starej, apostolskiej nauki!

Jeśli się nie ockniemy, będzie … jeszcze gorzej.

A już wkrótce przyjdzie Włodarz do swojego gumna. Plewy spali ogniem nieugaszonym (plewa – to letni chrześcijanin!). Zostanie tylko czyste ziarno...

Pośpieszmy się! Jezus nie będzie zwlekał. On słyszy jak Duch i Oblubienica mówią: „przyjdź!” Przyjdzie! „Oto przyjdę rychło!”

Pośpieszmy się! Nie czas na ziemskie troski o byt, na pozoranctwo i życie dla siebie. 

Przygotujmy się, by już dziś stanąć w rzędzie tych, którzy mówią: „Amen, przyjdź, Panie Jezu!”


Waldemar ŚwiątkowskiKościół Chrystusowy w Połczynie Zdroju