A A A
Uwierz w Pana Jezusa a będziesz zbawiony, ty i twój dom
Miłością Jezusa Chrystusa witam każdego czytającego te słowa świadectwa mojego nawrócenia do Pana! Dłuższy czas towarzyszyła mi myśl napisania paru słów o wielkiej miłości naszego Zbawiciela, przejawionej także do mnie, błądzącego niegdyś w duchowej ciemności młodego człowieka.

Urodziłem się jako pierworodny syn wierzących rodziców. Od dziecka byłem wychowywany w duchu Ewangelii; codzienne czytanie Pisma Świętego, wspólne modlitwy, uczestnictwo w nabożeństwach, były dla nas radosnym obowiązkiem. Od najmłodszych lat rodzice starali się jak mogli wychować nas na porządnych obywateli, a co najważniejsze na prawdziwych chrześcijan. Chrześcijan kochających Pana Jezusa nie tylko ustami, ale co najważniejsze z całego serca. Dopóki byliśmy mali nie zdawaliśmy sobie sprawy z chytrości i przebiegłości wroga dusz ludzkich – szatana. Uczono nas co wolno, a czego nie wolno, co Bóg lubi i czego nie lubi. Miało to na nas duży wpływ, wszak każde z nas pragnęło być kiedyś w Niebie. 

Mijały dziecięce, niefrasobliwe lata, aż nadszedł czas szkoły. Już na placu zabaw spotykaliśmy się z różnymi przejawami niechęci ze strony niektórych dzieci, ponieważ byliśmy, jak oni to nazywali; „z innej wiary”. Raczono nas różnymi epitetami, ale to nie takie straszne w porównaniu do niewoli, którą przygotowywał dla mnie w wieku starszym diabeł.

Wyrastałem na osiedlu razem z młodymi ludźmi, którzy wcześniej byli mi wrodzy, ale z biegiem czasu, chytry wróg zmienił ich w moich najlepszych kompanów. Mijał czas szkoły podstawowej , od wielu rzeczy byłem z dala, o których rodzice mówili mi, że to grzech. Skończyłem „podstawówkę” przyszedł czas, kiedy z dzieci przemieniamy się w dorosłych ludzi, dojrzewamy psychicznie i fizycznie. Jest to wiek największych zachcianek – pokus, czas własnego rozumowania. Cały czas jednak uczęszczałem z rodzicami do Zboru. Moim kolegom specjalnie teraz to nie przeszkadzało. Kiedyś, gdy byłem młodszy ganiano mnie po osiedlu, a ja postanowiłem w swoim sercu, ze jak kiedyś dorosnę to im pokażę. Był to haczyk na który złapał mnie szatan, ale ja nie byłem tego świadomy. Teraz, gdy Pan Jezus Chrystus otworzył mi duchowe oczy wiele wcześniejszych spraw stało się zrozumiałych. 

Zacząłem szkołę średnią. Grałem w miejscowym klubie piłkarskim, po jakimś czasie z powodu szczupłej postury rozpocząłem treningi w siłowni. Wiadomo jak to bywa na siłowniach, „na sucho” ciężko wypracować muskulaturę, więc sięgnąłem i zacząłem sobie aplikować mniej lub więcej dozwolone środki farmakologiczne. Piłka nożna schodziła na dalszy plan. Kończyłem właśnie średnią szkołę. Trwały przygotowania do matury i w tym czasie Bóg upomniał się o mnie, wspomniał na usilne modlitwy rodziców. Miałem wtedy 19 lat i „trochę poważania na ulicy” z racji moich mało chlubnych, teraz nazywam to bandyckich dokonań. 

Byłem zafascynowany i wchłonięty w ruch „hooligans”. Ci którzy mieli styczność z tymi ludźmi, będą wiedzieli o co chodzi. Uważałem siebie za honorowego „hooligana”, jeździłem na mecze za swoją drużyną, trenowałem swoje ciało i nabierałem umiejętności potrzebnych do „sprawdzania się” w różnych bójkach, ustawkach. Nawet przez ten czas mojego bandyckiego życia jeździłem na nabożeństwa. Dziwnie musiałem wyglądać z ostrzyżoną na krótko głową i opinającą ciało koszulką wśród dzieci Bożych. Ale nikt mnie nie odrzucał, a rodzice trwali w modlitwie za moja duszę. Wiele razy wracając późno do domu widziałem ich na kolanach, czasem w ogóle nie wracałem… Myślałem po co oni się modlą, jestem dorosły to moje życie… ale teraz dziękuję Bogu z całego serca za takich rodziców. Powtarzali mi abym pokutował, mówili, że nie będę miał Bożego błogosławieństwa, ja zaś krzyczałem, później nawet nic nie mówiłem, posłuchałem i poszedłem robić swoje. Podczas nabożeństw spałem lub rozmyślałem, jak też nam się uda kolejny mecz wyjazdowy, czy dojdzie do jakiś starć i oby szybciej minęły te nudne kazania i śpiewy.

Kilka miesięcy przed maturą zadzwonił do mnie kolega, że pobili jednego z naszych. Zdzwoniliśmy się z chłopakami i w kilka samochodów pojechaliśmy szukać odwetu. Złapaliśmy jakiegoś przypadkowego człowieka i zrobiliśmy mu krzywdę. Kilka minut później byliśmy zatrzymani po pościgu i dostarczeni na posterunek. Tam nas wylegitymowano i puszczono późno w nocy do domów. Po tych wydarzeniach zacząłem zastanawiać się nad sobą i nad życiem, które prowadzę. Mam dopiero naście lat i grozi mi wyrok sądowy, a przede mną matura. 

Zacząłem szukać wyjścia, doskonale wiedząc, ze w tej trudnej chwili może dopomóc tylko Niebo. Tylko ręka Wszechmocnego Boga, który uczynił nas ludzi na Swój obraz i cały Wszechświat Swoim Słowem, może mnie z tego wyciągnąć. Szukałem Boga na kolanach jak nigdy dotąd, prosząc zmiłowania i obiecując poprawę w moim życiu. Teraz wiem i rozumiem, że nie dla składanych przeze mnie obietnic, Pan mnie zachował, ale dlatego, aby pokazać mi Swoją niezmierzoną wielkość i miłosierdzie dla nas wołających do Niego w potrzebie grzeszników. Wyobraźcie sobie drodzy; On wiedział, że ja nie dotrzymam słowa, ale nie odwrócił się ode mnie i posłał pomoc w trudnym czasie. 

Moi koledzy dostali wyroki w zawieszeniu, a ja pozostałem „czysty”. Z biegiem czasu zapomniałem o otrzymanej lekcji i głębiej wciągnąłem się wir światowego życia. Z Bożą pomocą zdałem egzamin maturalny. Rzuciłem piłkę nożną, koncentrując wszystkie swoje siły i dążenia na siłowni. Puchłem od wspomagających przyrost masy mięśniowej środków farmakologicznych. Niszczyłem bezmyślnie ciało i zdrowie, które ukształtował i dał każdemu z nas nam Stwórca. Fizycznie nabierałem krzepy, ale duchowo słabłem. Diabeł okradał mnie z ostatnich promyków nauki Ewangelii, zaszczepionych we mnie w dzieciństwie. 

Przyszło lato 2004 roku. Mój brat cioteczny, którego nie widziałem od kilkunastu lat po emigracji, chciał, abyśmy pojechali razem na misję z chrześcijańską młodzieżą . Nie chciałem o tym nawet myśleć na początku, ale po namowach mamy z oporem, ale wyruszyłem. Wróg dusz ludzkich nie chciał, abym tam jechał, trwożył mnie, próbował zastraszać drobnostkami, szeptał; „Ty taki grzesznik pojedziesz, a tam sami tacy „święci” będą, co ty będziesz tam robił?” a innym razem mówił; „Jeszcze się dowiedzą jak ty prowadzisz swoje życie, co ty robisz? Lepiej nie jedź!” On wiedział, że tam wśród dzieci Bożych może stracić swego sługę, ze może być odkryte moje grzeszne życie, a ja pokutuję i ujdę jego szpon. 

Ale chwała Bogu, pojechałem, zapoznałem się z gorliwymi młodymi ludźmi, którzy z radością nieśli „błogą wieść o Chrystusie” po wioskach w których niektórzy ludzie może nawet nie słyszeli Jezusie Chrystusie i dziele Zbawienia, które wykonał Syn Boży. Robiliśmy codzienne nabożeństwa namiotowe, rozdając Ewangelie i zwiastując „Dobrą Nowinę” potrzebującym. Chodząc tam… tak od domu do domu, myślałem sobie; „Ja sam potrzebuję pokuty i nawrócenia, a mówię o tym innym”. Ale taki był postanowiony Boży plan, abym zobaczył, że można żyć dla Pana z radością poświęcając Mu swoje młode życie i siły. 

Odwiedzaliśmy chorych, byliśmy w sanatorium dla gruźlików. Stan tych ludzi był straszny, wysuszeni, plujący krwią, czekający bez żadnej nadziei na śmierć, która zbierała tam żniwo prawie każdego dnia. I tak odchodzili nie pojednani ze swym Stwórcą nieświadomi czekających ich wiecznym cierpień… Pan tam cudownie nas pobłogosławił, uzdrawiając głuchoniemego człowieka w jednej sekundzie, w oka mgnieniu po modlitwie Swych dzieci. Chwała Boża zeszła otwierając uszy i język tego człowieka. Alleluja! Teraz rozumiem stanowisko faryzeuszy, którzy cuda oglądali, a pomimo to bluźnili przeciwko Bogu. 

Zrozumiałem! Ich duchowe oczy były zakryte, tak jak kiedyś moje. Przez dwa tygodnie pobytu tam, znacząco zbliżyłem się do Pana, ale kiedy wołał mnie po imieniu na jednym z obficie błogosławionych nabożeństw, moje serce było jeszcze twarde i odrzuciło tę wielką Łaskę. Wróciłem do domu i zacząłem jeszcze bardziej grzęznąć w błoto świeckiego życia, na tyle, że sam już nie mogłem wyjść choć wiedziałem, że tonę. Byłem po prostu niewolnikiem grzechu, byłem w niewoli księcia ciemności spełniając jego uczynki. 

Byłem znanym człowiekiem w swoim mieście, poważanym, ale nie dawało mi to radości, moja dusza tęskniła do swego Stwórcy, ona wiedziała co ją czeka gdyby w tym momencie zakończyło się moje życie; wieczne męki! Drodzy, strach pomyśleć, co się dzieje z człowiekiem, który nie skorzystał z oczyszczającej mocy świętej Krwi Chrystusa. My często nie zdajemy sobie sprawy wymawiając słowo; „piekło” czy „Jezioro Ogniste”. Okrutne cierpienia i niewyobrażalne męki do tego towarzysząca myśl; „mówiono mi o Chrystusie. 

Mama mówiła, tato mówił, kaznodzieja…dlaczego nie uwierzyłem, dlaczego nie przyjąłem” i tak na wieki wieków! My, którzy poznaliśmy zmartwychwstałego Chrystusa; dziękujmy z całego serca za tę niewymowną Łaskę, a ci, którzy nie znają Pana, lub udają, że znają; zastanówcie się! Życie nie kończy się z chwilą oddania ciała ziemi! Każdy z nas ma wieczną nieśmiertelną duszę, która tęskni do swego Stwórcy. Ona chce być na wieki wieków z Panem w Niebie! Posłuchajmy głosu sumienia co ono nam podpowiada dopóki jeszcze przemawia, bo kiedy przestanie to będzie bieda! 

Często w nocy wracając do domu, kładłem się spać, a sumienie moje przebudzało się i mówiło: „Co ty robisz? Przecież twoje grzeszne życie prowadzi cię prosto na zatracenie” ale zaraz błyskawicznie pojawiał się drugi głos mówiący; „No co ty? Jutro pójdziesz tam…to zrobisz …to załatwisz, będziesz miał pieniądze, będzie dobrze” - to był głos zwodziciela, ten sam któremu uległa Ewa, pierwsza matka na Ziemi. 

Na siłowni zapoznałem się z pewnymi ludźmi. Jakiś czas zarabiałem stojąc na „bramce”. Później zacząłem pracę w firmie ochroniarskiej. Dawało mi to pewną satysfakcję, uważałem, że coś mi się udało osiągnąć. Jednak cały czas towarzyszyła mi myśl, że idąc tą drogą błądzę. „Nocne życie”, mecze, bójki, aż pewnego wieczoru miałem zatarg z ludźmi z innego miasta. Przyjechali i zagrozili mi, że jak się nie uspokoję, to mi zrobią poważną krzywdę. Tak jak myślałem, że mam dobrych kolegów, tak teraz wszyscy się wystraszyli łącznie ze mną. 

Nasz cudowny Zbawiciel pokazał mi poprzez to, kim naprawdę jestem i ile bym znaczył bez Jego ochrony. To moi rodzice modlili się o mnie, to oni każdego wieczoru bojując na kolanach zatrzymywali Bożą opiekę nade mną, krnąbrnym synem. Myślałem o sobie i o swoich umiejętnościach wysoko, a tutaj w kilka minut prysła cała moja buta.

Mijał kolejny miesiąc, a ja w duszy prosiłem, aby Pan uchronił mnie od spotkania z tymi ludźmi. Za jakiś czas miałem poważny wypadek samochodowy. „Skasowałem” służbowy samochód. Mój kolega jadący ze mną oraz pasażer drugiego samochodu trafili z poważnymi obrażeniami do szpitala. Samochody odbiły się od siebie na kilka, kilkanaście metrów, a ja drodzy nie odniosłem żadnego obrażenia, za wyjątkiem niegroźnych zadrapań ręki. Jechaliśmy bez pasów bezpieczeństwa. 

O drodzy czy ktoś może powiedzieć, że to nie cud Boży; biegli obliczyli prędkość mojego pojazdu na 116 km/h, nie dodając prędkości drugiego samochodu. Wszystko to stało się na dwupasmowej jezdni, przy czołowym zderzeniu. Wyobraźcie sobie…Ale cóż to dla miłosiernego Stwórcy, który na modlitwę Jozuego wstrzymał zachód Słońca, przedłużył dni życia króla Hiskiasza, cóż to dla Boga Nieba na którego rozkaz Morze Czerwone i Jordan stanęły ścianą, a Naród wybrany przeszedł suchą nogą. Cóż to dla Syna Bożego na którego widok demony padały Mu do nóg, wiły się i mówiły; „nie posyłaj nas w otchłań”. Takiemu Bogu teraz wierzę drodzy, takiego Boga teraz sławię, takiemu Bogu chcę służyć ile mi starczy sił i dni mojego życia. 

Po tym wydarzeniu straciłem pracę. Minął kolejny miesiąc i moja znękana dusza nie mogła dłużej czekać, nie mogła dłużej tak żyć! Nie miałem siły by walczyć z coraz to nowymi problemami, czułem się niewolnikiem…niewolnikiem najokrutniejszego pana na świecie…niewolnikiem ojca kłamstwa – szatana! Kolejny raz Duch Święty pracował nade mną, kolejny raz zastanawiałem się na moim życiem. Rodzice mi powtarzali często; „Pan cię przyprowadzi, On ma sposób na każdego, na ciebie też”. I pomyślałem sobie; „pierwszym poważnym ostrzeżeniem dla mnie były rozpoczynające się problemy z policją”, drugim; „wypadek” a co będzie za trzecim razem? 

Drodzy teraz wiem za trzecim razem nie było by już tak dobrze jak poprzednio, ale byłbym położony w pościel, wiele by ucierpiało moje ciało. Bóg ma sposób i jeżeli my jesteśmy oporni cały czas na ostrzeżenia Nieba i ignorujemy powoływanie, to może stać z nami tak jak z faraonem, który nie chciał wypuścić z niewoli ludu Izraelskiego. Wiele stracił zanim skruszyło się i zmiękło jego serce, czytajmy II Księgę Mojżesza. 

Pewnego wieczoru, kiedy rodzice pojechali na nabożeństwo modlitewne, pamiętam ten dzień; 1 luty 2006 roku rozstałem się z osobą, którą myślałem, że kocham, ale teraz wiem, że łączył nas potrzask diabelski - grzech! Rodzice w nocy wrócili z nabożeństwa, pomodlili się przed snem. Słyszałem jak prosili Pana o zmiłowanie nad swoimi dziećmi. Moje serce płakało wewnątrz z bezsilności, a ja siedząc na łóżku tak rozmyślałem; „teraz, albo nigdy”! 

Pisze w Piśmie Świętym; „Oto teraz czas łaski, Oto teraz dzień zbawienia”. W tych minutach toczyła się wielka bitwa o moją duszę. Diabeł nie odpuszczał walcząc do końca i stosując najwyszukańsze metody, aby odwieść od Łaski. Myślałem sobie; „wstanę i pójdę do rodziców, powiem, że od dzisiaj chcę służyć Jezusowi” Wstałem, ale nie mogłem uczynić kroku, jakiś dziwny paraliż zawładnął moim ciałem, a w szczególności nogami. Na tyle byłem w jego niewoli, na tyle oddawałem swe ciało na „oręż nieprawości”, że miał teraz do niego spore prawo, z którego też skorzystał. Ale ja w bezsilności powiedziałem; „Panie Jezu pomóż, ja chcę służyć Tobie” i w tym momencie odpuściło. 

Poszedłem do pokoju moich rodziców, kiedy wszedłem Duch Święty dotknął się mojego serca, na oczy wystąpiły łzy. Gdy powiedziałem; „Tato, mamo ja chcę od dzisiaj służyć Bogu” rodzice nie wiedzieli o co chodzi, ale po chwili staliśmy razem na kolanach i dziękowaliśmy Bogu za zmiłowanie i darowane Zbawienie. Cudowny Zbawiciel ściągał grzech po grzechu z mojego serca, czyniąc niewymowną ulgę. Miałem wrażenie jakby ściągnięto ze mnie przygniatający stos kamieni. Na oczach łzy, a w duszy radość. 
Do późna w nocy siedzieliśmy jak nigdy razem, rozmawiając teraz już o naszym wspólnym Panu. Pouczony, zaraz już następnego dnia zacząłem prosić, aby Pan Jezus Chrystus zlał na mnie Swą obietnicę „pięćdziesiątnicy”. Dnia 1 kwietnia tegoż roku otrzymałem chrzest Duchem Świętym z Ewangeliczną oznaką innych języków. Radości nie było końca, chciałem objąć i przytulić cały świat. 

Drodzy, wiele ciężkich dni przechodzimy w okresie naszego duchowego wzrastania i wiele doświadczeń wszyscy przeżywamy, ale nie jesteśmy sami. Nasz Pan dał nam cząstkę siebie, dał nam Ducha Świętego, który wstawia się za nami w niewysłowionych westchnieniach. Chwała Mu za to Na wieki! Z Panem Jezusem lekko trwać i przechodzić doświadczenia, pokusy, On nigdy nie położy na nas więcej niż możemy unieść. Czyni zaś to wszystko dlatego, aby nas zahartować i utwierdzić w wierze, abyśmy szli w mocy Ducha Świętego i głosili Ewangelię wszystkiemu stworzeniu, tak jak nam Sam nakazał. Drodzy, wy którzyście otrzymali Zbawienie, otrzymaliście moc z wysokości; nie zaniedbujcie tej „Drogocenności”, świadczcie o wielkiej mocy naszego Pana i Boga, świadczcie o zmartwychwstałym Chrystusie. 

Czytamy w Liście do Koryntian; „zwiastujemy Chrystusa, który jest mocą Bożą i mądrością Bożą”. Rozniecajcie wciąż na nowo dar łaski, którzy otrzymaliście! Spójrzmy na starotestamentowego Daniela i jego towarzyszy, którzy postanowili nie kalać się ze stołu królewskiego, spójrzmy na Tymoteusza i Tytusa, którzy trudzili się za czasów pierwszych apostołów i nieśmy pomazanie Nieba, pomnażajmy dla chwały Bożej darowane nam talenty, a za podstawę zawsze miejmy nieomylne Pismo Święte. Gdy ono będzie naszym skarbem, wtedy nie zbłądzimy! Pola gotowe są do żniwa, ale robotników mało, wyjdźmy na pola, bo wydarzenia na świecie świadczą, że pochwycenie Oblubienicy i przyjście Pańskie tuż, tuż, a potem…już tylko sąd! Łaska Pan naszego Jezusa Chrystusa niech będzie z wami!

Szymon Wdowiak

Artykuł pochodzi z http://ewzwalimski.pl.tl/

Kościół Chrystusowy w Połczynie Zdroju