A
A
A
Wspomnienia o Wasilinie Suszcz
Przemijają lata... Co dzieje się z ludźmi w ciągu tych lat? Maleńkie bezbronne dzieci stają się osobami dorosłymi. Powstają nowe rodziny, zmieniają się ich problemy, i poglądy na życie; wydaje się, że mieli po siedem lat, a dzisiaj — mają już ponad siedemdziesiąt. To rozmyślanie doprowadza do zastanowienia się nad własnym życiem. Co wczoraj wydawało się czymś wielkim i głównym, traci swą wartość, staje się drugorzędnym, a to, co drugorzędne staje się decydującym, i tak przemija życie?
Lata są podobne do deszczowej wody, która zmywa wczorajsze ślady, a nowemu podróżnikowi wydaje się, że na tym miejscu wczoraj nie było niczego. Sprawy ludzkie odchodzą w zapomnienie, kładąc się pod „grubą warstwę kurzu” na „śmietniku” historii.
Wydarzenie, o którym będzie mowa, nie należy jednak do tych, które utonęło w historii bez śladu.
Niewielka zaciszna wioska Karniłówka niczym nie różniła się spośród dziesiątek podobnych do niej wsi, położonych między lasami Wołynia. Był rok 1943, Karniłówka przeżywała trudny okres swojego istnienia. Wojna, która złowieszczymi krokami przechodziła po ziemi, wykonywała swoje bezlitosne krwawe dzieło. Jako nieubłagana atakowała spokojnie żyjących ludzi, podporządkowując sobie wszystko, co spotykała na swojej drodze, rujnując wsie i miasta. Odbierała życie osobom dorosłym i dzieciom, przy okazji zostawiając po sobie wiele kalek. Ze zgrzytem czołgowych gąsienic i monotonnych serii z karabinów maszynowych wciąż się przedłużała.
Spokojni ludzie szukali ratunku dla siebie. W ciągu długich wieczorów nie gasły świece przy obrazach w domach prawosławnych rodzin. Żydzi w swoich długich modlitwach zwracali się do Pana Boga, wyznawanego przez swego praojca wiary — Abrahama błagając o ratunek. Nawet maleńkie, nieznające kłopotów dzieci, których umysł nie w pełni uświadamiał sobie, co dzieje się dookoła, przycichły, trzymając się swoich zagród.
W tych smutnych i pełnych trwogi dniach, w okolicznych wsiach, zbierali się chrześcijanie na wspólną modlitwę. Działające Słowo Boże, oraz pieśni o głębokiej treści duchowej wykonywały w sercach ludzkich swoją pracę. Duch Święty — pocieszyciel (w pełnym znaczeniu tego słowa) pocieszał swoje dzieci Napełnieni żywą nadzieją odchodzili do swoich domów często nad ranem. Odchodzili, lecz oczekiwali na tę chwilę, kiedy znowu będą mogli skłonić swoje kolana przed Wiecznym Panem Bogiem.
Wielu z nich nie przestraszały dalekie odległości między miejscem ich zamieszkania, a miejscem nabożeństw, ani czas pełen trwogi. Pragnienie przebywania we wspólnocie, z ludem Bożym, było ponad wszystkim.
Podczas pewnego takiego dnia, do zagrody wierzącego brata Stefana Osadczuka przybyła z sąsiedniej wsi młoda wierząca siostra — Wasilina Suszcz Trochę później przyszedł także wierzący brat — Piotr Mastyka. Po wspólnej modlitwie rozpoczęła się szczera chrześcijańska rozmowa. Dochodziły wieści, że Niemcy surowo rozprawiają się z niektórymi wsiami, a młodzież wywożą do Niemiec. Ale okoliczne wsie do tego czasu żyły w spokoju. Garnizon Niemców stacjonujący w mieście Kamień Koszyrski bez przyczyny nie trwożył prowincji. Czasem partyzanci dawali znać o sobie.
Podczas tej rozmowy z braćmi, siostra Wasilina powiedziała, że odczuwa wewnętrzną potrzebę, chęć i pragnienie, aby porozmawiać z Niemcami. Takim samym pragnieniem ogarnięty był również brat Stefan. Ci młodzi ludzie nie wiedzieli, że dzień dzisiejszy da im taką możliwość i przejdzie do historii ich wsi.
Nagle, za drzwiami usłyszeli czyjeś kroki, z trzaskiem otwarły się drzwi, a na progu stanął uzbrojony niemiecki żołnierz
— Alles weg! (Wszyscy do wyjścia!) — Padła komenda z ust żołnierza. Takiego natychmiastowego pojawienia się Niemców we wsi nikt nie oczekiwał. Zatrwożeni ludzie udawali się na wielkie boisko, położone na skrzyżowaniu głównych dróg wsi. Starzy i młodzi wychodzili ze swoich domów z pytaniem w sercu, — „Co się z nami stanie'" — podążając na miejsce zbiórki.
Przyjechało do wsi wiele wojskowych samochodów. Do domów wchodzili niemieccy żołnierze, wypędzali mieszkańców i doprowadzali ich na miejsce zbiórki. Wykonywali w ten sposób rozkaz gebitz-komisarza
Ludzie z trwogą spoglądali na siebie nie rozumiejąc, co ich czeka. Ale gdy na wzgórzu stanął, gebitz-komisarz i za pośrednictwem tłumacza wydał rozkaz by ludzie rodzinami ustawiali się wzdłuż rowów, to wszyscy zrozumieli, w jakim celu przybyli do wsi Niemcy.
Co się działo dookoła? Krewni wpadali sobie w objęcia, przebaczając wzajemnie przewinienia i żegnając się ze sobą na zawsze! Dawni nieprzyjaciele błagali o wzajemne przebaczenie i pojednanie. Dwaj rodzeni bracia, którzy przez długi czas wrogo odnosili się do siebie i nie rozmawiali ze sobą, zaczęli płakać i jeden drugiego prosił o przebaczenie. W tej strasznej chwili przed obliczem bliskiej śmierci zapomniano o wszystkich krzywdach i obelgach.
Na prośbę jednego z wierzących braci zezwolono chrześcijanom na wspólne zgromadzenie się spośród grupy wierzących wyróżniał się pewien młody chłopiec— Mikołaj. Niedawno nawrócił się i zdecydował swój los podzielić z braćmi i siostrami w wierze. Gdy podszedł do niego ojciec i zaczął namawiać go, aby przyłączył się do swojej rodziny, Mikołaj odpowiedział: «Tatusiu! Nie chciałeś być wierzącym, a ja już jestem ze swoimi braćmi i siostrami, z nimi pozostanę!». Potem przyszła jedna z matek, której syn był wierzącym, przyłączyła się do grupy chrześcijan i powiedziała: «Jestem wierzącą! Alleluja!»
Czas upływał w trwodze. Na pagórku został postawiony karabin maszynowy. Trwały ostatnie przygotowania do rozprawy z ludnością. W tym oczekiwaniu pełnym trwogi było coś strasznego. Szeroko otwarte oczy ludzi skierowane na tego, który stał na wzgórzu i w każdej chwili mógł dać rozkaz –„Feuer!” (Ognia!). Wtedy grad kuł spadłby na ciała ludzi i wykonałby swe zbrodnicze krwawe dzieło.
Chrześcijanie modlili się. Słychać było szczere modlitwy, które wypływały z ich ust, wznosiły się do góry i tonęły gdzieś w wysokościach. Dookoła wszystko stało w ciszy. Żołnierze, którzy przy pomocy kolb i kopniaków, spędzali ludzi na miejsce zbiórki, otaczali tłum zwartym łańcuchem. Gebitz-komisarz trzymał w ręku broń, był gotowy do wydania rozkazu.
Nagle, z grupy chrześcijan wystąpiła młoda dziewczyna z podniesioną do góry ręką i dźwięcznym donośnym głosem skierowanym do swoich zawołała: «Nie trwóżcie się! Nie bójcie się!»
Wszyscy spojrzeli na młodą Wasilinę. Cała jej istota była napełniona niewidzialną mocą i zdecydowaniem. Obróciła się i szybkimi krokami zaczęła zbliżać się do pagórka. Dwóch żołnierzy osobistej ochrony Gebitz -komisarza z karabinami wybiegło naprzeciw niej i bagnetami zagrodziło jej drogę. Lecz ona stała już bardzo blisko, i tu nastąpiło coś, czego nie mogli zrozumieć ludzie, czego nie oczekiwał komisarz. Dziewczyna przemówiła czystym niemieckim językiem. Twarz komisarza momentalnie stała się biała jak ściana, ręce zatrzęsły się, a broń wypadła z rąk. On stał i nie wiedział, co się dzieje. Spoglądając na tę dziewczynę, w żaden sposób nie mógł zrozumieć, skąd ona, ta wiejska dziewczyna, tak doskonale włada jego mową, a przy tym jeszcze zna wszystkie fakty dotyczące jego życia. I w dodatku wie o jego krwawych zbrodniach, które popełnił, nie pozostawiając śladów.
Ręce dziewczyny poruszały się, wskazując to na ludzi, to na komisarza, prostując wskazujący palec, skierowała go w kierunku nieba, a potem energicznym ruchem w dół na Ziemię.
Gdy umilkła Wasilina, przemówił komisarz, coś udowadniając przez swoją mowę, także kierując rękę w kierunku ku nieba, to w bok. Znowu otwarły się usta dziewczyny i znowu popłynęła mowa, której nie rozumiała zarówno sama, jak i mieszkańcy wsi. Sytuacja powtórzyła się kilka razy, dopóki do dziewczyny nie powrócił jej rodzinny język W tym języku zabrzmiały końcowe słowa Wasiliny: «Chwała Panu Jezusowi Chrystusowi!»
Komisarz stanął na najwyższym miejscu i zawołał tłumacza, poprzez którego przemówił do ludzi
– „Jeżeli sprawa tak wygląda, to wszystko zmieni się» Za chwilę zabrzmiały słowa: «Odwołuję wszystko!». Wyglądało to tak, jakby góra o wielkiej wadze spadla z pleców tłumu, wszyscy pobiegli tam gdzie stała grupa wierzących ludzi. Nadszedł tłumacz, i zwróciwszy się do jednego z braci powiedział: «O, gdybyście wiedzieli, co wasza dziewczyna naopowiadała komisarzowi!» A co? Zapytali go. Tłumacz rzekł:—Ona powiedziała: «Ty diabłu służysz, wiele krwi przelałeś. Nawróć się! Przestań zabijać ludzi!'
Brat Stefan, zwróciwszy się do tłumacza powiedział: «Ta dziewczyna przemówiła do waszego naczelnika. Ona nie zna języka niemieckiego. To Duch Święty mówił przez nią, stając w obronie swoich dzieci.
Całą rozmowę tłumacz przekazał Gebrtz-komisarzowi. Zabrzmiała nowa komenda, aby rozejść się po domach i przynieść produkty żywnościowe. Z wielką radością mieszkańcy wsi opuszczali to straszne miejsce, wykonując rozkaz i uwielbiając Pana Boga za tak cudowne wybawienie, jakie On okazał przez swoją Łaskę.
W tejże godzinie zapadła decyzja odnośnie sąsiedniej wsi Karasin. Tam także wszyscy mieszkańcy zostali spędzeni w celu rozstrzelania.
Komisarz posiał gońca na koniu z poleceniem odwołującym poprzedni rozkaz. Gdy goniec przybył do wsi Karasin, został już rozstrzelany jeden człowiek, ale cała wieś z mieszkańcami została uratowana.
W Psalmie 139 w wierszu 14 Dawid mówi: «Cudowne są dzieła Twoje Boże i dusza moja wie o tym dobrze». Nie można nie zgodzić się z autorem tych słów!
Chrześcijanie okolicznych wsi, jeszcze nie raz zobaczyli nad sobą Bożą rękę. Wielokrotnie Pan Bóg używał młodą Wasilinę do wykonania swoich zamiarów, okazując Bożą miłość wobec swojego ludu. Czas jednak upłynął i pozostało mało świadków wydarzeń. Ubywa mieszkańców wsi, powiększa się ilość mogił na cmentarzu. Pan Bóg odwołał już do wieczności wiele swoich dzieci. Na Jego wezwanie odeszła z tego świata Wasina. Całe swe życie poświeciła w służbie Panu Bogu. Być może, dlatego nie zauważyła, jak szybko upłynął czas, i nie miała chwili, aby poważnie pomyśleć o tym, że nie ma własnej rodziny. Tak spędziła swe życie w samotności w niewielkiej chatce do ostatnich dni. Lecz nie była samotna, bo zawsze odczuwała, że obok niej znajduje się wierny, Przyjaciel, któremu poświeciła całe swoje życie.
Lata są podobne do deszczowej wody, która zmywa wczorajsze ślady, a nowemu podróżnikowi wydaje się, że na tym miejscu wczoraj nie było niczego. Sprawy ludzkie odchodzą w zapomnienie, kładąc się pod „grubą warstwę kurzu” na „śmietniku” historii.
Wydarzenie, o którym będzie mowa, nie należy jednak do tych, które utonęło w historii bez śladu.
Niewielka zaciszna wioska Karniłówka niczym nie różniła się spośród dziesiątek podobnych do niej wsi, położonych między lasami Wołynia. Był rok 1943, Karniłówka przeżywała trudny okres swojego istnienia. Wojna, która złowieszczymi krokami przechodziła po ziemi, wykonywała swoje bezlitosne krwawe dzieło. Jako nieubłagana atakowała spokojnie żyjących ludzi, podporządkowując sobie wszystko, co spotykała na swojej drodze, rujnując wsie i miasta. Odbierała życie osobom dorosłym i dzieciom, przy okazji zostawiając po sobie wiele kalek. Ze zgrzytem czołgowych gąsienic i monotonnych serii z karabinów maszynowych wciąż się przedłużała.
Spokojni ludzie szukali ratunku dla siebie. W ciągu długich wieczorów nie gasły świece przy obrazach w domach prawosławnych rodzin. Żydzi w swoich długich modlitwach zwracali się do Pana Boga, wyznawanego przez swego praojca wiary — Abrahama błagając o ratunek. Nawet maleńkie, nieznające kłopotów dzieci, których umysł nie w pełni uświadamiał sobie, co dzieje się dookoła, przycichły, trzymając się swoich zagród.
W tych smutnych i pełnych trwogi dniach, w okolicznych wsiach, zbierali się chrześcijanie na wspólną modlitwę. Działające Słowo Boże, oraz pieśni o głębokiej treści duchowej wykonywały w sercach ludzkich swoją pracę. Duch Święty — pocieszyciel (w pełnym znaczeniu tego słowa) pocieszał swoje dzieci Napełnieni żywą nadzieją odchodzili do swoich domów często nad ranem. Odchodzili, lecz oczekiwali na tę chwilę, kiedy znowu będą mogli skłonić swoje kolana przed Wiecznym Panem Bogiem.
Wielu z nich nie przestraszały dalekie odległości między miejscem ich zamieszkania, a miejscem nabożeństw, ani czas pełen trwogi. Pragnienie przebywania we wspólnocie, z ludem Bożym, było ponad wszystkim.
Podczas pewnego takiego dnia, do zagrody wierzącego brata Stefana Osadczuka przybyła z sąsiedniej wsi młoda wierząca siostra — Wasilina Suszcz Trochę później przyszedł także wierzący brat — Piotr Mastyka. Po wspólnej modlitwie rozpoczęła się szczera chrześcijańska rozmowa. Dochodziły wieści, że Niemcy surowo rozprawiają się z niektórymi wsiami, a młodzież wywożą do Niemiec. Ale okoliczne wsie do tego czasu żyły w spokoju. Garnizon Niemców stacjonujący w mieście Kamień Koszyrski bez przyczyny nie trwożył prowincji. Czasem partyzanci dawali znać o sobie.
Podczas tej rozmowy z braćmi, siostra Wasilina powiedziała, że odczuwa wewnętrzną potrzebę, chęć i pragnienie, aby porozmawiać z Niemcami. Takim samym pragnieniem ogarnięty był również brat Stefan. Ci młodzi ludzie nie wiedzieli, że dzień dzisiejszy da im taką możliwość i przejdzie do historii ich wsi.
Nagle, za drzwiami usłyszeli czyjeś kroki, z trzaskiem otwarły się drzwi, a na progu stanął uzbrojony niemiecki żołnierz
— Alles weg! (Wszyscy do wyjścia!) — Padła komenda z ust żołnierza. Takiego natychmiastowego pojawienia się Niemców we wsi nikt nie oczekiwał. Zatrwożeni ludzie udawali się na wielkie boisko, położone na skrzyżowaniu głównych dróg wsi. Starzy i młodzi wychodzili ze swoich domów z pytaniem w sercu, — „Co się z nami stanie'" — podążając na miejsce zbiórki.
Przyjechało do wsi wiele wojskowych samochodów. Do domów wchodzili niemieccy żołnierze, wypędzali mieszkańców i doprowadzali ich na miejsce zbiórki. Wykonywali w ten sposób rozkaz gebitz-komisarza
Ludzie z trwogą spoglądali na siebie nie rozumiejąc, co ich czeka. Ale gdy na wzgórzu stanął, gebitz-komisarz i za pośrednictwem tłumacza wydał rozkaz by ludzie rodzinami ustawiali się wzdłuż rowów, to wszyscy zrozumieli, w jakim celu przybyli do wsi Niemcy.
Co się działo dookoła? Krewni wpadali sobie w objęcia, przebaczając wzajemnie przewinienia i żegnając się ze sobą na zawsze! Dawni nieprzyjaciele błagali o wzajemne przebaczenie i pojednanie. Dwaj rodzeni bracia, którzy przez długi czas wrogo odnosili się do siebie i nie rozmawiali ze sobą, zaczęli płakać i jeden drugiego prosił o przebaczenie. W tej strasznej chwili przed obliczem bliskiej śmierci zapomniano o wszystkich krzywdach i obelgach.
Na prośbę jednego z wierzących braci zezwolono chrześcijanom na wspólne zgromadzenie się spośród grupy wierzących wyróżniał się pewien młody chłopiec— Mikołaj. Niedawno nawrócił się i zdecydował swój los podzielić z braćmi i siostrami w wierze. Gdy podszedł do niego ojciec i zaczął namawiać go, aby przyłączył się do swojej rodziny, Mikołaj odpowiedział: «Tatusiu! Nie chciałeś być wierzącym, a ja już jestem ze swoimi braćmi i siostrami, z nimi pozostanę!». Potem przyszła jedna z matek, której syn był wierzącym, przyłączyła się do grupy chrześcijan i powiedziała: «Jestem wierzącą! Alleluja!»
Czas upływał w trwodze. Na pagórku został postawiony karabin maszynowy. Trwały ostatnie przygotowania do rozprawy z ludnością. W tym oczekiwaniu pełnym trwogi było coś strasznego. Szeroko otwarte oczy ludzi skierowane na tego, który stał na wzgórzu i w każdej chwili mógł dać rozkaz –„Feuer!” (Ognia!). Wtedy grad kuł spadłby na ciała ludzi i wykonałby swe zbrodnicze krwawe dzieło.
Chrześcijanie modlili się. Słychać było szczere modlitwy, które wypływały z ich ust, wznosiły się do góry i tonęły gdzieś w wysokościach. Dookoła wszystko stało w ciszy. Żołnierze, którzy przy pomocy kolb i kopniaków, spędzali ludzi na miejsce zbiórki, otaczali tłum zwartym łańcuchem. Gebitz-komisarz trzymał w ręku broń, był gotowy do wydania rozkazu.
Nagle, z grupy chrześcijan wystąpiła młoda dziewczyna z podniesioną do góry ręką i dźwięcznym donośnym głosem skierowanym do swoich zawołała: «Nie trwóżcie się! Nie bójcie się!»
Wszyscy spojrzeli na młodą Wasilinę. Cała jej istota była napełniona niewidzialną mocą i zdecydowaniem. Obróciła się i szybkimi krokami zaczęła zbliżać się do pagórka. Dwóch żołnierzy osobistej ochrony Gebitz -komisarza z karabinami wybiegło naprzeciw niej i bagnetami zagrodziło jej drogę. Lecz ona stała już bardzo blisko, i tu nastąpiło coś, czego nie mogli zrozumieć ludzie, czego nie oczekiwał komisarz. Dziewczyna przemówiła czystym niemieckim językiem. Twarz komisarza momentalnie stała się biała jak ściana, ręce zatrzęsły się, a broń wypadła z rąk. On stał i nie wiedział, co się dzieje. Spoglądając na tę dziewczynę, w żaden sposób nie mógł zrozumieć, skąd ona, ta wiejska dziewczyna, tak doskonale włada jego mową, a przy tym jeszcze zna wszystkie fakty dotyczące jego życia. I w dodatku wie o jego krwawych zbrodniach, które popełnił, nie pozostawiając śladów.
Ręce dziewczyny poruszały się, wskazując to na ludzi, to na komisarza, prostując wskazujący palec, skierowała go w kierunku nieba, a potem energicznym ruchem w dół na Ziemię.
Gdy umilkła Wasilina, przemówił komisarz, coś udowadniając przez swoją mowę, także kierując rękę w kierunku ku nieba, to w bok. Znowu otwarły się usta dziewczyny i znowu popłynęła mowa, której nie rozumiała zarówno sama, jak i mieszkańcy wsi. Sytuacja powtórzyła się kilka razy, dopóki do dziewczyny nie powrócił jej rodzinny język W tym języku zabrzmiały końcowe słowa Wasiliny: «Chwała Panu Jezusowi Chrystusowi!»
Komisarz stanął na najwyższym miejscu i zawołał tłumacza, poprzez którego przemówił do ludzi
– „Jeżeli sprawa tak wygląda, to wszystko zmieni się» Za chwilę zabrzmiały słowa: «Odwołuję wszystko!». Wyglądało to tak, jakby góra o wielkiej wadze spadla z pleców tłumu, wszyscy pobiegli tam gdzie stała grupa wierzących ludzi. Nadszedł tłumacz, i zwróciwszy się do jednego z braci powiedział: «O, gdybyście wiedzieli, co wasza dziewczyna naopowiadała komisarzowi!» A co? Zapytali go. Tłumacz rzekł:—Ona powiedziała: «Ty diabłu służysz, wiele krwi przelałeś. Nawróć się! Przestań zabijać ludzi!'
Brat Stefan, zwróciwszy się do tłumacza powiedział: «Ta dziewczyna przemówiła do waszego naczelnika. Ona nie zna języka niemieckiego. To Duch Święty mówił przez nią, stając w obronie swoich dzieci.
Całą rozmowę tłumacz przekazał Gebrtz-komisarzowi. Zabrzmiała nowa komenda, aby rozejść się po domach i przynieść produkty żywnościowe. Z wielką radością mieszkańcy wsi opuszczali to straszne miejsce, wykonując rozkaz i uwielbiając Pana Boga za tak cudowne wybawienie, jakie On okazał przez swoją Łaskę.
W tejże godzinie zapadła decyzja odnośnie sąsiedniej wsi Karasin. Tam także wszyscy mieszkańcy zostali spędzeni w celu rozstrzelania.
Komisarz posiał gońca na koniu z poleceniem odwołującym poprzedni rozkaz. Gdy goniec przybył do wsi Karasin, został już rozstrzelany jeden człowiek, ale cała wieś z mieszkańcami została uratowana.
W Psalmie 139 w wierszu 14 Dawid mówi: «Cudowne są dzieła Twoje Boże i dusza moja wie o tym dobrze». Nie można nie zgodzić się z autorem tych słów!
Chrześcijanie okolicznych wsi, jeszcze nie raz zobaczyli nad sobą Bożą rękę. Wielokrotnie Pan Bóg używał młodą Wasilinę do wykonania swoich zamiarów, okazując Bożą miłość wobec swojego ludu. Czas jednak upłynął i pozostało mało świadków wydarzeń. Ubywa mieszkańców wsi, powiększa się ilość mogił na cmentarzu. Pan Bóg odwołał już do wieczności wiele swoich dzieci. Na Jego wezwanie odeszła z tego świata Wasina. Całe swe życie poświeciła w służbie Panu Bogu. Być może, dlatego nie zauważyła, jak szybko upłynął czas, i nie miała chwili, aby poważnie pomyśleć o tym, że nie ma własnej rodziny. Tak spędziła swe życie w samotności w niewielkiej chatce do ostatnich dni. Lecz nie była samotna, bo zawsze odczuwała, że obok niej znajduje się wierny, Przyjaciel, któremu poświeciła całe swoje życie.
Przetłumaczył: Józef Szauliński
Artykuł pochodzi z http://ewzwalimski.pl.tl/