A A A
Pobyt w tajdze
 
UZDROWIENIE OD ŚMIERTELNEJ CHOROBY
 
JEZUS UZDRAWIA

Cały czas mówię o życiu moim i o tym co przeżyłem. Z tym też była związana choroba moja. Odmówiłem złożenia przysięgi w Armii rosyjskiej. Nie będę dużo czasu zajmował się wojskiem, chcę natomiast wspomnieć o niektórych faktach, co przechodziłem i jak się to zakończyło. Chcę powiedzieć najważniejszy fakt, to że przede mną szedł Mój Pan. Szedł, a ja Jego widziałem obok siebie. Ja Jego widziałem jak On działał siłą Ducha Świętego, i jak On pomagał mi na każdym kroku i w każdym czasie.

Do Rosyjskiej armii wtedy powoływano wielu młodych braci, jednym z nich byłem ja. W wojsku odmówiłem złożenia przysięgi na wierność armii rosyjskiej. Wielu z was w podeszłym wieku wie co to znaczy odmówić złożenia przysięgi. Ja byłem pierwszym człowiekiem w jednostce wojskowej, który odmówił złożenia przysięgi wojskowej. Nie wiedziano jak trzeba postępować z takimi ludźmi. Przyjęto zasadę, a wydał ją naczelnik oddziału politycznego, aby mnie przekonywać nie słowem oficerów, lecz całkowicie inną, drugą religią. Dlatego też zostałem wezwany do odbycia służby wojskowej w Azerbejdżanie.

To jest w hebrajski autonomiczny obwód. Większość z tych, którzy odbywali służbę to byli muzułmanie. Oni przyjechali z Baku, z Azerbejdżanu i z okolic. Podjęto decyzję, aby mnie odprawić w muzułmańską strefę, w której oni będą mogli mnie przekonać. Dobrze wiedziałem co to znaczy mieć do czynienia, z muzułmanami, z ludźmi prostymi i nie wierzącymi ani w Boga, ani Bogu. Władza komunistyczna przedstawiła mnie przed nimi, w bardzo złym świetle. Powiedzieli że ja jestem zdrajca narodu, że ja, to ten, który, podeptał wolność wywalczoną przez naszych przodków, że jestem wrogiem całego narodu że jestem kontrrewolucjonistą. Całkowicie przedstawili mnie w bardzo złym stanie,

Młodzi chłopcy w wieku 18 – 19 lat, oni wszyscy chcieli widzieć: kto to taki? Oficerowie pokazali palcem to ten. Ci Młodzi chłopcy chcieli coś zrobić z takim człowiekiem. Dowództwo dało przyzwolenie, co chcecie to i czyńcie. Wiedziałem, że w wojsku są takie praktyki: jeżeli chcą człowiekowi dokuczyć i coś złego zrobić, robili to po ciemku. Zarzucali koc na głowę, rzucali pod nogi, i kopali ile wejdzie. Często po takim czymś zostawało się już kaleką lub inwalidą. To była moja pierwsza noc. Bardzo przeczuwałem że coś się stanie, że coś będzie się działo. Za 45 sekund ja powinienem kłaść się spać, jeszcze nie zdążyłem położyć się do łóżka, patrzę i widzę koło mnie stoi 12-stu młodych chłopców, wszyscy oni byli Azerowie – zobaczyłem ich wszystkich, Jeden z nich zapytał mnie: „ty jesteś wróg narodu?”.

Bóg prędko dał mi zrozumienie. Mówię: „chłopcy teraz noc, wszyscy śpią, chodźcie do mnie, siadajcie na łóżko, a ja wam opowiem o wrogu narodu. Żebyście wiedzieli jaki ja jestem wróg narodu. Ja wam wszystko opowiem, tylko chodźcie do mnie,”

Ci chłopcy weszli na moje łóżko, ich było dwunastu, a ja byłem trzynasty. Jak usiedli moje łóżko, aż się ugięło od tego ciężaru.

Ci ludzie oczekiwali, o czym będę opowiadał. Ja im wymieniłem pierwszego wroga narodu Józefa, był to nie tylko wróg narodu, ale był nawet wrogiem u swoich rodzonych braci. Zacząłem opowiadać historię o Józefie, gdybym wcześniej nie czytał Biblii, nie byłbym w stanie opowiedzieć to wydarzenie. To co mówiłem to było Słowo Boże, i gdzieś za około 40 minut u tych chłopców pojawiła się łzy w oczach, - żałowali Józefa, Mówię im, że takich wrogów w Biblii jest opisanych bardzo wielu. Ja jestem także jednym z tych wrogów. Jeszcze był jeden taki, którego prawie cały naród liczył za wroga – to był Mesjasz, to „był Pan Jezus Chrystus, przeszedł nie lekkie życie, i w końcu Jego ukrzyżowali. Jak to dobrze że u nas jest Biblia, że jest Słowo Boże, które my możemy opowiadać ludziom. Opowiadać o tej wiecznej osobie, opowiadać o zbawieniu w Panu Jezusie Chrystusie.

 Już 2 godzina w nocy, a nikomu spać się nie chce. Wszystkim chce się słuchać dalej mówią: „opowiadaj jeszcze opowiadaj jeszcze”, mówią młodzi chłopcy. Ja mówię że będziemy musieli rano wstawać idziemy, chociaż parę godzin położymy się spać. Nikt z nich nie chciał się jednak rozchodzić. Powiedziałem jutro znowu przychodźcie, ja znowu wam będę opowiadał o wrogu narodu, o tym wrogu, o którym wielu opowiada, O mnie też będę opowiadał jaki ja jestem wróg narodu, ja po prostu taki jestem jak ci ludzie. Ja lubię i kocham Boga Mojego Zbawiciela, Na następny raz u mnie zjawiło się już nie 12 chłopców, a o wiele więcej, na moim łóżku już miejsca było za mało, Ja znowu im opowiadałem o wrogu narodu, Jak to bywa w wojsku, wszystko bardzo prędko się rozchodzi, poszło to po całej kompanii a potem po całej jednostce.

„Opowiadaj nam o Jezusie Chrystusie, - opowiadaj nam o Jezusie! Opowiadaj; coś nowego opowiadaj! Jak Bóg wyprowadzał naród izraelski z niewoli egipskiej”. Opowiadałem jak to wszystko się odbywało, oni słuchali tą interesującą historię. Przyszli do mnie ci młodzi chłopcy i mówią: „Paweł ty taki oczytany, tak dużo wiesz, ty znasz takie interesujące historie, skąd ty ich wziąłeś, gdzie ty ich wyczytałeś? Myśmy podjęli nową decyzję w naszym muzułmańskim gronie. Ty nam się podobałeś, my chcemy dać tobie nowe imię i ty od dzisiejszego dnia nie będziesz Pawłem, nie będziesz Frańczukiem, ty będziesz nosić nowe imię, twoje imię będzie 'Mułła'”.

Oni powiedzieli, że tak się nazywa człowieka świętego związanego z Bogiem, „Nasze pragnienie i cel nazwać ciebie 'Mułła', Ja nie chciałem tego imienia, ono mi się w ogóle nie podobało. Ja nie chciałem być 'Mułłą' Mnie podobało się moje imię, które mi nadała matka z ojcem. Mówiłem: „Boże po co mi to, - dlaczego tak ma być?”

Mówię: „koledzy jeżeli wy mnie poważacie, to nazywajcie mnie moim imieniem, a nie 'Mułła' - „Ty nie wiesz co to takiego 'Mułła', Mułła to człowiek święty, jego wszyscy lubią, on oczytany, on zdolny, on wszystko nowe, czyni”. A w wojsku tylko daj coś nowego, wszyscy chcieli usłyszeć coś nowego.

Nie zgadzałem się, lecz potem wyraziłem zgodę, Lepiej mi zostać 'Mułła', niż okazać się z połamanymi zebrami lub pobitą głową. Mówię niech będę 'Mułła', Ja będę ludziom opowiadał o Bogu, jeżeli oni tak chcą: niech to imię idzie za mną. Za niewiele czasu, spotykam się z moimi kolegami, my witamy się z sobą, a oni takie słowa wypowiadają: 'Mułła', jak sprawy”; nie jakieś pozdrowienie czy dzień dobry, tylko: 'Mułła' jak sprawy się mają”. Nawet oficerowie przechodzili koło mnie i mówili: „co Mułłą” zostałeś”, oni myśleli że ci muzułmanie, mogą mnie zła­mać i przemienić, a także coś złego ze mną uczynić.

Okazało się że wyszło wszystko na odwrót. Widzę że idzie przede mną mój Pan. Idzie w przedzie Mój Żywy Bóg. Pewnego razu przyszli do mnie ci sami żołnierze i mówią: „'Mułła', ty dużo wiesz, popatrz że w wojsku, wszystko to samo, ludzie do tego wszystkiego się przyzwyczaili. Uczyń coś nowego, czego w wojsku jeszcze nie było. Coś takiego, co będzie pierwszy raz w szeregach rosyjskiej armii, wymyśl coś nowego”.

Zrozumiałem, że im chciało się coś nowego, natomiast ja nie taki zdolny, żeby coś nowego wymyślić. Bardzo często Bóg dawał na umysł co czynić. Powiedziałem jest u mnie jedna idea, dobra idea. Rzecz jest w tym, że w wojsku śpiewają pieśni; śpiewamy kiedy chodzimy i w marszu śpiewamy, te pieśni wszystkie jednakowe. Śpiewali cyganka-mołdawanka, katiusza, śpiewali nie płacz dziewczionka.

Powiedziałem: „chłopcy, nauczę was takiej pieśni, której jeszcze w wojsku nikt i nigdy nie śpiewał. Tylko wam wszystkim tą pieśń trzeba wyuczyć się na pamięć. I za tą pieśnią musicie stanąć w obronie, być może przyjdzie się za tą pieśń i odpowiadać. Znam tą pieśń, napiszę wam słowa i wy nauczycie się jej na pamięć. Kiedyś wieczorem, jak będziemy maszerować to my tą pieśń zaśpiewamy.”

Słowa tej pieśni były takie: „Pomyślcie ludzie, nasza ziemia ustała, ludzi na za­wsze już otchłań zakryje i odwrotu nie będzie, Podpowiedz, kto nas pocieszy, kto nam da odpowiedź”. Śpiewał też dowódca naszego pododdziału, to był starszy sierżant, był on narodowości niemieckiej. Ci muzułmanie poprosili go aby tą pieśń zaśpiewano. On wy słuchał ich prośby i śpiewali: „z waszym sumieniem, czeka on widzenia, wasze rozstrzygnąć pytanie. On cierpiący i zbawiający, imię Jemu Pan Jezus Chrystus!”

Dobre słowa i rytm taki dobry tej pieśni. Żołnierze też wyuczyli się jej słowa na pamięć. Czekaliśmy tylko dobrego momentu, aby ją zaśpiewać. Pewnego razu była wieczorowa przechadzka, było powiedziane, że w marszu będziemy szli plutonami. W naszym plutonie było 38 ludzi. Pierwsze trzy plutony poszły już po wielkim placu. Wieczór, echo rozchodzi się bardzo daleko, mieszkańcy obok słyszeli te śpiewy. Dla nas, to jest dla czwartego plutonu podany był rozkaz, aby śpiewać.

Głos tej pieśni brzmiał bardzo silnie, my śpiewaliśmy bardzo głośno, ja starałem się jeszcze głośniej śpiewać od wszystkich. Patrzyłem na tych młodych chłopców i mówię: „Panie pierwszy raz w moim życiu, rosyjska armia śpiewa chrześcijańską pieśń. Jak to dobrze, kiedyś ci ludzie wrócą do domów i będą opowiadać o tym że taką pieśń w wojsku śpiewali. Będą; opowiadać jacy to oni byli bohaterowie i jaką to pieśń zaśpiewali”. Śpiewaliśmy tę pieśń, doszliśmy do refrenu, śpiewał też dowódca plutonu, a my za nim głośno śpiewaliśmy: „Imię Jemu Pan Jezus Chrystus!”.

To był wprost cud, wszyscy zamilkli, oczekiwali czym to się zakończy. Mieliśmy przechodzić obok oficerów i im oddawać cześć, popatrzyliśmy w ich twarze, śpiewaliśmy akurat refren: „Z waszym pozwoleniem, czeka on widzenia, imię Jego To Pan Jezus Chrystus!”, Ja patrzyłem na twarze tych ludzi na tych twarzach była nienawiść, był taki groźny wygląd, te twarze pokazywały stra­szne odbicie. Oni dobrze pojmowali, kto to uczynił. Nie trzeba było pytać, wszyscy wiedzieli że to mógł uczynić tylko Frańczuk, dobrze oni to pojmowali do samego końca. Słyszymy głos dowódcy politycznego; zakrzyczał głośno „pluton Reja zatrzymać się”.

Zatrzymaliśmy się wszyscy i czekaliśmy rozwiązania. W tym czasie podchodzi ten oficer polityczny zakłada ręce za pagony naszemu dowódcy i zrywa pagony na oczach wszystkich żołnierzy, jeszcze i zakrzyczał: „zdegradować do szeregowca, za to że poddał się pod naukę Frańczuka”, a do mnie powiedział: „wyjść z szeregu”. Wyszedłem z szeregu i myślę czym to się zakończy, jaki finał będzie tego wszystkiego. Patrzę oficer polityczny podchodzi bliżej do mnie, jeszcze bliżej, nawet trochę się zląkłem, myślę bić chce, czy co. Widzę wyciąga swoją rękę i wkłada do mojej kieszeni. Z kieszeni wyjął śpiewnik, w którym było zapisanych wiele pieśni. On z taką wielką radością zakrzyczał przed wszystkim żołnierzami: „modlitewnik znalazłem! w tej chwili ja wam jedną z modlitw przeczytam.”

Poczułem się jakby mi odebrano coś rodzinnego i bardzo drogocennego, coś co najdroższe u mnie to był to notes, w którym były zapisane pieśni, wiele razy je czytałem. Ja je znałem, czytałem one mnie posilały w tym wojsku. Na koniec ten oficer zaczął czytać psalm, który jemu się otworzył, jak raz to był środek notesu, tam była pieśń 999, tam są takie słowa. „Przeciw Kościołowi wzniosą wał, a na siłę w końcach blokady. Ile razy szatan rzucał wiernym ścianom wszystkie siły piekła”, i refren był taki: „Ktoś powiedział zwyciężać lekko, tak jakby wszystko daje się darem. Ile braci i bojowników poległo i sióstr młodych i starszych.” 

Ja słucham ten psalm i myślę, teraz to popadłem, że nigdy z cel więziennych nie wyjdę, na pewno zniszczą mnie już tam, że już po wszystkim. Na pewno zakończy się moja służba i wkrótce będę odesłany do więzienia

Nie wiedziałem czym to się zakończy i zacząłem się modlić. Uważałem że te słowa są wszystkie przeciw Rosji i jej władzy, myślałem, że przypiszą mi pracę przeciw rosyjskiemu państwu i tak dalej. Więc w duchu modlę się, mówię: „Panie Jezu co powiedzieć mam, Na pewno będą pytać, dlaczego ty , antyrosyjską literaturę nosisz ze sobą”, w ten czas przychodzi mi myśl, - Pan powiedział gdy postawią was przed władzami, to wam będzie dane co powiedzieć Ja będę za was mówił. „Myślę Boże jak Ty będziesz mówił, to ja będę milczał. Proszę Ciebie w imię Twoje daj odpowiedź, a ja będę milczał. Ty Panie odpowiadaj, za to Słowo, które Ty mi dałeś tu na ziemi.” 

W modlitwie przyniosłem to do Boga, ten człowiek kończył już czytać pieśń w otwartym w notesie. Składa notes, patrzę jak on na to reaguje, widzę na twarzy uśmiech, myślę, to w porządku, to dobrze. Oficer złożył notes, podał mi go do ręki, ja go schowałem jak coś najdroższego, Niewielka przerwa. - on obrócił się do żołnierzy i mówi: „u niego nawet rewolucyjne pieśni są” 

Ja nie mogę tego zrozumieć. Jak ta chrześcijańska pieśń mogła stać się jemu pieśnią rewolucyjną, ten oficer czytając tą pieśń, zrozumiał że w niej mówi się o rewolucji. Pan Bóg zamknął jego serce, i Bóg Sam dał odpowiedź! Jeżeli ja nie mogłem odpowiadać, odpowiadał mu Sam Pan, Chwała Panu, za ten cud miłości! Bóg naprawdę stoi za Swoim słowem, Jeżeli stoi to On i Swoje słowo wypełnia, Alleluja! Chwała Panu!

Mnie i tak przyszło odpowiadać przed sądem, za to że agitowałem żołnierzy, że nauczałem ich pieśni. Zamknęli mnie w jednoosobowej celi , małej o wymiarach 80 x 80 cm. Stałem tam pięć miesięcy; dzień i noc. Dokuczali mi, mówili, że zabiją, przedkładali mi różne propozycje, i jeżeli tam by Pan Bóg nie był ze mną, człowiek by tego nie wytrzymał.

Sam człowiek tego nie przetrwa, tych ciężkich prób i tego, ciężkiego położenia. Cela była betonowa, na ścianach śliskość, tak jakby mokre wszystkie ściany. Oprzeć się nie można było, ani w prawo ani w lewo. Bóg był tam na pierwszym miejscu. Z Nim mogłem rozmawiać, do Niego się modliłem. Jemu mogłem mówić o wszystkim co On ze mną czyni i jak ze mną postępuje. Bóg w cudowny sposób wychodził mnie „na spotkanie,” To się na tym nie zakończyło, po trzech miesiącach postawiono mnie przed sądem wojskowym. Pamiętam dobrze, jak mnie pod konwojem przywieźli do jednostki wojskowej, tam w sali sportowej siedzieli już żołnierze. Gdy mnie pod konwojem wprowadzano do tej sali, popatrzyłem siedzą moi muzułmanie, ci którzy nazwali mnie „ Mułła”. 

W tym momencie słyszę, jeden z tych muzułmanów krzyczy: „Muła! trzymaj się, my jesteśmy z tobą razem”. W tym czasie zapłakałem i mówię: „Panie Jezu, ludzie którzy Boga nie znają, ludzie którzy inną religię wyznają, oni dla mnie okazali się przyjaciółmi”. Teraz tak „bardzo mi się podobało to imię „Mułła”. Myślę: żeby ktoś jeszcze choć raz wykrzyknął to imię „Mułła”, tak przyjemnie, że ludzie stoją z tobą, i podtrzymują ciebie w tej biedzie, która ciebie dotknęła. Teraz wiem, że Bóg tych ludzi używał do tego, aby ze złego, zrobić dobro. 

Gdyby ich tam nie było, nie wiem jakby oni postąpili ze mną, Bóg podtrzymywał Swoją mocą i miłością, Chwała Panu! Na tym to się jeszcze nie skończyło, była następna fala doświadczeń. W tym czasie gdy się toczył proces sądowy, wydarzyła się wielka tragedia. Rzecz w tym że mnie zmuszali podpisywać dokumenty, w których ja odmawiałem już wcześniej swojego podpisu. Śledczy rzucił się na mnie by bić w obecności wszystkich żołnierzy. Pamiętam moment, gdy trzy razy uderzył mnie głową o ścianę ceglaną. Pamiętam też jak jeden z tych muzułmanów, krzyknął głośno; „Mułłę zabijają”, Ci muzułmanie rzucili się w obronę za mną. Zrobili wielką bitwę, nastała wielka tragedia.

Dwunastu ludzi było odwiezionych do szpitala, wielu zabranych do aresztu i pod śledztwo. Wezwali wojskowe oddziały i zaczęli tam coś uspokajać. Następstwa tego były bardzo złożone. Szukali, kto jest winny tego wszystkiego, wielu trzeba było zabrać z tej jednostki, były nawet plany aby tę jednostkę rozformować. Było ciężkie położenie tej jednostki. Komuniści, robili wszystko, aby to pomścić na mnie. Wywieźli mnie w połowie grudnia w głęboką tajgę, Wrzucili mnie w samochód, „duszegubka” My tak ten samochód nazywaliśmy, w nim była uszkodzona rura wydechowa i te wszystkie spaliny zamiast wychodzić na zewnątrz to wchodziły do wewnątrz. Gdy mnie tam wrzucili, poczułem wielki czad, na małą chwilkę nawet bałem się usnąć, przeczuwałem, że bym się nigdy nie obudził.

To była „pierwsza śmierć,” którą mi komuniści przygotowali. Moją rodzinę już powiadomili, że przepadłem bez wieści. Wiedzieli moi rodzice i koledzy, że już nigdy nie powrócę. Mama jeździła po różnych zborach, prorokach i nigdzie nie było powiedziane co się ze mną dzieje. Mama mówi, że serce się rozrywało, ona dobrze rozumiała: co to znaczy , przepadł bez wieści.

Powiem wam: jeżeli by nie Pan Bóg w tym czasie posilał mnie i rodziców, nie jest to możliwe do przeżycia. Trzy i pół doby w połowie grudnia samochodem wieźli mnie w głąb tajgi. W tajdze mnie wysadzili i zapytali: „Bóg jest?”- ja mówię - jest. Pytają mnie - "a Bóg Żywy" - mówię - Żywy. Mówią dalej: „jeżeli On jest i On Żywy, to niech On tobie pomoże. My jeszcze dobrzy wujkowie, dajemy tobie siekierkę i nóż, a ogień zdobywaj sam”.


Zima, mróz, Azerbejdżan to miejsce, które Stalin podarował Żydom, to miejsce bardzo surowe, tam bardzo ciężka zima, i ciężkie lato, tam bardzo dużo błot. Opowiadali, że tam są takie miejsca, niedobre i trudne. Bardzo dużo, strasznych komarów, które kąsały ludzi i bydło. Bydło było też pasione nocą, dlatego że w dzień wielkie owady i muchy, lata ich tysiące. To jest położenie bardzo ciężkie. Tak jak już mówiłem Stalin to podarował Hebrajczykom, Czy on mógł coś dobrego podarować?, on podarował to co złe i najgorsze. W tym czasie zima była bardzo surowa, było dużo śniegu, były silne wiatry. Te wiatry przenikają na wylot ciało człowieka. Byłem w takiej zwykłej kurtce, w czapce uszatce, buty i to wszystko co było na mnie. Wysadzono mnie, samochód zawrócił i odjechał w to miejsce, skąd przyjęci Ja myślałem, że to były żarty, myślałem, że oni żartują i niczego groźnego tu nie będzie.

Myślałem sobie, że upłynie parę godzin, oni wrócą, zawołają mnie i zabiorą ze sobą. Nie tak to było .Okazało się że to byli ludzie groźni. Ja sobie takiego czegoś nie wyobrażałem, nawet na myśl nie mogło przyjść, że z człowiekiem można tak postąpić. Nawet ze zwierzęciem nie można tak postępować, tym bardziej z człowiekiem. To byli ludzie, którzy czynili wszystko przeciw Bogu. Oni odjechali i nikt nigdy po mnie już więcej nie wrócił. Do jednostki wojskowej docierałem siedem i pół miesiąca. Całą zimę i lato, aż w końcu lipca dopiero dotarłem do jednostki wojskowej. 

Wracałem się z tej przyczyny. że moje dokumenty były w jednostce. Gdybym wrócił do domu, przepisaliby mi dezercję z wojska i wsadziliby do więzienia. W czasie modlitwy pojawiło u mnie się takie życzenie. Mówiłem: „Panie jeżeli ty mnie ochronisz, jeśli Ty mnie zbawisz od tego wszystkiego i doprowadzisz mnie do końca, to ja chcę pokazać dla tych oficerów, żeś Ty Bóg Żywy i Wszechmogący. Tak jak o Tobie mówiłem, żeś Ty Żywy Bóg i realny. Proszę Panie uczyń tak, abym przeżył”.

Bardzo ciężko było zebrać się ze swoimi siłami zapanować nad sobą, bardzo trudno było opanować sytuację. Czułem się w strachu, wewnątrz była panika. Zrozumiałem, że jestem wyrzucony na śmierć, do domu już więcej nie wrócisz, wszystko na tym się zakańcza. Zacząłem modlić się; „Panie pomóż mi. Panie zbaw mnie od tego wszystkiego”. Powiem wam Bóg wychodził naprzeciw. Po mo­dlitwie Bóg dał mi odpowiedź. Był taki moment, gdy ja pierwszy raz skłoniłem kolana tam na modlitwę w śniegu i tutaj Pan posyła mi wyrozumienie. Wspomnij opowiadanie, które jeszcze w dzieciństwie czytałeś, nazywało się ono „Pelipko”. Może ktoś z was i pamięta, dzisiaj jego napewno już nie czytają, wtedy był ono bardzo popularne w ukraińskich szkołach. Tam było opowiadane, o jednym chłopcu, który zabłądził w lesie, nie mógł trafić do domu i zamarzł. Ta historia zakańcza się tym, tragicznym przypadkiem, że chłopiec zamarzł pod drzewem. Tam napisano; wtedy gdy on zasnął i zamarzał, jemu śniło się; babcia, piec i pierogi. 

Zacząłem się modlić, Panie o jedno ciebie proszę, niech mi nigdy nie śnią się babcia, piec i pierożki. Jeżeli mi to się przyśni, to znaczy że ja zamarzam i umieram. W czasie całego mojego pobytu w tajdze nie pamiętam, ażeby mi kiedykolwiek przyśniły się; babcia piec i pierożki. Powiem wiele faktów, które świadczą o tym, że gdyby Pan Bóg nie wychodził na przeciw mi z pomocą, to była by śmierć, która zaglądała mi prosto w oczy.

Druga śmierć to była śmierć z zimna i mroź. Nie miałem ognia. Trzecia śmierć – to była śmierć której w każdej chwili mogłem spodziewać się od zwierząt. Czwarta śmierć to była głodowa śmierć. Pewnego razu wyjmowałem sobola z pułapki, którą zastawiłem. W czasie kiedy przechodziłem, usłyszałem ciężki szelest, który przybliżał się do mnie, ja się obejrzałem i zobaczyłem na polanie w odległości około 50 – 100 m, niedźwiedzia brunatnego. On wzniósł się na tylnych łapach i rozglądał się po terenie, upadłem na kolana, i zacząłem silnie krzyczeć. Odkryłem oczy i widzę stoi taki wysoki, głodny, ryczy, nie odchodzi nigdzie, 

Padam na kolana w tym śniegu i krzyczę: „Panie Jezu zbaw mnie,- zbaw mnie od tego zwierza”. No to zwierz jego nie uprosisz, gdyby to był człowiek, może bym go uprosił, może bym prośbą rozmiękczył jego serce, ale to zwierz jego nie uprosisz. Modliłem się głośno i długo, godzin na pewno cztery. W czasie mojej modlitwy, zobaczyłem jawnie: jak ten zwierz opuścił się na .przednie łapy i odszedł w drugą stronę. Znowu krzyczałem: „Panie Jezu! dziękuję Tobie, .żeś Ty żywy Bóg, jak to dobrze że Ty też w tajdze jesteś. Mnie wywieźli jednego samego a okazało się, że Ty tu ze mną też jesteś”. 

Pewnego razu mnie spotkała taka przygoda. Poszedłem zbierać jagody, w krzewach spotkałem młodego niedźwiadka. Byłem taki trochę zdziczały, szukałem kogoś z kim mógłbym porozmawiać, ludzi tu żadnych ja nie spotykałem, mówiłem do Boga, ale chciałem jeszcze z kimś porozmawiać. Pan Bóg człowieka tak stworzył, że człowiek potrzebuje porozmawiać z drugim człowiekiem i są mu potrzebni ludzie. My to bardzo powinniśmy cenić. Gdy ja chwyciłem tego małego niedźwiadka, on piszczał, bronił się, drapał mnie. Ja go trzymałem przy sobie, pomyślałem sobie tak: - upłynie trochę czasu niedźwiadek podrośnie, i do jednostki wojskowej zajdę z niedźwiedziem. Myślałem także, że to będzie moja ochrona i że to będzie bardzo ciekawe.

Niedługo tak myślałem, patrzę a z krzaków na wprost mnie biegnie bura niedźwiedzica, to była matka tego niedźwiadka. Ona rzuciła się do mnie, ja jej tak do przodu podrzuciłem tego niedźwiadka a sam zacząłem uciekać w tajgę. Tajga to nie zwykły las. Moją drogę przegrodziło zwalone w poprzek drzewo. Obejść to drzewo już nie było kiedy. Wskoczyłem na korzeń i po tym drzewie idę dalej, myślałem że już się skryłem. Byłem przerażony gdy przy tym korzeniu zobaczyłem tą samą niedźwiedzicę.

Drugiego wyjścia dla mnie nie było, to były sekundy, które decydowały o moim życiu. Mnie było tylko jedno wyjść wspinać się wyżej po tym leżącym drzewie. Wspinałem się a ten zwierz poszedł za mną Słyszę z tyłu już chrapanie, myślę już koniec, już jestem w jego łapach, W tym momencie głośno krzyknąłem; „Panie Jezu! ratuj mnie - ja chcę żyć!”. W tym czasie moja noga obrywa mech z drzewa, poślizgnąłem się i wpadam w taką głęboką jamę. Nie myślałem kto przygotował tę jamę, skąd ona się tam wzięła. Wiedziałem, że jest Bóg Wszechmogący, który zbawia i ratuje. Gdy wpadłem w tą jamę, przykryły mnie liście, kora, gałęzie, jakaś ziemia, nie było mnie widać, leżałem jak nieprzytomny.

Potem ja oglądałem tą głęboką i ciemną jamę. Aby z niej się wydostać, potrzebowałem trochę czasu i siły. Kiedy już z niej się uwolniłem, zacząłem myśleć co to się ze mną działo, zobaczyłem ten oderwany kawałek mchu. Teraz dopiero zrozumiałem, gdyby nie oderwał się ten kawałek mchu, gdybym nie upadł w tą jamę, to byłbym rozerwany przez to zwierzę. Bóg Mój Zbawiciel! Chwała Jemu! Zrozumiałem, że bez Boga, wyjście z takiego płożenia i życie jest niemożliwe. Jeżeli nie będzie Pana nic z tego nie będzie - Tylko Bóg nas ochroni. To była czwarta śmierć postanowiona dla mnie, żebym żywy nie wrócił do domu. 

Ostatnie to co się okazało dokuczliwe i bardzo groźne dla mnie; to ukąszenia encefalitnego kleszcza, W tej miejscowości było bardzo dużo tych jadowitych kleszczy. Te kleszcze były nosicielami choroby encefalitu. Otrzymałem setki ukąszeń od tych groźnych kleszczy. Żadnych szczepionek zabezpieczających, nie otrzymałem. Chorobą encefalitu, można zarazić się już od jednego ukąszenia encefalitnego kleszcza, a ja miałem takich ukąszeń setki, Szczepionki ani zastrzyków żadnych nie było. Po powrocie z tajgi zwróciłem się do lekarzy. Na moim ciele - tam gdzie miękkie części ciała, to były guzy po tych ukąszeniach i one swędziały, myślałem że może zastrzykami to rozgonią.

Opowiedziałem lekarzom, gdzie ja byłem i co się ze mną działo. Lekarze orzekli: „młody człowieku tyś zarażony, umrzesz, ty żyć nie będziesz, twoje życie prędko dobiegnie do końca.”. Powiedziano mi, że od 1 roku do 5 lat, infekcja encefalitu pójdzie po twoim ciele i ty zachorujesz chorobą encefalitu, i ty umrzesz. Od takiej choroby jeszcze nikt i nigdy nie wyszedł. Ja temu nie wierzyłem a nawet nie chciałem o tym myśleć. Wróciłem do domu, ożeniłem się, u nas było już dwoje dzieci, żona była brzemienna trzecim dzieckiem. Przyszedł czas i ja zachorowałem chorobą encefalitu. W tym czasie mieszkaliśmy w mieście Berdyczew, woj. Żytomierz. Od początku choroby, zaczęto mnie wozić po szpitalach, ze mną było bardzo źle. Pierwsze co było, to porażenie moich wnętrzności, zaczęły się psuć: wątroba, nerki, żołądek i wszystko inne wewnątrz. Po stwierdzeniu tej choroby, zostałem skierowany w Kijowski Instytut na oddział chorób wewnętrznych. Z tą chorobą leżałem tam około 6 – miesięcy i lekarze robili tam co tylko mogli, aby powstrzymać zakażenie chorobą encefalitu.

Niczego jednak uczynić nie mogli. Podjęto decyzję, aby mnie natychmiast przewieźć w Naukowe Centrum zajmujące się badaniami i operacjami w mózgu człowieka. Ja byłem już sparaliżowany około pięć miesięcy. Tam w Kijowskim Instytucie paraliż zajął jeszcze moje nogi, ręce, mowę, słuch, wzrok i zostałem inwalidą pierwszej grupy. Okazałem się niezdolny i nie przydatny do niczego, u mnie także były sparaliżowane struny głosowe i język i wszystko w gardle. Jedzenia nie mogłem jeść żadnego i przez jakiś czas niczego nie używałem, leżałem pod kroplówką. Leżałem pod aparaturą medyczną, która podtrzymywała moje życie, więcej mi nic nie pomagało. 

Bardzo często przychodzili do mnie moi przyjaciele, dzisiaj jest tam w Kijowie jeszcze wielu. Jest taki Mikołaj Kuryniowski, jego nazwisko to Ijewczenko, lecz mówili na niego Kuryniowski, chyba od tego że on był pastorem Zboru w Kuryniowie. W tym czasie tak nazywali, mię też nazywali Paweł Berdyczewski. Ten człowiek był stałym odwiedzającym u mnie. On odwiedzał mnie, patrzył co się ze mną dzieje, płakał i modlił się za mną. Zanosił także moje problemy do swojego zboru, zakładali post z modlitwą o mnie. Modlili się także w Kijowie, w Winnicy w woj, Żytomierskim i innych miastach. W Berdyczy prawie bez przerwy szły modlitwy do Boga za mną. Proszono aby Pan okazał Swoją miłość i uzdrowił mnie z tej strasznej, śmiertelnej choroby encefalitu. Po . raz drugi podjęto decyzję, aby mnie przewieźć w Naukowe Centrum Badań i operacji w mózgu człowieka. 

Moi rodzice nie wyrazili na to zgody. Mój ojciec powiedział u nas jest Bóg Wszechmogący - prosimy oddajcie go nam do domu w takim stanie w jakim on teraz się znajduje a my go przyniesiemy do Boga. Nasz Bóg jest Mocny On wczoraj, dzisiaj i na wieki Ten Sam. Lekarze powiedzieli, że wy na siebie bierzecie odpowiedzialność, do póki on znajduje się pod opieką medyczną, to on jeszcze żyje. Gdy wy go zabierzecie, my opiekę medyczną wstrzymujemy. Jemu pozostanie 3 - 4 dni życia i on umrze. W takim ciężkim stanie mnie .oddają do domu. Moi przyjaciele, którzy przy mnie byli, mówili, że ode mnie wychodził nieprzyjemny zapach, ciało się rozkładało, kawałki żołądka wychodziły przez usta. 

Pokarmu żadnego nie przyjmowałem od dawna, zapomniałem nawet smak jedzenia, na oczy nie widziałem nic, W oczach moich ja widziałem tylko ciemne piętno. W to ciemne piętno ja stale się wpatrywałem i mówię: „Panie gdzieś tam jest światło, ja czekam, Twego światła. Ja mówię Panie, kiedy Ty będziesz mnie odwoływał do Nieba, ja zobaczę Ciebie, ja spotkam się z Tobą, i proszę okaż mi miłość. Ja czekam, ja wierzę, że Ty to uczynisz”. Do domu przywieźli w beznadziejnym stanie, ludzie przychodzili do mnie po 15, 20 osób. Wchodzili do domu, modlitwę wznosili do Boga, kilkanaście minut dłużej nie mogli przebywać i rozchodzili się do domów. 

Położenie moje z każdym dniem stawało się gorsze. Jak tylko zostałem przywieziony do domu, w następny dzień moja żona została odwieziona do szpitala na oddział położniczy, Lekarze wcześniej mówili, że to dziecko nie będzie rozwinięte, że będzie chore, od ciężkich przeżywań rodziców. Żona, Zuzanna wołała do Boga i prosiła aby Bóg uzdrowił dziecko, wołała aby Bóg wyszedł nam z pomocą naprzeciw i żeby dziecko urodziło się normalne, Bóg okazał nam Swoją miłość i dziecko urodziło się normalne i w całej pełni zdrowe. Bez najmniejszych powikłań wszystko jest bardzo dobrze. To były sygnały z nieba, ja bym powiedział dla nas, że Bóg i dalej okaże miłość dla nas. Chwała Bogu! 

W niedzielę przyszli do mnie bracia, wszystko to biorę ze słów moich rodziców, bo ja nie pamiętam, Ja leżałem w ciężkim stanie. Mama mnie z boku na bok obkręcała, aby nie było odleżyn na ciele. Mówiła ze żadnego pokarmu nie przyjmuje, bracia modlili się w drugim pokoju. Mama przechodząc zauważyła na ciele Pawła ostatnie przed śmiertelne drgawki, głośno zakrzyknęła: „On Umiera! Bracia módlcie się, bo zakańcza się jego życie”. Gdy skłonili kolana i zaczęli się modlić: w tym momencie Pan Duchem Świętym przemówił takie słowa: „A teraz przyszedł czas, przystąpić do pracy, do modlitwy”. Bóg moi drodzy Swoich Słów na wiatr nie puszcza. On jest Żywy Alleluja! Chwała Jemu! 

Wezwali naszych starszych braci i przyjechało bardzo, dużo braci. Oni poszli do pokoju i zaczęli się modlić, ja w tym czasie leżałem w łóżku. Zwróciłem uwagę i widzę w ciemnym punkcie, jest światło, i widzę obok mnie na wersalce siedzi mąż w białym odzieniu, ten sam, którego widziałem pierwszy raz, wtedy gdy mi się ukazał Pan Jezus Chrystus, To był Anioł, ja krzyknąłem znowu: „Panie Jezu to Ty, ja tak długo na ciebie czekam”. On zwraca się do mnie i mówi: „ja nie jestem Jezus, Oto idzie Jezus powiedz Jemu co ty chcesz. Widzę w pokoju, w jednej chwili ściana wraz z drzwiami odsunęła się na bok. Widzę wjeżdża powóz, taki sam jak ten który widziałem sześć miesięcy przed moją chorobą, też w ukazaniu się Pana Jezusa. Powóz zaczął wjeżdżać do pokoju, powóz był złoty, ciągniony przez trzy białe konie a w powozie siedział Ten Sam Pan Jezus Chrystus, Chwała Bogu! Ja zacząłem radośnie krzyczeć: „Bóg Mój! Zbawiciel! ja na Ciebie tak długo czekałem”. On do mnie podjechał na pół obrotu i zapytuje: „co ty chcesz?”, Mówię Panie - ja chcę chodzić, ja chcę mówić, i żeby bóle były zdjęte Pan Jezus Chrystus zwraca się do mnie i mówi: „Bóle zdejmę, mówić będziesz, a chodzić za pewien czas”. Ja znowu krzyknąłem, „Panie Jezu nogi uzdrów, ja i chodzić chcę jak wszyscy normalni ludzie”, 

Ja nie jeden raz myślałem, dlaczego moje życie układa się inaczej niż u innych, Dlaczego inaczej?; Wszyscy inni odsłużają wojsko i nie wyrzucają ich w tajgę? Dlaczego nikogo nie wyrzucają na taką żywą śmierć. Pan Bóg wiedział co czyni. Pan wiedział do czego mnie przygotowuje. Wcześniej Duchem Świętym było powiedziane takie słowo: Przejdziesz po całym świecie z tym świadectwem i wszyscy ludzie dowiedzą się co ja z tobą uczyniłem. 

Jak trudno w tym czasie było uwierzyć w to: że nastanie taki czas. Bóg co powie to i wypełnia, Swoje Słowo On wypełnia, Chwała Bogu! Pomyślałem tak jak by po całym Związku Radzieckim, to by się to prościej i łatwiej przyjmowało, No ale po całym świecie to trudno było przyjąć, co u człowieka niemożliwe to możliwe jest wszystko u Boga. Dzisiaj audycje z moim świadectwem idą do 78 krajów świata. Bardzo wielu ludzi słucha. Wielu ludzi mówi, że tego nie można odrzucić, i nikt tego nie odrzuci, ponieważ to uczynił Bóg, Pan Bóg który ma sprawę z wami i ze mną. Chwała Bogu. To realna prawda moi drodzy przyjaciele. Pan Jezus Chrystus powiedział że chodzić będziesz za pewien czas. W tym czasie powóz zawrócił pół obrotu i wjechał w to miejsce, gdzie była odsłonięta ta ścianka. W tym czasie Anioł podniósł się i też odszedł. Ścianka wróciła na swoje miejsce. Teraz takie maleńkie mrugnięcie; ja widzę migają to jakieś szare figury, nie mogę pojąć - kto to koło mnie jest, widzę jakieś nogi, takie szare, nie mogę poznać kto to i dlaczego?, dlaczego te figury przed moimi oczami. 

Później bracia mówili: „my ciebie prędko podnieśli, my ciebie poprowadzili prawie do połowy pokoju, ty już szedłeś swoimi nogami, później słyszeliśmy ty z kimś rozmawiałeś, ty krzyczałeś Jezu, - Jezu. My zrozumieliśmy, że ty w tym czasie masz widzenie, że Pan się tobie objawił Sam. Kiedy twoja rozmowa się zako­ńczyła, popatrzyliśmy się twoje nogi się ugięły i ty siadłeś. Bracia trochę podnieśli mnie i posadzili na wersalkę. Na wersalce położyli mi poduszki, tak upływa gdzieś 10-15 sekund nie więcej i w tej chwili natychmiast otwierają się moje oczy. Jak ja krzyknę: „ bracia, ja was wszystkich już widzę”, a bracia mówią, ty już i mówisz. Nawet nie zwróciłem uwagi i zacząłem rozmawiać, to tak jakby mechanicznie albo automatycznie zabrzmiały te słowa. Potem mówię - bracia ja już słyszę, moje uszy się otworzyły. Ja tak ostro się podniosłam i mówię - widzicie bracia co Bóg czyni. Czuję moje ciało się rusza, moje ciało było chłodne, martwe, sine, krew nie krążyła. Byłem ubrany w sypialnym ubraniu, nie byłem w garniturze. Bracia widzieli jak zmieniały się ręce, jak zmieniały się nogi, jak zmieniało się ciało i twarz. Wcześniej byłem taki spuchnięty, mięśnie były zapadnięte, wszystko to wracało do normy na oczach ludzi, bez udziału człowieka, czynił to Bóg Chwała Jemu! 

Czuję znowu, tak jakby dwie ręce złożone z palcami weszły mi do żołądka, i coś tam zaczęły robić w moim żołądku. Przewracają go w lewo i prawo, ale mnie nic nie boli, czuję wewnątrz jakieś tam ruchy ale to bez bólowe. Nagle poczułem głód, - mówię bracia - ja chcę jeść, ja jestem głodny, dajcie mi jeść. Smak jedzenia zapomniałem już całkowicie. Mama pyta co tobie dać do jedzenia, - mówię mamo daj barszczu z czosnkiem, ja tak lubiłem czosnek, to było moje najlepsze jedzenie, Mama mówi barszczu dam, a czosnek tobie nie wolno, dlatego że masz problem z żołądkiem. Ja mówię mamo czosnek daj, u mnie nowy żołądek, Pan Jezus go uzdrowił, ja mam nowy żołądek i wszystko nowe. 

Wcześniej robiono mi endoskopię w szpitalu na japońskim sprzęcie i powiedzieli że żołądek cały zgnił, że wszystko wewnątrz zepsute, nerki, wątroba, trzustka, do tego jeszcze zostałem ślepy i głuchy, niemy i w pełni sparaliżowany. W tym czasie kiedy Bóg zszedł z Swoją Mocą, uczynił wielką radość, miłość i przemianę w moim życiu. Chwała Bogu! Dali mi chleb, dali barszcz i czosnek, zacząłem jeść i mówię: przyjaciele dziękujcie Bogu, za to że możecie jeść. Jak wy byście wiedzieli jak to dobrze, że twoje oczy widzą i możesz przyjmować pokarm. Jak trudno jeżeli ty widzisz, a nie możesz jeść.

Bóg uczynił wszystko harmonijnie, wszystko tak przepięknie uczynione w człowieku, Nam potrzebne ręce, nogi, oczy i uszy, i wszystko inne potrzebne. Powiem wam, ja Bogu dziękuję do dzisiejszego dnia, za swoje ręce, za nogi, za to że wy macie wszystko i wy dziękujcie Bogu, wysławiajcie to cudowne imię, że Bóg uczynił taki cud w naszym życiu. Dziękujcie za wszystkie członki, ciała. Chwała Bogu za tą miłość bracie, chodź będziemy się modlić za twoje nogi, niech Pan uzdrowi twoje nogi. Ja mówię bracia, mi Pan Jezus powiedział że ja będę chodził od pewnego czasu. Ja mówię wierzę i wiem, że to będzie za tydzień. Na następną niedzielę moje nogi będą chodziły. Bracia mówią jeżeli ty tak wierzysz, to my przyjdziemy w następną niedzielę. Ludzie nie tak prędko się rozeszli. Oni byli poruszeni tym wszystkim co Bóg uczynił. Ludzie jeszcze godzi­nami chwalili to cudowne Imię, za to co Ono uczyniło w moim życiu. 

Na następną niedzielę wyznaczyli modlitwę o moje nogi, Przeminęła tylko jedna niedziela i „mnie Pan Jezus objawił się znowu i pokazał mi widzenie i powiedział mi że ja będę uzdrowiony w niedzielę o 11 godzinie rano. Zacząłem opowiadać moim przyjaciołom, swoim bliskim i kuzynom, że w niedzielę o godzinie 11 ja będę uzdrowiony, O godz 11 w niedzielę z rana z moich chorych nóg popłynie chwała dla Boga, Pan Jezus je uzdrowi i one będą całkowicie zdrowe. 

W tym czasie żona urodziła dziecko była na oddziale położniczym w szpitalu. Żona modliła się do Boga: „Boże my razem cierpieli, razem płakali, a teraz uczyń mnie .godną i obecną w takiej modlitwie”, na ten raz ją już wypisali ze szpitala. Ona była obecna przy tym jak Bóg mnie uzdrawiał. Boży naród zebrał się na 9 godzinę, tak bracia wyznaczyli, była to niedziela. Jak .zaczęliśmy się modlić - Pan Bóg powiedział takie słowa: „Chcę abyście doszli do jedności wiary i nie byli ciekawymi”. Wszyscy modlili się i otworzyli oczy - patrzyli jak sparaliżowane nogi pójdą, A pan mówi: „przyjdźcie do jedności wiary. Módlcie się, tak jak za swój problem i będziecie widzieć co ja uczynię”. Poprosiłem, aby mi postawili zegarek na stole. 

Zegarek stoi na stole, a modlitwa idzie, ja co chwilę zerkam na zegarek, która to godzina. Strzałki przybliżają się do godziny 11. Zaraz będzie jedenasta godzina, już oczekuję, kiedy będzie jedenasta godzina. Strzałki pokazują godzinę jedenastą. Ja krzyknąłem bardzo głośno na cały pokój; „Panie Jezu spojrzyj już jest jedenasta godzina, a Ty powiedziałeś że o jedenastej godzinie będę cię podnosił”, Mówię „Panie ja gotowy - ja wstaję”. Zrobiłem zryw, żeby wstać a nogi mnie nie usłuchały. Widzę w tej chwili bracia do mnie podchodzą. Jeden z braci podał mi rękę i głośno krzyknął, „W Imię Jezusa Chrystusa tobie mówię wstań”. Swoimi rękami ściągnął mnie z pościeli, skoczyłem na swoje nogi, przy pomocy rąk braci. 

W tym czasie poczułem od pasa do dużego palca, taki gorący strumień, jak prąd elektryczny, jak gorący prąd. Przeszło to przeze mnie i zacząłem robić kroki. Jeden krok a potem drugi krok, a potem ja zacząłem skakać, tak że zatrzymać się nie mogę. Zacząłem unosić się do góry i na dół, tak pod sufit i na dół, Naród rozstąpił się zrobili taki korytarz, mnie dali możliwość po tym korytarzu skakać. Odbywało to się bez użycia moich sił, ja nic nie czyniłem swoją siłą. Płynnie podnosiłem się bez siły ludzkiej, skakałem po pokoju, widzę jeden z braci - taki gruby, brat około 70 lat, on mnie chciał zatrzymać, 

Dość energicznie podszedł do mnie, wziął mnie pod ręce i chciał mnie zatrzymać. On sam zaczął podskakiwać razem ze mną, skaczemy i za trzymać się nie możemy. Podchodzi jeszcze jeden brat do mnie, chce mnie wstrzymać, i on razem z nami we trzech po pokoju skaczemy, ani oni, ani ja nie możemy się zatrzymać. Taka radość w sercu. Pan Bóg objawił wielką miłość i moc. My skakaliśmy około 15 minut, nie mogliśmy się zatrzymać, a potem coraz niżej i niżej i zatrzymaliśmy się. Okazało się że Bóg uczynił cud w moim życiu. Bracia zobaczcie co Bóg uczynił, moje nogi w pełni zdrowe. 

Wyszedłem na ulicę, zacząłem krzyczeć po drodze. Sąsiedzi wychodźcie ze swoich domów, ja byłem ślepy - teraz widzę! Ja byłem głuchy - teraz słyszę, ja byłem sparaliżowany - teraz biegać mogę. Sąsiedzi wyszli ze swoich mieszkań, każdy chciał dotknąć, poszczypać, upewnić się o tym fakcie. Sąsiedzi widzieli w jakim stanie mnie przywieźli ze szpitala do domu, byli świadkami że ja byłem sparaliżowany. Mogę powiedzieć, że wielu z nich dostąpiło łaski od Pana. Wielu dostąpiło przebaczenia grzechów i przyjęło Pana Jezusa jako swojego Zbawiciela. Ten wielki cud to czyni, że ludzie przychodzą do Zbawiciela Jezusa. To nie moja zasługa to jest zasługa Mojego Boga, który człowiekowi daje życie - daje i nikt jego nie zabierze. Który otwiera i nikt nie, zamknie, Chwała Panu!, to jest ten Sam Zbawiciel - który wczoraj, dzisiaj i na wieki Ten Sam.

W końcu ja musiałem zjawić się w Kijowskim Instytucie na kontrolne badanie. Badali mnie chirurdzy, neurolodzy, psychiatrzy, to są ci wszyscy lekarze, którzy brali udział w konsylium, oni też mieli wydać orzeczenie o stanie mojego zdrowia. Po tych kontrolnych badaniach, kobieta doktor kierująca tym konsylium powiedziała takie słowa; „Ja Bogu nigdy nie wierzyłam, w tym przypadku, dla nas nie do odrzucenia fakt; Jestem gotowa powiedzieć w imieniu wszystkich lekarzy: „Chwała Bogu że to się stało”, Chwała Bogu!, jak cudowny nasz Zba­wiciel, Po badaniach napisali mi końcowe orzeczenie: „Po przeprowadzonych badaniach kontrolnych, nie stwierdzono żadnej choroby, nie pozostało także oznak po przebytych chorobach, "Uzdrowienie otrzymał na podstawie religijnego wyznania i wiary w Boga, Chwała Bogu". 

Tak napisali komuniści - ludzie, którzy Bogu nigdy nie wierzyli. Pan Bóg użył ich jednak do tego celu, aby oni dali potwierdzenie, że tego cudu dokonał Bóg, Chwała Bogu! Bracia i siostry jeszcze raz chcę powiedzieć - Nasz Bóg jest Żywy. Nasz Pan wczoraj, dzisiaj i na wieki Ten Sam - On nigdy się nie zmienia. Chwała Jemu! Idźcie za takim cudownym Zbawicielem, Nieście takiemu Bogu Chwałę i wdzięczność swojego życia. Myślcie, że przyjdzie czas gdy słyszany będzie głos - uczynki wasze idą za wami. Żebyśmy my o tym pamiętali, jest Bóg Wszechmogący, On dał nam życie, i my mamy być świadkami Jego Chwały, Mamy być nosicielami Jego Świętej Prawdy, Jego miłości i błogosławieństwa dla człowieka, a także Jego Królestwa Niebiańskiego. 

W tym czasie zapraszam do modlitwy, Chcę zaproponować przyjęcie Pana Jezusa do swojego serca. Jeżeli pośród was są ludzie, którzy by dzisiaj chcieli oddać swoje życie Panu Jezusowi, jeżeli ktoś pragnie odnowy Ducha jest dzisiaj możliwość zrobić to w modlitwie tu w domu Modlitwy, Jeżeli ktoś taki jest, proszę podnieść rękę do góry. Proszę kto chce może, wyjść tu do przodu. Cały Zbór wzniesie modlitwę do Boga za wami i będziemy was błogosławić, Imieniem Pana Jezusa Chrystusa, Alleluja! Chwała Bogu!

Na koniec może ktoś ma jakieś pytania, może kogoś coś ciekawi - zapytujcie, brat będzie odpowiadał. Ja myślę że was bardzo ciekawi, gdzie brat w tajdze spał, co tam robił, czym się żywił? Jest pytanie, proszę opowiadać pobyt brata w tajdze. Dobrze moi drodzy ja opowiem, tylko to zajmuje trochę czasu. Ja będę to wszystko skracał, co tam przeżywałem, co widziałem, jak Sam Bóg mnie z takiego położenia wyprowadził. Na samym początku powiem wam, jak Pan Bóg uczynił miłość nade mną, to On mi powiedział takie Słowa, i ja od tego nigdy nie mogę odstąpić. „Wielu pragnie pracy, no nie mają, A tobie pracę wręczam Ja. Jak będziesz się trudził dla Chwały Mojej, to pobłogosławię a jak nie będziesz to odwołam”. 

W Ameryce żyjemy bardzo dobrze. Niektórzy mówią, że lepiej pojechać gdzieś na plażę i pogrzać się na, słońcu, wypocząć poleżeć i wielu tak czyni. Ale Pan mi mówi idź na nabożeństwo, my to zawsze robimy. Proszę módlcie się za nami, aby Bóg nas błogosławił. My niedawno przyjechaliśmy z Ukrainy. W przeciągu miesiąca mieliśmy 25 nabożeństw, w przeciągu 21 dni i to z podróżą. Jesteśmy pod ciężarem, każde nabożeństwo trwało 4 - 5 godzin. W miesiącu lipcu mieliśmy 26 nabożeństw, w przeciągu 21 dni, My już jesteśmy bardzo przemęczeni też nie chciałbym i was za długo zatrzymywać, bo niektórzy chcą iść do domu. Co wy jeszcze chcecie usłyszeć, to jak ja byłem w tajdze?, czy coś innego? O tajdze chcemy jeszcze słyszeć.

Jak mnie wywieźli w tą tajgę, to mi było bardzo ciężko pozbierać swoje siły, ciężko było zebrać się z umysłem. Ponieważ wewnątrz mnie była silna panika. Ja jak posłyszałem z głębi tego lasu, odgłosy tych zwierząt i ptaków na przykład sroka - jak tam gdzieś zakrzyczy. To mi wydawało się, że całe piekło powstało przeciwko mnie. Mnie tak było ciężko, ja silnie zacząłem modlić się do Boga. Na początku była taka nadzieja, że oni po mnie wrócą, że mnie zabiorą z powrotem. Gdy na dworze zaczęło ciemnieć, zrozumiałem że po mnie nikt z powrotem się nie wróci, że nie trzeba już tego i oczekiwać. Teraz ja przyniosłem taką modlitwę do Boga; „Panie daj mi siły zebrać się z swoimi myślami, żebym sam siebie pozbierał w kupkę, żebym ja nie rozpłynął się w tym świecie”. W takim położeniu można nawet i z umysłu zejść.

Pierwsze co mi Bóg położył na serce, to schować się od zwierzyny. Ja znalazłem takie miejsce koło górki, niedaleko od miejsca mego wyrzucenia. Tam rozrzuciłem śnieg i dobrałem się do mchu. Nie spodziewałem się tam mchu, chciałem sprawdzić jaki tam jest podkład, czy to miejsce nie jest na rzece. Mnie samochodem wiedli po zamarzniętej rzece. Było to w połowie grudnia, tą zamarzniętą rzeką przywieźli mnie aż. na samo miejsce do tajgi. Chciałem zna­leźć miejsce na legowisko i żeby to nie było na wodzie, W tym miejscu pod śniegiem był dość wysoki mech, tutaj postanowiłem zrobić sobie legowisko na noc. Takie legowisko jak dla niedźwiedzia, Naścinałem gałęzi, tak Pan mi dawał na umysł - co i jak mam robić. Nałożyłem jeden rząd gałęzi w jedną stronę, a drugi rząd gałęzi w drugą stronę, robiłem taki hamak. Jeżeli te gałęzie rozchyliło się rękami to można tam było wejść, a jeżeli nie to nie wszedłeś do tego legowiska. Później w ten otwór włożyłem mchu, ile tylko się dało, wszystkie dziurki wypełniłem mchem i śniegiem, a potem rozchyliłem te gałązki i wszedłem tam. Sam mogłem się zagrzać i skryć od zwierzyny, której w tajdze tak wiele. 

Rano jak tylko wyszedłem z tego legowiska, zauważyłem na śniegu bardzo dużo śladów, śnieg trochę posypie i na śniegu pojawiają się znowu nowe świeże ślady zwierząt. Myśliwym nigdy nie byłem, nie byłem wiejskim chłopcem, byłem chłopcem z miasta. Nigdy nie wiedziałem co to znaczy praca przy drzewie. Nie wiedziałem też co to znaczy mieć do czynienia ze zwierzyną. Wszystko to było dla mnie całkowicie nowe. Co tam można w mieście widzieć, tramwaj, trolejbus, autobus albo jeszcze pociąg. Wiejskiego życia nie znałem w ogóle . To wszystko mnie spotkało pierwszy raz i nagle. Nawet nie oczekiwałem, że ze mną coś takiego, kiedykolwiek może się stać. 

Gdy tak wpatrywałem się w ślady zwierząt, myślę jakiej zwierząt są to ślady, one były różne, były większe i mniejsze. Gdy tak wpatrywałem się w te ślady, zauważyłem, że jakiś zwierz przeszedł dwa razy po tym samym śladzie. Zrozumiałem że ten zwierz lubi chodzić tylko po swoim śladzie. Pomyślałem, że on i trzeci raz pójdzie po tym śladzie, Takie zrozumienie dał mi Bóg. Poszedłem za tym śladem i doprowadził mnie on do drzewa, pomyślałem że ten zwierz żywi się ptaszkami. Aby po moim przejściu nie było czuć zapachu człowieka, ślady swoje zakrywałem, przywiązaną do siebie małą choineczką, ona zamiatała moje ślady. 

Znalazłem miejsce, w którym ten zwierzaczek wychodził na drzewo, a później z niego znowu schodził, W tych miejscach zastawiałem takie pułapki, które sam w prosty sposób wykonałem. Bóg dawał mi na umysł jak je trzeba wykonać. Zrąbałem choinkę długości około 8 m, może trochę krótszą, później takiej samej długości zrąbałem drugą. Te dwa ramiona zaciosałem bardzo równo, żeby między nimi nie było żadnej szczeliny. Z cieńszego końca założyłem łyko ściągnięte z cienkiego krzewu, Gdy to naciągniesz to tak jakby powstawała sprężyna. Ta sprężyna tak sprężynuje, że jak te pałki upadną tobie na palec, to palec robi się siny. Te pałeczki położyłem pod ślad tego zwierzęcia, na wierzch wkładałem taki stożek. Jak naciśniesz pałkę, to stożek pada i ta pałeczka ściska tego, kto popadł pomiędzy te pałki. 

Pierwszy raz gdzieś po około czterech godzinach, poszedłem na obchód kontrolny i upolowałem sobola. Złowiłem pierwszego sobola. Soból ma bardzo drogie futro, ja jak jego zobaczyłem, to bardzo Bogu za to dziękowałem. Zrozumiałem, że Bóg mi dawał to co najdroższe w tajdze, to jest bardzo drogie futro. Zabrałem tego sobola. Byłem trochę zdziwiony, gdybym te drzewa dłuższe zrąbał, soból by się uwolnił, gdybym zrobił je krótsze też by się uwolnił, bo by łapkami dostawał do ziemi i by się wydostał z tej pułapki. I wysokość i grubość była taka jaka była potrzebna. Zdjąłem skórę z tego sobola, pociąłem na kawałki i owinąłem sobie palce na rękach i nogach. Bardzo mi zamarzały palce w rękach i nogach z tej przyczyny, że niczego nie jadłem. Jadłem tylko śnieg więcej niczego nie jadłem. Pierwszego sobola włożyłem w śnieg, ja jego jeść nie mogłem, on miał zapach jak kot, to było dla mnie obrzydliwe. Ja byłem bardzo głodny, no sobola jeść nie mogłem. Tak moje rzemiosło rozrastało się z każdym dniem. Zajdę do swojego legowiska, prześpię tam, czy przeleżę noc wstaję rano i widzę nowe ślady, są też ślady soboli. Ja znowu ich łowię w pułapki. W Tajdze upolowałem bardzo dużo soboli, Gdy przybyłem do jednostki wojskowej, przyniosłem ze sobą 50 ładnych skór sobolowych zdobytych zimą. Oprócz tego w te skóry się ubierałem, ocieplałem nimi także swoje legowisko.

Gdzieś około dziesiątego dnia ja zacząłem robić powrotny marsz do jednostki wojskowej. W tym czasie byłem bardzo głodny. Dziesięć dni niczego jeszcze nie jadłem. Od momentu, kiedy mnie tutaj wyrzucili nie jadłem niczego. Myślałem jak wrócę do tych soboli, to zacznę jeść te sobole. Zauważyłem że w lesie są kuropatwy, te ptaki są wielkości kurczaków i one latają. Zacząłem modlić się, mówię: „Panie Jezu daj mi tego kurczaka, ja chcę bardzo jeść”, zacząłem prosić tak w prostocie, jak ja to rozumiałem. Próbowałem je łowić, ale to nie było łatwe. Zrąbałem taką długą tyczkę i tą tyczką robiłem próbę, na jaką odległość ten ptak dopuści mnie do siebie. Mniej więcej na 10 metrów kuropatwa pozwalała mi podejść do siebie. Zauważyłem że takiej długości potrzebna mi jest tyczka, abym mógł upolować kuropatwę. Do tej tyczki w samym końcu założyłem pętlę zrobioną z kory cienkiego drzewa. To wszystko robiłem z modlitwą.

Po raz pierwszy, gdy polowałem na tą kuropatwę, pętlę trzymałem nad głową; kuropatwy około 40 minut. Ptak nie uciekał, a ja się modliłem, tylko dotknę a ptak ucieka, ja tak długo do tego się przygotowywałem. Mówię w modlitwie Panie daj mi to mięso, ja tak bardzo chcę jeść. U mnie ręce drżały, czuję że opadam z sił, tą tyczką dotykam już do głowy ptaka, myślałem że on ucieknie. Ptaki te mają swoje zasady, przed fruwaniem, on wyciąga szyję, a ja tego nie wiedziałem. Ptak wyciągnął szyję i prosto w tą pętlę, a ja zaciągnąłem tą pętlę i złowiłem pierwszą kuropatwę, później upolowałem takich ptaków bardzo dużo. Jadłem surowe mięso, jadłem mrożone mięso. Mrożone rozrzynałem na małe kawałki i zjadałem. Od takiego mięsa można zachorować. No, ale jak widzę błogosławieństwo Boże to nie zachorowałem. 

Po rozpoczęciu marszu powrotnego do jednostki, mniej więcej gdzieś po dobie mojego marszu, zauważyłem nad rzeką domki myśliwskie. Z nich korzystali myśliwi, którzy od czasu do czasu przyjeżdżali tu do tajgi polować na sobole. Gdy zaszedłem w pierwszy domek, to tam były suchary, była herbata, była tam świeca, drewno i zapałki. Można było zapalić ogień. To dla mnie był cudowny hotel jakiego ja w życiu jeszcze nie miałem. Lepszego hotelu od tego ja nie pamiętam. Skłoniłem kolana i tak bardzo Bogu dziękowałem mówię: „Panie Jezu jest dach nad głową, jest maleńki piecyk”. Tam stał stolik, a na tym stoliku taki napis.,... Podróżniku gdy ty zajdziesz do tego domku, zostaw pozostałe produkty swoje, zostaw suche produkty żywnościowe, wygaś ogień, zostaw porządek i podróżuj dalej. 

W czasie dalszej podróży takich domków spotkałem wiele na mojej długiej dalekiej drodze. W każdym jednym domku był taki sam napis. A na dole ja pisałem. Ja żołnierz armii rosyjskiej wywieziony do tajgi na śmierć dziękuję wam. Wy tym domkiem i zapałkami uratowaliście mi życie. Wierzę że ten mój napis wielu ludzi tam czytało. Mnie teraz wielu ludzi zaprasza abym ja przyjechał do Azerbejdżanu. Jeszcze w tym roku mamy jechać do Azerbejdżanu i tam prze­prowadzać wielkie Ewangelizacje. Chcę o tym mówić ludziom. My wiele razy widzimy, że przez takie świadectwa Bóg przemawia do grzeszników i ich zbawia. 

Są tacy, którzy dzwonią do Kijowa, pytają o historię mojej choroby. Pytają się czy mogą dowiedzieć się co w 1982 roku działo się z Frańczukiem Pawłem. Tam im odpowiadano; „uzdrowienie otrzymał na podstawie religijnych wyznań i wiarę w Boga”. Niektórzy mówią jakby to się nie działo, jak byśmy nie dowiedzieli się o tym, to byśmy i nie uwierzyli. Ludzie tłumnie idą do zbawienia, zobaczyli że to Bóg uczynił taki cud w moim życiu. Powiem wam nikt tego odrzucić nie może, bo tam w konsylium zasiadało 12 ludzi, oni swoimi podpisami poświadczyli tą prawdę. Nikt tego odrzucić nie może, ani zmienić, ani też zniszczyć nie może. Tych 12 ludzi jednoznacznie podpisało i oni to poświadczają że wszystko to się ze mną działo. Tym sposobem Pan mnie uratował i zbawił.

W Tajdze też były takie chwile, wiosną ja wychodziłem na takie polany, stopniał już śnieg. Tam były całe stada ptaków, jak indyki. One wybierały z pośród siebie takich przywódców do walki w pojedynkę, I tak zabijały się aż na śmierć, zwycięzcy stado zwyciężało i przeganiało stado pokonanego. Ja siadałem w nie widocznym miejscu i czekałem na koniec tej walki. Po tej walce wychodziłem i zbierałem to mięso, i wtedy miałem co jeść. 

W tajdze miałem też spotkanie z rysiem staliśmy naprzeciw siebie w odległości około 15 metrów. My tak staliśmy naprzeciw siebie około 2 godzin, patrzyliśmy jeden na drugiego. Ja do tego zwierza mówię; „W Imieniu Pana Jezusa Chrystusa odejdź stąd” a on stoi i patrzy na mnie. Ryś to takie zwierzę, które w każdym czasie może rzucić się na człowieka, i od niego ratunku nie ma, u mnie nie było broni żadnej. Po prostu Pan Jezus ratował i zbawiał. Jeżeli by Pan Bóg nie szedł w przedzie, ja bym dawno zginął. Na pewno was ciekawi mój powrót do jednostki i reakcja oficerów na mój powrót. 

W lipcu w końcu lata wróciłem do jednostki wojskowej. Byłem z brodą, zarośnięty cały, w ogóle się nie goliłem, kąpałem się w rzece, nie było trudno to robić, bo latem wody było dużo. Jak wchodziłem do jednostki, było u mnie 50 skór sobolowych. Żołnierze, którzy stali na kontrolnym punkcie mówią stój dokąd idziesz. Chciałem przejść ten punkt kontrolny. Obróciłem się, żeby oni mnie poznali i mówię 'Mułła' wrócił. Jak tylko wypowiedziałem słowo 'Mułła' to było wszystko. Ja już na nogach nie szedłem. Ci żołnierze mnie wzięli na ręce i nieśli na rękach. Wnieśli mnie do jednostki woskowej, z wielkim szumem i krzykiem: ktoś krzyczał „bohater wrócił”, ktoś krzyczał „Frańczuk wrócił” inny krzyczał 'Mułła wrócił, kto jak chciał tak i krzyczał.

W czasie tego wielkiego szumu i krzyku z kancelarii wyszli oficerowie. Podeszli, popatrzyli, im bardzo było wstyd, a ja czułem się jako zwycięzca. Mnie było bardzo lekko patrzeć im w twarz. Stanął przed nimi ten, którego chcieli zniszczyć i zabić, ale nie mogli. Jeden z oficerów mówi nam nieładnie przed tobą, ty nam przebacz. Mówi mi, że my z tobą żartowali, my za tobą wrócili. Mówię towarzysze oficerowie nie zajmujcie się kłamstwem. Wy jeszcze w tym wszystkim i kłamcami jesteście. Wy wiecie że ja nigdzie nie mogłem pójść, ja. znajdowałem się tam na tym miejscu. Było bardzo zimno, ja nie mogłem odejść nigdzie na bok. Zatrzymałem się i czekałem, że wy po mnie wrócicie, ale wy nie wróciliście. 

O jak wstyd było tym ludziom, jak silnie oni się wstydzili. Tym bardziej że oni powiadomili moich rodziców, iż ja zaginąłem bez wieści, żołnierzom powiedzieli, że ja gdzieś przepadłem, i że mnie nikt znaleźć nie może. A ja wrócił do tych samych żołnierzy. Żołnierze całymi dniami i nocami słuchali, abym im opowiadał: gdzie byłem i co się ze mną działo, jak ja przeżywałem i jak Bóg mnie od tego wszystkiego ochronił.

Żołnierze byli tym wszystkim co opowiadałem wzburzeni, mówili że tych oficerów trzeba rozstrzelać. A ja mówię nie trzeba ich też trzeba miłować. Ci oficerowie podeszli do mnie i mówią, a co ty przyniosłeś z sobą, u ciebie tak dużo skór, ja odpowiadam skóry sobolowe przyniosłem. To może ty ich nam sprzedaj na kołnierze dla naszych żon. Oficerowie zakupili u mnie te skóry zapłacili po 100 rubli za jedną, około 5000 rubli zapłacili mi za te skóry. Miałem za co i z czym przyjechać i z rosyjskiej armii, i miałem za co pokupić sobie rzeczy, a także jak to się mówi, miałem za co ożenić się. Wtedy nie pracowałem, te 5000 rubli to wtedy były wielkie pieniądze, bardzo Bogu za to dziękowałem. Od czasu, kiedy wróciłem do jednostki oficerowie już mi nie dokuczali, nikt mnie już nie zaczepiał.

Tak konkretnie powiedzieli żeby temu człowiekowi już nie dokuczać. Oni wiedzieli, że encefalitne kleszcze zrobiły swoją robotę i mnie wkrótce spotka tak wyczekiwana przez nich śmierć. Te kleszcze, które mnie pokąsały, były takie szare, małe, a tył ich był pomarańczowy. W tej części pomarańczowej znajdowała infekcja choroby encefalitu. Ten kleszcz to taki owad, jak lezie po ciele, to wydziela taką pianę jak narkotyk. Człowiek nie czuje, że po ciele pełznie kleszcz. On wchodzi w miękkie części ciała j i kiedy już wejdzie, pije krew, to dopiero zaczynasz odczuwać, że on jest.

Próbujesz go wyciągnąć, ale nie możesz, jego głowa znajduje się już w twoim ciele. Można tylko tą tylną część oderwać, ale tam jest rana i ta infekcja encefalitu wejdzie w tą ranę i powstaje zakażenie. Nikt nie może uchronić się od tych, jadowitych kleszczy, a jak ta infekcja popada w organizm człowieka, to nie ma ratunku u ludzi. Tylko Bóg uzdrowi. 

Moja służba była w latach 1974 – 1976r. W roku 1976, ja mogłem chodzić samowolnie do przyjaciół w Azerbejdżanie. Tam wiele kobiet starszych mnie znało. Chodziłem do nich i my tam wzosiliśmy modlitwy do Boga. W końcu postanowiłem złożyć dokumenty do Instytutu Kolejowego Transportu w Chabarowsku. Do Chabarowska z jednostki wojskowej było około 4 godziny jazdy pociągiem. Miałem ukończone Kolejowe Technikum Budowy Mostów i Tuneli, zdałem egzaminy, otrzymałem przeniesienie do rezerwy i w miesiącu wrześniu, pojechałem się uczyć w Chabarowskim Instytucie Kolejowym. Trochę wcześniej pojechałem do domu, gdy wróciłem z domu to pojechałem do Instytutu. Byłem na Ekonomicznym fakultecie, po dwóch latach ode mnie zażądali, abym ja zapisał się do Komsomołu. Nie dałem zgody, odmówiłem postanowiono mnie skreślić z listy studentów. Przeniosłem się jednak, do Dniepropetrowskiego Instytutu na zaoczny wydział, tam pouczyłem się jeszcze dwa lata i znowu te same problemy z ateistycznym komsomołem. Znowu przenoszę się tym razem w Kijowski Instytut. Takim sposobem ja zakończyłem Kijowski Instytut Ekonomiczny o specjalności, Specjalista Budowy Mostów i Tuneli Kolejowych. Dyplomu mi nie wydali, bo ja nie jestem komsomolec. Dyplom jednak obroniłem. Taka krótka historia mojego życia. Zauważam że czas płynie szybko i wam trzeba już iść do domu. Niech was Bóg Błogosławi.

JEZUS CHRYSTUS WCZORAJ DZISIAJ I NA WIEKI JEST TEN SAM

Z języka rosyjskiego na język polski przetłumaczył Cz.Wdowiak
opracował B.Szymański

Paweł Franczuk (Berdyczewski)

Artykuł pochodzi z http://ewzwalimski.pl.tl/

Kościół Chrystusowy w Połczynie Zdroju