A A A
Morze
Obserwacja morza z perspektywy lądu a pływanie na głębokich wodach to dwie różne sprawy.
Można być zanurzonym nawet po pas w wodzie, ale zawsze mieć grunt pod nogami, a więc i szansę ucieczki w głąb lądu.
Ale można też wypłynąć na pełne morze, gdzie jedyny twardy grunt stanowi deska pokładu, a i ta jest kołysana przez fale.
To ciekawe i nieswoje uczucie – być zupełnie zależnym od zjawisk i wydarzeń, na które nie mamy wpływu.
A z drugiej strony – właśnie wtedy, kiedy kończy się grunt pod nogami zaczyna się prawdziwe życie w wierze.
Dobrze jest skończyć z ucieczkami w głąb lądu, gdy podpowiada tak nasza intuicja, doświadczenie, a często strach.
Z czasem, przyzwyczaimy się do kołysania statkiem i do widoku wszechobecnej wody.
Z czasem, brak gruntu przestanie nam przeszkadzać.
Z czasem, nawet burza nie będzie stanowiła zagrożenia, skoro w naszej łodzi jest Ten, który jednym słowem potrafi ją uciszyć.
A może z czasem, tak jak Piotr, opuścimy pokład i pójdziemy po morzu, jeśli nas Jezus zawoła.
A więc: nad morzem, na morzu czy po morzu?
„Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie. A On rzekł: Przyjdź. I Piotr, wyszedłszy z łodzi, szedł po wodzie i przyszedł do Jezusa” Mt. 14,28-29
jasKościół Chrystusowy w Połczynie Zdroju