A A A
Świadectwo Luizy

Wychowałam się w rodzinie katolickiej, w której jednak nie było Boga. Życie w moim domu przypominało piekło, dominował w nim szatan. Mój tata wciąż pił, wcześniej również bił mamę oraz ją zdradzał. W domu zawsze brakowało pieniędzy na podstawowe rzeczy. Często nie mieliśmy na chleb, nasze mieszkanie było zadłużone, groziła nam eksmisja.

Ok. 1995 roku moja mama zaczęła uczęszczać do Zboru Zielonoświątkowego w Częstochowie. Również w tym roku przyjęła Jezusa. Zaczęły się wtedy dziać niesamowite rzeczy w naszym życiu - CUDA! Dług w spółdzielni został spłacony, do dziś nie wiemy jak. Starczało nam pieniędzy na jedzenie. Tata mój zaczął dawać mamie jakieś pieniądze na życie oraz pił mniej alkoholu. Widzieliśmy te zmiany i wiemy, że od wtedy Bóg zaczął działać w naszym życiu. Oczywiście, nie znaczy to, że mój tata przestał z dnia na dzień pić, ale wcześniej pił niemal codziennie, potem już 2-3 razy w tygodniu, teraz jeszcze rzadziej. Jego koledzy, również alkoholicy, od tamtego czasu zaczęli się wykruszać. Tata miał więc coraz mniej kompanów do kieliszka. Życie jednak z nim nadal nie było łatwe, często latem leżał pod ławką pijany. Patrzyłam na takie sytuacje i nie mogłam uwierzyć, że to mój tata: brudny, śmierdzący i nieprzytomny od alkoholu. Nieraz zdarzało mi się go wyzywać, lecz niestety to nie skutkowało, tylko bardziej rozwścieczało. Tata nieraz mówił mi, że nie chce takiej córki, i że na pewno nie jestem jego dzieckiem tylko jakimś bękartem. Zdarzało mu się także mówić, że mam się do niego nie zbliżać i faktycznie mając ok. 14 lat przestałam ze swoim tatą rozmawiać. Cisza między nami trwała długo, ok. 5-6 lat. Nadal jednak widziałam, jak trwa w nałogu. Gdy był pijany, często mówił do nas słowa, które nie nadają się do przytoczenia. Byłyśmy wciąż poniżane, mogę również stwierdzić, że znęcał się nad nami psychicznie.

Ja, będąc jeszcze dzieckiem ( mając ok. 15 lat) nie wytrzymywałam już tego. Moje serce krwawiło, gdy widziałam jak mój tata odnosi się do mnie, a jak do moich braci. Ja zawsze byłam najgorszym dzieckiem, choć zawsze byłam prymuską, najlepszą uczennicą w każdej szkole, do jakiej chodziłam. Starałam się być także dobrym dzieckiem, nie sprawiającym kłopotów wychowawczych, tak bardzo chciałam aby tata to dostrzegł… Jednakże on nadal nie zwracał na mnie uwagi. Z tego też powodu pewnej nocy postanowiłam, że najlepiej będzie zakończyć to beznadziejne życie. Jednakże nacięcia, które zrobiłam były zbyt płytkie, więc nic mi się nie stało. Wolą Bożą było abym żyła… Potem związałam się z subkulturą skinheadów. Nazizm stał się moim drugim ja. Mama nieraz mówiła mi o Bogu, byłam również z nią parę razy w Zborze w Częstochowie. W „Hosannie” bardzo mi się podobało, widziałam wielu szczęśliwych ludzi, będących blisko Pana, radujących się, pokładających pełną ufność w Bogu. Jednakże wracając do domu i patrząc na mojego tatę, dochodziłam do wniosku, że jednak Boga nie ma, bo pozwala abyśmy tak strasznie cierpieli. Często zadawałam Mu pytanie: dlaczego moja rodzina musi tak cierpieć i co Mu takiego zrobiliśmy…

Na studiach przyszło jednak niewielkie opamiętanie. Gdy miałam problem, zwracałam się do Boga, jednakże moja wiara była powierzchowna. Zerwałam z subkulturą, jednakże od czasu do czasu zdarzało mi się słuchać muzyki nazistowskiej. Taki stan półwiary trwał 5 lat. Kiedy wyszłam za mąż moje życie zaczęło się schylać ku upadkowi. Mój mąż okazał się człowiekiem uzależnionym od gier. Komputer zawsze był na pierwszym miejscu. Zaczęłam się modlić o niego, przyjęłam Jezusa do serca, bo wiedziałam, że sama nic nie mogę już zrobić. Wróciwszy do Polski ( mieszkaliśmy z mężem w Niemczech), prosiłam także moją mamę o modlitwę. Modliłyśmy się za mojego męża i moje małżeństwo w dzień i w nocy. W tym czasie Bóg pokazał nam, co w naszym domu jest przeklęte: miałam segregator z artykułami o voodoo, wywoływaniu duchów, zjawiskach paranormalnych, posiadałam także wiele artykułów i płyt o nazizmie. To wszystko wyrzuciłam, aby nigdy już do tego nie wrócić w chwilach słabości. Moja wiara zaczęła się wówczas jeszcze bardziej umacniać, czułam że oczyściłam się z demonów przeszłości, wybaczyłam także swojemu tacie oraz wszystkim innym ludziom, którzy mnie skrzywdzili. Zaczęłam wielbić Pana całym swym sercem i duszą, czułam się lekka i radosna, a po moich policzkach płynęły łzy radości. Tylko dzięki Jezusowi przetrwałam miesiąc próby i ogromnego cierpienia. Starałam się nie poddawać, wierzyłam, choć nieraz szatan próbował mnie złamać. Starałam się nie patrzeć na okoliczności tylko wierzyć, choć wylewałam morze łez. Widziałam bowiem jak mój mąż pisze z innymi kobietami, jak chce się z nimi umówić, jak czule do nich pisze, a do mnie się nie odzywa. Moje serce oraz serce mojej mamy to była jedna wielka rana, bo to wszystko strasznie bolało. Nie ustawałyśmy jednak w modlitwie, gdyż tylko ona dawała nam ukojenie i radość. Wciąż w głowie miałam dwa cytaty z Biblii: „ Wszystko mogę w tym, który mnie wzmacnia, w Chrystusie” ( Fil. 4,13) oraz „ Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje, a kto kołacze, temu otworzą.”( Łk. 11, 9-10). Te dwa cytaty budowały mnie, gdy już myślałam, że upadnę i nie wytrzymam tej próby. Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Babcia mojego męża, z którą nie miałam dobrego kontaktu, i zaprosiła mnie do siebie. Zastanawiałam się i modliłam. Nie chciałam nic robić przeciwko Najwyższemu, poddałam bowiem się całkowicie Jego woli. Odpowiedź na pytanie znalazłam w Biblii – przecież żona z mężem jest jednym ciałem... W przeddzień mojego wyjazdu rodzina męża zapewniała mnie, iż po mnie przyjdzie. Niestety okazało się, że nie przyjedzie, gdyż nie chce się mieszać w sprawy mojego małżeństwa. Ja jednak czułam, że powinnam jechać. Gdy modliłyśmy się z moją mamą, nagle zadzwonił telefon. Okazało się, że moja teściowa oraz jej siostra stoją przed moim blokiem i czekają na mnie. To było po prostu niesamowite Boże działanie. To był kolejny CUD w moim życiu, Bóg zlitował się nade mną, nad moim małżeństwem. Nasze modlitwy i błagania zostały wysłuchane! Jadąc, modliłam się o skruszenie serca mojego męża i o to, aby Duch Święty pomógł mi w rozmowie, bo ja po prostu nie wiedziałam, jak z nim rozmawiać. Rozmowa na początku była trudna, padło słowo „rozwód” z ust mojego męża. Zabolało mnie to, więc wybiegłam z jego pokoju zapłakana, ale z modlitwą w sercu. Gdy wróciłam po chwili i zaczęliśmy rozmawiać, mój mąż stwierdził, że nie chce beze mnie żyć.

Jednak walka trwała nadal. Mój mąż nie rozmawiał ze mną, za to wiele czasu spędzał na rozmowach z innymi kobietami i na graniu w gry komputerowe. Ja go w ogóle nie interesowałam. Każdego dnia modliłam się z moją mamą, prosiłyśmy i błagałyśmy Boga o pomoc. Niestety pomoc nie nadchodziła. Wylałyśmy razem miliony łez, myślałyśmy o tym, aby się poddać, jednakże Bóg każdego dnia napełniał nas wiarą, Jego Słowo nas pocieszało. W tym czasie każdego dnia słuchałyśmy wielu kazań, które bardzo nas budowały, dawały nadzieję że nadejdzie dzień, w którym Pan uciszy burzę w moim małżeństwie oraz zmieni mojego męża. Te miesiące były bardzo, bardzo trudne. Gdyby nie obecność Boga, Jego Słowo, znaki jakie otrzymywałyśmy, nie wytrzymałybyśmy tego wszystkiego. Jednak nasz Pan był z nami, przyodziane w Jego zbroję, mogłyśmy każdego dnia toczyć walkę.

W końcu 3 listopada nastąpił jakiś przełom. Mój mąż niespodziewanie do mnie przyjechał i poprosił o akt małżeństwa. Wziął go i powiedział, że jedzie złożyć pozew o rozwód. Gdy pojechał, tonąc w łzach padłam na kolana, zadzwoniłam także do mojej mamy i obydwie zaczęłyśmy się modlić. Wiedziałyśmy, że ostatnie słowo należy do naszego Pana. I jakież było moje zdziwienie, gdy mąż ok. 4 godziny później zadzwonił. Okazało się, że tak naprawdę nie chce rozwodu…

To tylko Bóg mógł uczynić. Kiedy nie widziałam żadnego wyjścia, Pan objawił swoją chwałę!!! Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych.

Moje małżeństwo nie jest idealne, ale jest na pewno lepsze niż było. Modlę się każdego dnia za mojego męża, aby mógł poznać Jezusa i żeby stał się On Panem jego życia . Dom bez Jezusa nie ma żadnych szans powodzenia, to taki domek na piasku, który podda się każdej burzy. A ja chcę aby mój dom był zbudowany na mocnej skale – na Jezusie Chrystusie.

W tym miejscu chciałam nadmienić, iż nie tylko ja modliłam się z mamą, lecz także poprosiłam o modlitwę kilku pastorów. Chcę podziękować w tym miejscu pastorom: Stanisławowi, Mirosławowi, Waldemarowi, Jarosławowi, Leszkowi, Tomaszowi, Mariuszowi oraz ich Zborom, wszystkim Braciom i Siostrom, którzy modlili się za moje małżeństwo i mojego męża. Dziękuję także Braciom za każde kazanie, które mogłam posłuchać w Internecie – jak dobrze, że Bóg ma tak wspaniałych ludzi, którzy głoszą Słowo Boże. Przede wszystkim jednak dziękuje Bogu za to, że okazał Nam tak wielką łaskę i miłość…

Zostańcie wszyscy z Panem i ciągle Mu ufajcie, na Nim nigdy się nie zawiedziecie. On Was zawsze wyratuje, nawet z najgorszej opresji.

LuizaKościół Chrystusowy w Połczynie Zdroju